W poniedziałek prezydenci Andrzej Duda i Donald Trump w Nowym Jorku podpisali deklarację ws. pogłębiania współpracy militarnej. Zakłada ona, że w sześciu garnizonach w zachodniej i centralnej Polsce zwiększy się liczba amerykańskich żołnierzy. Ponadto trwają rozmowy dotyczące nowego miejsca stacjonowania Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej. Redakcja "Gazety Polskiej Codziennie" poprosiła przedstawicieli różnych opcji politycznych o komentarz w tej sprawie.
„Codzienna” poprosiła polityków różnych ugrupowań, specjalizujących się w temacie obronności, o komentarz ws. dokumentu podpisanego przez przywódców Polski i Stanów Zjednoczonych.
– Bezpieczeństwo zwiększy się wtedy, kiedy liczebność wojsk się realnie zwiększy, nie tylko poprzez podpisanie deklaracji. Nie oszukujmy się również, że kilka tysięcy żołnierzy amerykańskich nie wpłynie radykalnie na poprawę naszego potencjału obronnego. Tutaj chodzi o coś w rodzaju ochrony politycznej
– powiedział "Gazecie Polskiej Codziennie" Paweł Szrama, poseł Kukiz’15, z wykształcenia żołnierz zawodowy. – Ochrona polityczna oznacza, że jeśli ktoś będzie chciał zaatakować Polskę, to musi się liczyć z tym, że automatycznie atakuje również Stany Zjednoczone – dodał polityk.
Z kolei Czesław Mroczek, szef gabinetu obrony narodowej w gabinecie cieni PO, stwierdził, że z niepokojem obserwuje, jak zmieniają się relacje między Polską a USA.
– Z zadowoleniem przyjąłem informację o planowanym zwiększeniu liczebności wojsk amerykańskich w Polsce. Przypomnę, że ścisła współpraca militarna między naszymi krajami rozpoczęła się za czasów rządów PO-PSL, po wybuchu konfliktu na Ukrainie. Jednak kiedyś stacjonowanie wojsk USA w Polsce wynikało ze zobowiązań sojuszniczych i dobrych relacji partnerskich, a w tej chwili staje się ono elementem relacji biznesowych
– powiedział "Gazecie Polskiej Codziennie" poseł Mroczek. Dodał również, że nasz kraj „w dużej mierze będzie musiał sfinansować pobyt żołnierzy amerykańskich w Polsce”. – Niepokoi również zmniejszenie udziału polskiego przemysłu w kontraktach zawieranych przez rząd. To oznacza likwidację znacznej liczby miejsc pracy w tym sektorze – zaznaczył polityk.
Zupełnie inaczej sytuację ocenia wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz. – To absurdalne zarzuty. Nie finansujemy pobytu wojsk amerykańskich w naszym kraju, ale inwestujemy w obronność. Budowa infrastruktury to inwestycja, która pozostanie w naszym kraju i będzie mogła zwiększać nasz potencjał obronny. Nikt tego nie zabierze ani nie zburzy – tłumaczy Skurkiewicz. – Deklaracja podpisana przez prezydentów Dudę i Trumpa to szalenie ważny dokument, gdyż na jej mocy nie tylko zwiększy się liczebność wojsk sojuszniczych w Polsce, lecz także utworzone zostanie dowództwo dywizyjne z siedzibą w Poznaniu. To ogromny sukces negocjacyjny polskiej strony – podkreśla wiceszef MON.
W podobnym tonie wypowiada się poseł Michał Jach, przewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej. – Jestem bardzo zadowolony i dumny, że relacje między naszymi państwami wyglądają w ten sposób. Polska, mimo że ma nieporównywalnie mniejszy potencjał militarny niż USA, odgrywa bardzo istotną rolę ze względu na swoje położenie – mówi „Codziennej” poseł Jach. – Zarzuty opozycji są bezpodstawne. Po pierwsze, teraz w Polsce stacjonuje więcej żołnierzy amerykańskich niż za ich kadencji. Po drugie, nasza współpraca wynika nie tylko ze zobowiązań sojuszniczych, lecz także z przyjacielskich relacji. Po trzecie, twierdzenie, że inwestujemy w sprzęt amerykański kosztem naszego rodzimego przemysłu jest absurdalne. Niektóre systemy po prostu musielibyśmy kupić za granicą. Podobnie również robili nasi poprzednicy, składając zamówienia m.in. u Francuzów – odparł wiceprzewodniczący komisji obrony narodowej.