Jutro w Katowicach "Marsz gwiaździsty", wielki protest górników i hutników w obronie miejsc pracy. Najpoważniejszy problem do załatwienia na już. Jastrzębska Spółka Węglowa, która tylko w pierwszym półroczu 2025 r. odnotowała ponad 2 mld zł strat. W grupie kapitałowej JSW pracuje blisko 32 tys. osób. Co robi w tej sprawie rząd Donalda Tuska?
- Po pierwsze nie ma całościowego planu ratowania spółki. Przynajmniej ja go nie widziałem. Minister energii Miłosz Motyka obwieścił z dumą dopisanie JSW do projektu ustawy o jednorazowych odprawach i urlopach górniczych, by pracownicy mogli bezpiecznie odejść z pracy. To zabieg przewrotny. Mam wrażenie, mimo że "dopisanie" JSW do ustawy było postulatem związkowców, że górnicy dali się ograć ekipie Tuska. Ustawa wprowadza zakłady działające w ramach JSW na ścieżkę likwidacyjną. Mimo że minister Motyka mówi inaczej. Prawda jest taka, że to otwarcie furtki do likwidowania przedsiębiorstw. To wielkie niebezpieczeństwo. Rząd Prawa i Sprawiedliwości był zwolennikiem innego rodzaju dokumentu, innego rodzaju pomocy, nie - łączenia pomocy publicznej zastosowanej w przypadku górnictwa węgla kamiennego, z górnictwem węgla koksowego.
Jako Prawo i Sprawiedliwość będziemy rządowi koalicji patrzeć na ręce. Jastrzębska Spółka Węglowa została wciągnięta w pułapkę. Myślę, że rząd Donalda Tuska celowo zrobił taki zabieg, że najpierw nie chciał w projekcie ustawy "Jastrzębskiej" umieścić, potem zdanie zmienił. Zmiana decyzji nastąpiła praktycznie w przeddzień dużych protestów społecznych na Śląsku. Ten zapis do ustawy górniczej jest obecnemu rządowi na rękę. Chodzi o to, by pokazać że górnicy sami odchodzą z kopalń, że te przedsiębiorstwa trzeba zwijać i zamykać. Prawo i Sprawiedliwość uważa, że węgiel koksowy ma absolutną rację bytu i JSW trzeba rozwijać. To wina zarządu spółki i rządu Donalda Tuska, że spółka tak dołuje. Za naszych czasów, za wyjątkiem roku pandemii, miała wynik dodatni. Teraz, gdy przyszła Koalicja Obywatelska, mamy do czynienia z takimi ruchami, które na końcu doprowadzą do zlikwidowania górnictwa.
Zwracał pan uwagę już kilkakrotnie, że JSW wymaga dokapitalizowania.
- Musi się tak stać. Same "odejścia" górników nie pomogą. To tylko częściowy mechanizm. JSW musi dostać zastrzyk finansowy, rząd musi znaleźć receptę, by jej pomóc, bo inaczej upadnie. To musi być zastrzyk z funduszu rządowego plus możliwość dokapitalizowania "Jastrzębskiej", która potrzebuje inwestycji. My mówimy, rozwijać spółkę, by miała większy potencjał, a rząd Tuska mówi wysłać 3 tys. ludzi na urlopy i odprawy. To się ze sobą gryzie. To inna filozofia myślenia. Ta spółka narzeka, że wydobywa za mało, dlatego jest na minusie, a jeśli stamtąd odejdzie 3 tys. pracowników, to wydobycie spadnie, a nie wzrośnie. My oferowaliśmy kompleksowy plan ratowania spółki, przede wszystkim powstanie ustawy o surowcach krytycznych, mocne podłoże prawne do tego, by państwo mogło dbać, np. o węgiel koksowy. To miało być podstawą do uruchomienia funduszy, plus dokapitalizowanie i powstanie programu połączenia węgla koksowego z hutnictwem. To były konkretne propozycje, które zostały rozpisane kompleksowo. To, co widzimy ze strony rządu Tuska teraz, to tylko plaster na krwawiącą ranę, on nie pomoże niczego uleczyć.
Dziś w Polsce obserwujemy wielkie problemy branży stalowej i hutniczej. Co można zrobić, by hutnictwo znowu stało się opłacalne w Europie?
Te problemy zaczynają się od kwestii węgla koksowego. Jeśli przemysł energochłonny, jakim jest hutnictwo, ma tak wysokie ceny energii, zmaga się z opłatami ETS, to hutnictwo na kontynencie europejskim i w Polsce, zaczyna być kompletnie nieopłacalne. Europa wyzbywa się go. Tu pojawiają się kłopoty głównego eksportera węgla koksowego, czyli dla JSW. Europa chce się rozwijać korzystając ze stali sprowadzonej spoza kontynentu. Teraz nastąpiła ze strony rządu koalicji, jakaś ułomna próba wprowadzenia ceł dla stali, która ma tylko częściowy charakter. Nie wystarczy wprowadzenie ceł, trzeba dać sygnał przemysłowi stalowemu w Europie, że rządy będą wspierać, te przemysły. A dziś nie ma, np. mowy o preferencyjnych cenach energii dla przemysłu energochłonnego. Ani Unia Europejska, ani Polska, nie chcą ich wprowadzić. A potrzeba rozwiązań kompleksowych, nie czekania na Europę. Polska musi mieć swój program ratowania hutnictwa. Jeśli Europa chce skorzystać z naszych pomysłów, to dobrze. My musimy o swój przemysł ciężki zadbać sami, bo on inaczej, odbuduje się poza granicami naszego kraju, albo w ogóle poza granicami Europy.
Na Ukrainie, w Turcji, w Rosji, w Kazachstanie, w Indonezji. Stamtąd będzie napływać do nas stal. A my z taką konkurencją przegramy. Świat mówi: "Stop" Zatrzymajmy Zieloną Przemianę, musimy najpierw mieć tanią energię, dostęp do swoich surowców, dopiero potem zastanawiajmy się, jak transformować energetykę. Europa musi się opamiętać, chociaż nie wiem, czy tak się stanie, bo informacje płynące z Parlamentu Europejskiego są bardzo pesymistyczne.