Nie mam nic do ukrycia - w ten sposób do zarzutów "Gazety Polskiej" na temat finansowania Ogólnopolskiego Strajku Kobiet odniosła się w środę Marta Lempart. Wiadomo było, że TVP, czy ktokolwiek inny z tamtej strony będzie wyciągać różne sprawy dotyczące różnych trudności, zdarzeń życiowych - dodała. Mimo zapewnień, nadal nie odpowiedziała na pytania nasuwające się po artykule red. Doroty Kani.
Fundacja "Ogólnopolski Strajk Kobiet" jest prywatnym przedsięwzięciem Marty Lempart. Na firmowaną przez nią zbiórkę publiczną wpłynęło już blisko półtora miliona złotych. Wpłaty deklarują także samorządy, w których władzę ma Platforma Obywatelska. Nie jest to nic zaskakującego, ponieważ w czasie gdy Donald Tusk był premierem, Marta Lempart pracowała w rządowych instytucjach. Informacje te ujawniła w swoim tekście w "Gazecie Polskiej" redaktor Dorota Kania.
Dorota Kania ujawnia w swoim artykule, że Strajk Kobiet prowadzony przez prywatną fundację Lempart nie był spontanicznym zrywem, ale zaplanowaną akcją, dzięki której ta zarobiła spore pieniądze.
Założycielka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet zapewniła w środowej rozmowie z TVN24, że w sprawie prowadzonej przez nią działalności jest "pełna jasność".
- My byłyśmy bardzo długo ruchem społecznym, który się finansował ze zrzutki. Na szczęście udało nam się wynegocjować z serwisem zrzutka.pl przeniesienie tego konta bankowego, na które trafią środki bezpośrednio na konto fundacji. I to jest wielka ulga, dla mnie przede wszystkim. I dla nas wszystkich
- zaznaczyła Lempart.
Jak dodała, "wiadomo było, że TVP, czy ktokolwiek inny z tamtej strony będzie wyciągać różne sprawy dotyczące różnych trudności, zdarzeń życiowych różnych z nas". - Ja nie mam nic do ukrycia - oświadczyła Lempart.
Jak pisze w opinii dla portalu niezależna.pl Jacek Liziniewicz -który był obecny przed siedzibą Strajku Kobiet, choć nie został do niej wpuszczony- "wpuszczenie tylko klakierów pani Lempart to gwarancja, że nie padną pytania o kamienice i inne biznesy przedsiębiorczych kobiet".