W partii jest coraz większy opór przeciw forsowaniu zjednoczenia z Wiosną na siłę - powiedział jeden z działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Z kolei b. sekretarz generalny SLD Marek Dyduch przypomniał, że podobny opór był przy przekształceniu SdRP w Sojusz. - Ludzie to muszą przeżyć - przyznał.
Kongres zjednoczeniowy SLD i Wiosny, które na bazie Sojuszu miałyby stworzyć jedną partię - Nową Lewicę, planowany był na grudzień. W ubiegły piątek Zarząd Krajowy SLD wstrzymał organizację wydarzenia do czasu aż całkowicie uprawomocni się decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie - który prowadzi ewidencję partii politycznych - o zmianie w statucie Sojuszu Lewicy Demokratycznej zakładającej, że nową nazwę SLD będzie Nowa Lewica.
Niezakończona procedura sądowa to nie jedyne zmartwienie ugrupowań tworzących Nową Lewicę. Prominentny działacz SLD powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że w "partii robi się coraz większy opór przeciw forsowaniu zjednoczenia na siłę".
- Prawdą jest, że rzeczywiście oprócz dużych ośrodków, to Wiosny nigdzie nie ma, a druga - to jakby do tego połączenia miało nie dojść, to od razu 10 posłów Wiosny przyłączyłoby się do Sojuszu
- mówił dalej.
Według polityka, szefowie struktur lokalnych organizują spotkania. - Nie tyle jest tam koncepcja, żeby wyrzucić Włodzimierza Czarzastego (szefa SLD), bo może by się zaraz wszyscy pokłócili na kogo go zamienić, ale są ludzie wkurzeni m.in. na pozycję w partii Anny Marii Żukowskiej (rzeczniczki SLD) - stwierdził.
Inną kwestią jest też podważanie roli lidera Wiosny, europosła Roberta Biedronia, który jako wspólny kandydat całej Lewicy uzyskał w wyborach prezydenckich 2,21 proc. głosów, a który miałby być współprzewodniczącym Nowej Lewicy.
- Dla Czarzastego lepszym szefem frakcji Wiosny w nowej partii jest Robert Biedroń, bo on na co dzień jest w Brukseli, niż (sekretarz generalny Wiosny, Krzysztof) Gawkowski, który jest na miejscu i mu patrzy na ręce
- powiedział polityk SLD.
O tym, że w spotkaniach tzw. "baronów" nie ma nic nadzwyczajnego twierdzi były sekretarz generalny SLD, a obecnie poseł Lewicy Marek Dyduch. - Są ludzie, którzy muszą utrzymać pewien sposób funkcjonowania i szefowie województw są tymi osobami, które ten proces muszą kontrolować - powiedział i zastrzegł, że "nie ma rozłamowców".
Dyduch zaznaczył, że w związku z epidemią nie można prowadzić kampanii, ani nie można mobilizować partyjnego aktywu. - To też powoduje, że jest takie zawieszenie polityczne, które niestety musimy przeżyć, ale wola zjednoczeniowa pozostaje - powiedział.
- Jak się łączą partie, albo jak się jedna przemienia w drugą, to zawsze są zawirowania. Pamiętam jak z SdRP powstało SLD to też były wewnątrz ogromne zawirowania, mimo że byliśmy na fali, mimo że Leszek Miller czy Krzysztof Janik mieli potężną pozycję, to wtedy struktury były niepewne, co się wydarzy i dopiero jak się uruchomił cały proces, to zobaczyliśmy, że to ma szansę powodzenia, ale ludzie to muszą przeżyć - powiedział Dyduch.
Były sekretarz generalny SLD zwrócił uwagę, że przy połączeniu będą ścierać się dwie kultury polityczne. - Jedna to jest fantazja i młodość, druga to jest doświadczenie - powiedział. - Zawsze to jest jakieś zderzenie, które trzeba zjednoczyć - dodał.