Dzisiejsze Niemcy, jak i Rosja, są kontynuatorami tych, które istniały we wrześniu 1939 r. Niemcy kanclerza Olafa Scholza nie poczuwają się do polityki eksterminacji naszych przodków, a Rosja Władimira Putina jest następcą Rosji Józefa Stalina. Oba kraje nie zamierzają zadośćuczynić krzywdom.
Teoretycznie rachunek wobec Rosji byłby dużo wyższy. Ze względu na długość okupacji oraz intensywność zła, które nam wyrządziła. Wszak nie byłoby II wojny światowej, gdyby nie Józef Stalin. Adolf Hitler potrzebował gwarancji od ZSRS i tę gwarancję uzyskał – stąd pakt Ribbentrop-Mołotow, który w tajnym protokole zakładał IV rozbiór Polski. Nie byłoby 1 września, gdyby nie zobowiązanie, że nastąpi 17 września. 17 września miał zresztą nastąpić dużo wcześniej. Choć początkowo była mowa o 12 lub 13 września, Stalin zwlekał, bojąc się, że do wojny – zgodnie z umowami – włączą się Anglia i Francja.
Dlatego nie rozdzielajmy 1 września od 17, bo wtedy przyznawalibyśmy, że napadli na nas tylko Niemcy, a Rosja Sowiecka już nie. Tego chciałaby rzecz jasna Moskwa, w której intensywnie rozwijana jest propaganda, że wojna wybuchła w czerwcu 1941 r., kiedy niewinne Sowiety zostały zaatakowane przez agresywne hitlerowskie Niemcy. I ta propaganda działa. Coraz częściej na świecie Rosję Stalina przedstawia się nie jako agresora, okupanta, ale zwycięzcę i wyzwoliciela.
Istnieje również pewien problem prawny – z Niemcami byliśmy w stanie wojny, a z Sowietami nie. Ale przecież każde dziecko w szkole powinno wiedzieć, że pod pretekstem wyzwolenia ludności ukraińskiej i białoruskiej spod buta polskiego pana i rzekomego nieistnienia państwa polskiego Sowieci po prostu dokonali na nas zbrojnej agresji. „Naszym podstawowym obowiązkiem jest zniszczenie Polski. Celem jest nie tylko zajęcie kraju, ale unicestwienie każdej żywej istoty… Bądźcie bezlitośni! Bądźcie brutalni… Postępujcie z najwyższą surowością… Ta wojna ma być wojną zagłady” – mówił przed najazdem na Polskę Hitler, a Niemcy (nie naziści) słuchali go. Sowieci, choć ukrywali swoje prawdziwe cele, dążyli do tego samego: unicestwienia Polaków, stąd niszczenie narodu, szczególnie inteligencji, Katyń, wywózki na Sybir.
Pamiętajmy o tym w kolejną rocznicę tragicznego września 1939 r.: napaści sowieckiej Rosji na Polskę. I domagajmy się od Niemiec i Rosji nie tylko reparacji wojennych, lecz także odszkodowań m.in. za zbrodnie na ludziach, wykorzystywanie niewolniczej siły roboczej, niszczenie majątku narodowego, kradzieże.
22 października 1939 r. ZSRS na zagarniętych terenach Rzeczypospolitej urządził „wybory do zgromadzeń ludowych zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy”. Te pseudowybory zostały oczywiście poprzedzone propagandą, której pierwszym aktem była nota dyplomatyczna, jaką 17 września 1939 r. o świcie otrzymał polski ambasador w Moskwie Wacław Grzybowski: „Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. […] Warszawa jako stolica Polski, już nie istnieje. Rząd polski uległ rozkładowi i nie przejawia oznak życia. […] Tym samym utraciły ważność umowy, zawarte pomiędzy ZSRS a Polską […] Wobec powyższych okoliczności Rząd Sowiecki polecił Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy”. Ani jedno zdanie nie było tu prawdziwe.
Państwo polskie nie zbankrutowało. Warszawa biła się jeszcze 11 dni: skapitulowała 28 września 1939 r. Legalny, bo działający na podstawie konstytucji kwietniowej rząd RP, po przeniesieniu do Francji, a potem Wielkiej Brytanii, będzie istniał do grudnia 1990 r. Armia Czerwona nie przekroczyła granicy, tylko brutalnie, bez wypowiedzenia wojny, nas zaatakowała, mordując wszędzie branych do niewoli jeńców wojennych (jak później w Katyniu), oraz nikogo i niczego nie wzięła pod opiekę, ale zaczęła totalnie zabijać, łupić i niszczyć. Jednak to ludobójstwo i barbarzyństwo trzeba było – wzorem moskiewskim – zalegalizować. Temu służyły wspomniane „wybory”. Decyzję o ich przeprowadzeniu podjęło 1 października 1939 r. Biuro Polityczne KC WKP(b) – to samo najwyższe gremium sowieckie, które decydowało wcześniej o ludobójstwie w ramach „operacji polskiej NKWD”, a później o ludobójstwie katyńskim. Od początku szalały terror i propaganda. 22 października dodatkowo po miastach poruszały się specjalne grupy agitacyjne: piesze lub samochodowe, namawiające do głosowania na kandydatów „demokratycznych”. W lokalach wyborczych mieszkańców zachęcano kupnem niedostępnych na ogół towarów lub napiciem się alkoholu. Opornych doprowadzano siłą.
Jakie były wyniki? Na „zachodniej Ukrainie” frekwencja wyniosła 92,83 proc., z czego ponad 90 proc. „głosowało” na „demokratów”. Na „zachodniej Białorusi” było to odpowiednio: 96,7 i także ponad 90 proc.
10 lutego 1940 r. – to druga data po sowieckiej agresji 17 września 1939 r., która głęboko zapadła w pamięci mieszkańców Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. O świcie rozpoczęła się pierwsza masowa wywózka Polaków do syberyjskich łagrów, oficjalnie nazywana „przesiedleniem”. Objęła ponad 220 tys. ludzi – urzędników państwowych (m.in. sędziów, prokuratorów, policjantów), działaczy samorządowych, leśników, a także właścicieli ziemskich i osadników wojskowych z rodzinami. Wywiezieni trafili do północnych regionów ZSRS, w okolice Archangielska oraz do Irkucka, Kraju Krasnojarskiego i Komi.
Tę akcję eksterminacyjną, której celem było wyniszczenie Polaków, przygotowano dużo wcześniej w sposób bardzo szczegółowy. Uchwałę o wysiedleniu z „zachodnich obwodów Ukraińskiej i Białoruskiej SRS” „osadników” (czyli polskich mieszkańców tych ziem II RP) Rada Komisarzy Ludowych ZSRS podjęła już 5 grudnia 1939 r. Dwa tygodnie później (22 grudnia) podobną decyzją objęto również pracowników służby leśnej.
Czym Polacy „zawinili”? Otóż Sowieci uznali, iż wiernie służyli oni rządowi „burżuazyjnej Polski” i zostali przygotowani (przez II Oddział Sztabu Głównego WP) na wypadek konfliktu z ZSRS do działania w charakterze „dywersantów”, „szpiegów” i „terrorystów” (dzisiejszy władca Rosji nazywa tak Czeczenów czy Gruzinów). „Grzechami” Polaków były również (jeśli nie przede wszystkim) „aktywna walka z władzą sowiecką w 1920 r.”, „wykorzystywanie pracy najemnej”, „wrogie wypowiedzi pod adresem ZSRS”, „rozprawianie się z prostymi chłopami, którzy rąbali pański las”, „przejście na katolicką wiarę”. W ten sposób – jak napisał wybitny znawca tematu prof. Albin Głowacki w książce „Sowieci wobec Polaków na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej 1939–1941” – „władze bezpieczeństwa ZSRS otrzymały »prawną« podstawę do rozpoczęcia przygotowań do wywózki. Odpowiednie wskazówki w tej sprawie przekazał 19 i 25 XII 1939 r. Berii również Stalin”. Decyzja zapadła zatem na najwyższym szczeblu sowieckiego państwa.
Łagiernicy pracowali często po pas w śniegu lub w zatęchłych szybach kopalnianych, w potwornych warunkach sanitarnych, higienicznych i klimatycznych (zimą wielkie mrozy, latem upały z wszechobecnymi meszkami i komarami), bez choćby minimalnych zabezpieczeń i opieki zdrowotnej. Umierali albo tracili zdrowie z wycieńczenia, zimna i głodu. Polacy byli przy tym traktowani jak ludzie niższej kategorii – pozbawieni wszelkich praw „wrogowie ludu” i „burżuje”. NKWD-ziści na każdym kroku powtarzali: „Polski już nigdy nie będzie”.
Wkrótce przyszły następne masowe wywózki. Zaledwie dwa miesiące później, 13 kwietnia 1940 r., deportowano kolejnych Polaków (ok. 61 tys. osób) – przede wszystkim rodziny osób poprzednio „przesiedlonych”, w większości kobiety i dzieci. Transporty kierowano tym razem nie na północ, jak podczas pierwszej wywózki, tylko na południe azjatyckiej części ZSRS, do Kazachstanu.
Wkrótce, 29 czerwca 1940 r., Sowieci wywieźli ok. 78 tys. Polaków – nie tylko mieszkańców Kresów, ale także tych, którzy dotarli tam, uciekając przed Niemcami. Czwarta wywózka – w nocy z 21 na 22 maja 1941 r. – objęła ponad 12 tys. osób z terenów „zachodniej Ukrainy”. Kolejne deportacje powstrzymali Niemcy, uderzając na Związek Sowiecki.