Centrum Radioterapii Amethyst w Zgorzelcu to miejsce, którego budowa i wyposażenie w urządzenia najnowszej generacji kosztowało ok. 60 mln zł. Nadal jednak nie realizuje świadczeń w oparciu o kontrakt z Dolnośląskim Oddziałem NFZ. Wciąż brakuje odpowiedzi na pytania: dlaczego do tej pory placówka nie otrzymała finansowania kompleksowej terapii onkologicznej, ani kiedy ono nastąpi.
Wiadomo jednak, kiedy dojdzie do demontażu akceleratorów - urządzeń, które pierwotnie miały służyć pacjentom onkologicznym. Pozostało zaledwie kilka dni, bo pierwszy etap rozbiórki Centrum zaplanowano na 9 października br.
W sprawie, która od miesięcy wywołuje kontrowersje w regionie, a także, w której wypowiadali się najwyżsi rangą politycy, skontaktowaliśmy się z Kajetanem Marcinkowskim. Obok pełnienia funkcji przewodniczącego Klubu Gazety Polskiej w Zgorzelcu, od roku angażował się w kwestii tamtejszego oddziału radioterapii, jako łącznik pomiędzy stroną społeczną a sferą polityczną.
Po kilku minutach rozmowy, jako przyczynę obecnego stanu w zgorzeleckim szpitalu, podaje postawę dra hab. Adama Maciejczyka.
- Dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologicznego jest radioterapeutą. Był też kierownikiem trzech pobliskich radioterapii: w Jeleniej Górze, w Legnicy i we Wrocławiu. Zgorzelec od zewnątrz jest zaopatrzony w usługi ze strony DCO. Oprócz tych funkcji jest też wojewódzkim konsultantem ds. radioterapii. Ponadto, to prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego - wymienił na początku pełnione przez dra Maciejczyka funkcje.
Nasz rozmówca przyznał, że "gdy rola dra Maciejczyka maksymalnie wzrosła w tej materii, wówczas negatywnie opiniował zgorzelecką radioterapię".
- W efekcie tego dolnośląski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia odmawiał kontraktu, „bo pan konsultant wypowiada się negatywnie”. Kłamliwie argumentowano, że w pobliżu są inne radioterapie. Dojazd do Jeleniej Góry czy do Legnicy trwa około półtorej godziny. To nie jest szybki dojazd, dla starszego, schorowanego pacjenta. 70 proc. z nich to ludzie w wieku wyższym niż 70 lat. Są kompletnie bezradni
- tłumaczył Marcinkowski.
Krytykując dalej postawę dra Maciejczyka, zwrócił uwagę, że ten "w ubiegłym roku, wydając opinie nt. oddziału radioterapii w Zgorzelcu, posługiwał się danymi za 2012 rok". - Nie można było oczywiście zarzucić mu kłamstwa. Przecież bazował na prawdziwych danych, ale wysoce nieaktualnych - dodał.
Szef zgorzeleckiego Klubu "GP" przywołał też deklaracje polityków, które na nowo rozpalały nadzieje miejscowych pacjentów. Sztandarowym przykładem miały być słowa, jakie padły z ust Łukasza Szumowskiego, byłego już dziś ministra zdrowia. Polityk jeszcze w czerwcu br. deklarował, że w najbliższych tygodniach pojawią się konkursy, które miały objąć również zgorzelecki szpital i oddział radioterapii. Podkreślał jednak, że plany pokrzyżowała epidemia koronawirusa.
Zapewniając, że "potrzeby onkologiczne tego terenu są zabezpieczone w postaci trzech innych ośrodków", to wyrażał też zrozumienie, że "dojazd po kilkadziesiąt kilometrów dla pacjentów ze Zgorzelca i okolic jest uciążliwy".
Odnosząc się postawy Dolnośląskiego Centrum Onkologicznego, wskazał, że ośrodek wystawił krytyczną opinię szpitalowi. - W sposób nieuprawniony zakwestionowano aspekty leczenia onkologicznego. W piśmie ze strony DCO wyczytać można zdumiewającą propozycję - mówił dalej Marcinkowski.
- Zasugerowali (DCO -red.), że będą podstawiali busy w Zgorzelcu, by ludzie mogli udać się do Jeleniej Góry, Legnicy bądź Wrocławia. To kompletna herezja w dobie pandemii. Ekipa dra Maciejczyka zachowała się, jakby mogła wszystko. Nasi starsi pacjenci, w dużej mierze bez żadnej odporności, mają być upychani do busów i udawać się do ośrodków, które są upchane pacjentami
- wskazał nasz rozmówca.
Solidarność i wsparcie dla zgorzeleckiej społeczności wyraziły Kluby Gazety Polskiej z: Essen, Hamburga, Paryża, Birmingham, Dzierżoniowa II, Pabianic, Gdyni, Monachium, Płocka, Gostynina i Tarnowskich Gór, Warszawy, Wrocławia, Oświęcimia, Lubomierza, Łodzi, Tczewa i Wejherowa.
Ponadto, poparcie i modlitwę w intencji pozytywnego finału sprawy zadeklarowali zgorzeleccy duchowni. Po parafii św. Bonifacego, do modlitwy przystąpiła parafia pod wezwaniem św Józefa Robotnika.