Do informacji na ten temat już wczoraj dotarł portal Niezalezna.pl, który próbował potwierdzić to w służbach. Z naszych informacji wynikało, że we wtorek w pierwszej połowie włamanie do szafek zasilających monitoring torów w Katowicach badały policja i ABW, a do samego incydentu doszło prawdopodobnie kilka lub kilkanaście godzin wcześniej.
Co ciekawe rzecznik katowickiej policji Dominik Michalik - który dziś mówi "Wyborczej", że zawiadomienie o takim zdarzeniu wczoraj wpłynęło do policji - pytany we wtorkowy wieczór przez dziennikarza Niezalezna.pl zapewniał, że takie zawiadomienie... nie wpłynęło. Z kolei ABW nie chciała udzielić nam żadnych informacji na ten temat.
Obecnie służby nie wykluczają, że mogło to być przygotowanie pod kolejny akt dywersji na torach. Katowicka policja szuka sprawców incydentu na szlaku w dzielnicy Muchowiec.
Do dwóch aktów sabotażu doszło w ostatnich dniach na Mazowszu i Lubelszczyźnie. W Życzynie niedaleko Dęblina nawet kilkanaście (zgodnie z ostatnimi doniesieniami) pociągów mogło przejechać w nocy z soboty na niedzielę przez uszkodzony tor, zanim zatrzymał się przed blisko metrową wyrwą w szynie pociąg osobowy w niedzielny poranek.
Jak się później okazało, jeden ze składów uległ zniszczeniu - konduktor zauważył, że podłoga w jednym z wagonów była uszkodzona. Nikomu nic się nie stało.
Drugi incydent był potencjalnie o wiele niebezpieczniejszy, ponieważ w wyniku zniszczenia pociągu, pospieszny skład z 475 pasażerami na pokładzie musiał nagle hamować. Zniszczona była trakcja.
Na miejscu znaleziono m.in. materiały wybuchowe i urządzenia do monitorowania i transmitowania obrazu z toru jazdy pociągów.