Słowa Władimira Putina, sugerujące, że Polacy nie dość, iż nie mogą się Rosji „czepiać” za jakieś historyczne przewiny, to jeszcze powinni być Moskwie wdzięczni, są nie pierwszą taką zagrywką rosyjskiego satrapy. Na takiej i podobnych jedzie on od lat. Ot, choćby przypisując Polakom nawet nie tylko współudział w Holokauście, ale wręcz jego wymyślenie i „podrzucenie” pomysłu Niemcom. Tym razem w telewizyjnym przemówieniu car Władimir rzekł, iż Stalin ofiarował Polakom tyle wspaniałych ziem na zachodzie, że powinnismy być za to Rosjanom wdzięczni.
Przypomina w tym złodzieja i bandytę, który cały dom obrabował, spalił potem i połowę mieszkańców zabił, a potem od tych, co przeżyli domagał się wdzięczności – nie dość, że oszczędził obórkę, to jeszcze kawałek łąki sąsiadów ofiarował.
Kwestia tzw. Ziem Odzyskanych była zresztą silnie obecna w narracji peerelowskiej, stanowiąc jeden z podstawowych elementów sowieckiej ścieżki propagandowej, mającej uzasadnić grabież Kresów. A używano przecież w tym celu także innych manipulacji językowych – choćby mówiąc o „repatriacji” i „repatriantach”. Ludzie wysiedlani z zabranych przez Sowietów na Kresach miast, miasteczek i wsi jechali do nowego miejsca zamieszkania, najczęściej właśnie na Ziemie Odzyskane i byli nazywani „repatriantami”, czyli „powracającymi do ojczyzny” zupełnie tak, jakby wcześniej jej nie mieli. A było na odwrót, ich właśnie z ojcowizny i z ojczyzny wysiedlano.
Język służył sprawie propagandowej, jak zresztą przy wszystkim, co miało służyć sprawie „wyzwolicieli” i tak malował rzeczywistość, by uwierzono w ufarbowaną fasadę, nie widząc schowanej pod nią prawdy.
Tego samego języka używa obecnie Putin, prowadząc z Polską (już od wielu lat przecież) wojnę propagandową. Po naszej stronie leży to, by mądrze odpowiadać – nie tylko na potrzeby wewnętrzne, na naszym podwórku, ale też jeśli chodzi o przekaz idący w stronę świata. Bo świat, niestety, cały czas słucha tego, co gada Putin. Nawet wtedy, gdy plecie propagandowe androny.