Kontrowersyjna "zawodniczka" z Algierii Imane Khelif zdobyła olimpijskie złoto, górując siłą nad innymi pięściarkami w kobiecym boksie. Panie nie miały żadnych szans z "rywalką", której płeć została zakwestionowana rok temu podczas mistrzostw świata. Wtedy skończyło się dyskwalifikacją, ale MKOl to nie przeszkadza - dopuścił Khelif do startu, a ta zmiotła z ringu wszystkie rywalki. I temu akurat trudno się dziwić.
Imane Khelif znalazła się w centrum kontrowersji związanych z testami na ustalenie płci, podobnie jak Lin Yu Ting z Tajwanu, która w sobotę będzie rywalką Julii Szeremety w finale kat. 57 kg. Obie "zawodniczki" nie zostały dopuszczone do ubiegłorocznych mistrzostw świata przez Międzynarodową Federację Bokserską (IBA), ale Międzynarodowy Komitet Olimpijski dopuścił "pięściarki" do rywalizacji w Paryżu.
Kontrowersje był tym większe, że Khelif nie tylko wygląda jak mężczyzna, ale również dysponuje niespotykaną wręcz w boksie kobiet siłą. Włoszka, która z nią walczyła, nie chciała ryzykować zdrowiem i poddała się wkrótce po rozpoczęciu walki. Inne bokserki walczyły do końca, ale nie miały szans z tak silną przeciwniczką.
Finał igrzysk był w zasadzie tylko formalnością. Chinka Yang Liu nie miała żadnych szans z "rywalką". Przewaga siły była zdecydowana i to ręka Khelif powędrowała w górę. Złoty medal jedzie do Algierii, ale jeszcze długo będzie mówić się o tym, czy to sprawiedliwe rozstrzygnięcie.