Krajowa Administracja Skarbowa dostała od serwisów sprzedażowych takich jak Allegro, OLX czy Vinted obszerne raporty obejmujące dane użytkowników. To rezultat unijnej dyrektywy DAC7, która nakazuje platformom przekazywać informacje o osobach sprzedających w sieci.
Mają wszystko: imiona, nazwiska, adresy
Jeśli ktoś w ciągu roku dokonał ponad trzydziestu transakcji albo jego przychody przekroczyły równowartość dwóch tysięcy euro, czyli dziś około 8600 złotych, jego nazwisko trafiło na listę. Urzędnicy mają teraz pełen wgląd w to, kto i w jakiej skali handlował online.
W raportach znalazły się imiona i nazwiska, adresy, numery identyfikacji podatkowej, a także dokładne dane o transakcjach. Platformy nie rozróżniają przy tym, czy chodziło o sprzedaż rzeczy używanych, czy o regularny handel. Dlatego na liście mogą być zarówno osoby, które kilka razy w roku pozbyły się starych ubrań czy książek, jak i ci, którzy traktowali internet jak sklep. W praktyce to oznacza, że wezwanie do złożenia wyjaśnień może otrzymać każdy, kto przekroczył progi wyznaczone przez przepisy.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
Najwięcej obaw powinni mieć ci, którzy sprzedawali regularnie i z wyraźnym nastawieniem na zysk. Jeśli fiskus uzna, że ktoś prowadził działalność gospodarczą, a nie zarejestrował firmy, będzie mógł domagać się uregulowania zaległości podatkowych. To nie tylko zapłata podatku od dochodu, ale także odsetki i dodatkowe sankcje finansowe. Eksperci podkreślają, że organy skarbowe będą dokładnie analizować schematy transakcji, częstotliwość sprzedaży oraz to, czy sprzedawane przedmioty były nabywane z myślą o odsprzedaży.
Wpłaty od widzów to nie są darowizny
Na celowniku fiskusa znaleźli się także twórcy internetowi. Krajowa Administracja Skarbowa jasno stwierdziła, że wpłaty od widzów czy subskrybentów nie mogą być traktowane jako darowizny, jeśli nie ma możliwości identyfikacji darczyńcy albo jeśli mają one charakter stałego źródła przychodów. W praktyce oznacza to, że streamerzy, influencerzy i youtuberzy muszą rozliczać każde takie wpływy. Podlegają one takim samym zasadom opodatkowania jak inne dochody, a zignorowanie tego obowiązku może skończyć się poważnymi problemami.
Choć informacja o przekazaniu listy wywołała panikę wśród sprzedających, eksperci uspokajają, że nie każda osoba zostanie natychmiast ukarana. W przypadku sprzedaży rzeczy używanych, które były własnością sprzedawcy przez co najmniej sześć miesięcy, przepisy przewidują zwolnienie z podatku. Jednak nawet wtedy urząd może poprosić o dowody w postaci rachunków, potwierdzeń zakupu czy wyciągów bankowych. Brak takich dokumentów będzie działał na niekorzyść podatnika. To właśnie dlatego tak ważne jest gromadzenie wszelkich potwierdzeń, nawet jeśli sprzedaż dotyczyła rzeczy drobnych i codziennych.
Nie wiadomo jeszcze, jak szybko i na jaką skalę fiskus zacznie wzywać podatników. Analiza ogromnej bazy danych zajmie pewnie trochę czasu, ale jedno jest pewne: lawina kontroli to bardzo realna perspektywa. Urzędnicy będą sukcesywnie wybierać osoby do sprawdzenia, koncentrując się na tych, którzy osiągnęli największe kwoty lub działali najbardziej regularnie. W efekcie w najbliższych miesiącach wielu Polaków może spodziewać się pism z urzędu i konieczności tłumaczenia się ze swojej internetowej aktywności.