Ci, co widzieli, mówią, że film „Zielona granica” Agnieszki Holland uderza w wizerunek Polski na świecie jeszcze bardziej, niż zapowiadał to zwiastun. Jakub Maciejewski opisał scenę, w której strażnicy-sadyści rzucają spragnionym ludziom rozbity termos, zmuszając ich tym samym do picia wody z kawałkami szkła. „Więcej!”, chciałoby się krzyknąć. Pewnie zresztą faktycznie jest więcej, kto zdecyduje się na seans, nie będzie na pewno zawiedziony.
Reżyserka oczywiście narzeka na polityczną nagonkę, publiczność ocenia film jak najgorzej. I choć pewnie te 2,3 na Filmwebie (w skali 1-10) bierze się raczej ze znajomości zwiastuna i intencji autorki, trudno się dziwić. Tak, jak nie dziwi zupełnie, że krytycy tego samego portalu „Zielonej granicy” najczęściej dają 8, czasem nawet 9, a chyba tylko jeden się wyłamał i ograniczył się do przyznania sześciu punktów.
„Holland poszukuje na naszej granicy z Białorusią człowieczeństwa ale raz po raz natyka się na podłość”. – pisze Tomasz Raczek. „Ponadczasowa, ściskająca gardło, doskonale zrealizowana, uniwersalna opowieść o dewaluacji człowieczeństwa w naszych czasach” – to już Karolina Korwin-Piotrowska. „Shot up and take my money!” – znowu chce się krzyczeć. Entuzjazmem reaguje też krytyka filmowa tych, z których film przerzuca na Polaków odpowiedzialność, czyli Mińska i Moskwy.
I tylko serce się kraje, że Emil Czeczko już filmu nie zobaczy, choć niektórzy twierdzą, że jeden z bohaterów celowo jest do niego bardzo podobny. Nie wiem, ja tego podobieństwa nie widzę, niemniej całe to dzieło jest jednym wielkim hołdem dla tego człowieka z bardzo dramatyczną i bardzo smutną historią. TOK FM i „Gazeta Wyborcza” zwracają uwagę na dramatycznie niskie oceny wśród zwykłych użytkowników, pisząc przy tym, że to sytuacja bez precedensu. Wcześniej w tych i innych redakcjach świętowano fakt, że „Smoleńsk” na kilku portalach był najgorzej ocenianym filmem świata, a przecież i ocen było dużo więcej niż widzów.
Dla porządku dodajmy, że „Reset” wypada tu natomiast całkiem dobrze. Holland widziano na koncercie, jaki strona polska zorganizowała dla prezydenta Miedwiediewa w 2011 roku, imprezie, o której było cicho, a głośno dopiero teraz dzięki „Resetowi” właśnie. Ówczesnemu prezydentowi Rosji na koncercie przygrywał między innymi Maciej Maleńczuk, znany z mocnych politycznych wypowiedzi, czasem nawet przeciwko Rosjanom.
Cóż, ten niewątpliwie zdolny artysta kiedyś śpiewał rzeczy politycznie niepoprawne, bywał nawet antykomunistą (jakże podbudowało mnie w początkach powrotu postkomuny grane w radiu „Czerwone tango”), ale potem tak bardzo uznał się za elitę, że zaczął śpiewać w chórze. Na koncertach zdarzało mu się krzyczeć: „Jak ktoś głosował na PiS, niech wyp…” - i to grubo zanim to słowo wprowadziła na salony III RP Marta Lempart. Dmitrij Miedwiediew na PiS nie głosował, więc okazał się odpowiednim widzem.