Józef Iwulski, który nigdy nie powinien być sędzią; do tego pozorne konkursy na stanowiska sędziowskie w SN przed 2018 r., jak również obecna wzmożona aktywność niektórych sędziów ws. "weryfikacji statusu" - na to wszystko wskazuje sędzia Sądu Najwyższego Tomasz Szanciło w uzasadnieniu swojego orzeczenia. Ale nie tylko.
19 sierpnia Sąd Najwyższy w Izbie Cywilnej w jednoosobowym składzie z SSN Tomaszem Szanciło o zbadanie spełnienia przez SSN Joannę Misztal-Konecką wymogów niezawisłości i bezstronności w sprawie o zatwierdzenie uchylenia się od skutków prawnych niezłożenia oświadczenia o odrzuceniu spadku postanowił zwrócić się do TSUE z pytaniami prawnymi.
Na orzeczenie, jakie zapadło zwrócił uwagę adwokat Bartosz Lewandowski. Przyjrzeliśmy się dokładnie treści uzasadnienia, jakie napisał sędzia Szanciło.
‼️A wiecie Państwo, że do 14.03.2024 r. w Sądzie Najwyższym orzekał sędzia, który nie spełniał wymogów formalnych powołania na urząd, a mimo to przez 34 brał udział w wydawaniu tysięcy orzeczeń i uchwał - w tym m. in. sławnej uchwały trzech Izb (właściwie 2 i pół Izby, bo kilku… pic.twitter.com/cH7Kt2TonZ
— Bartosz Lewandowski (@BartoszLewand20) September 6, 2024
W uzasadnieniu sędzia Szanciło wskazuje, że przeszedł wszystkie szczeble sądownictwa – od aplikanta sędziowskiego etatowego, przez asesora sądowego, sędziego sądu rejonowego, sędziego sądu okręgowego i sędziego sądu apelacyjnego aż do sędziego Sądu Najwyższego, a mimo to, status jego powołania jest kwestionowany przez niektórych sędziów, w tym Karola Weitza, Włodzimierza Wróbla i Dawida Miąsika. Cała ta trójka orzekała kiedyś w jednym składzie z Józefem Iwulskim. I tu nie mieli wątpliwości, a powinni.
Sędzia Szanciło stwierdził wprost, że, biorąc pod uwagę procedurę powołania na stanowisko sędziego, Iwulski nigdy nie był sędzią Sądu Najwyższego.
Uchwałą Krajowej Rady Sądownictwa nr 30/90 z 23 maja 1990 r. na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego w Izbie Administracyjnej, Pracy i Ubezpieczeń Społecznych została bowiem przedstawiona kandydatura m.in. Józefa Iwulskiego, który nie spełniał wówczas bezwzględnie wymaganego dla powołania na urząd sędziego Sądu Najwyższego ustawowego wymogu 10-letniego stażu na stanowisku sędziego, a „Rada postanowiła zastosować względem kandydata wykładnię rozszerzającą w tym zakresie” i zarządzono głosowanie nad „kwalifikacjami kandydata”, co jednoznacznie wynika z protokołu nr 8/90 posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa z 15-18 maja 1990 r. W tym kontekście należy zwrócić uwagę, że Józef Iwulski od 2 lipca 1976 r. odbywał praktykę w Oddziale Wojskowej Służby Wewnętrznej w […] (będącego w strukturach komunistycznego kontrwywiadu wojskowego) na stanowisku podoficera prewencji Wydziału […] i 6 grudnia 1976 r. został mianowany podporucznikiem, zaś 24 grudnia 1982 r., w okresie stanu wojennego, został mianowany porucznikiem, a w 1987 r. – kapitanem, aktywnie orzekając w okresie stanu wojennego w Polsce. Był również członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, co – jak wynika z doniesień medialnych – zataił w wymaganym ustawowo oświadczeniu składanym przez niego jako sędziego Sądu Najwyższego. Wojskowa Służba Wewnętrzna była de facto instytucją kontrwywiadu wojskowego i służby zabezpieczającej bezpieczeństwo Sił Zbrojnych PRL oraz utrzymania dyscypliny wojskowej. Tak więc pełniąc wysokie funkcje w aparacie bezpieczeństwa państwa w okresie reżimu komunistycznego, mimo oczywistego niespełniania wymogów ustawowych, został powołany na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego postanowieniem Prezydenta RP z 4 czerwca 1990 r
W ocenie sędziego Szanciło, "w takiej sytuacji wszystkie orzeczenia wydane z udziałem Józefa Iwulskiego zostały wydane przez sąd w składzie sprzecznym z ustawą gdyż brała w nim udział osoba, która – w przeciwieństwie do osób powołanych do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego nie spełniała nawet wymogów formalnych, aby zostać sędzią Sądu Najwyższego, jak również nie spełniała rudymentarnych wymogów moralnych do objęcia tego stanowiska".
- Józef Iwulski orzekał ponadto w czasach komunistycznych w procesach przeciwko działaczom opozycji demokratycznej. Następnie aktywnie oceniał uprawnienia osób powołanych w czasach demokratycznych, będąc jednym z twórców uchwały z 2020 r., a które to osoby spełniały wymogi postawione kandydatom na sędziów Sądu Najwyższego w stopniu zdecydowanie wyższym. Tego typu „czynności orzecznicze” podejmowane były przez Józefa Iwulskiego wielokrotnie w okresie późniejszym, aż do przejścia w stan spoczynku w 2024 r. - wskazał sędzia w uzasadnieniu.
Warto podkreślić, że sprawę dotyczącą kariery sędziego Iwulskiego wielokrotnie opisywała "Gazeta Polska" i portal Niezalezna.pl.
SSN Szanciło w uzasadnieniu napisał również, jak de facto wyglądały konkursy na stanowiska sędziów przed 2018 rokiem. W jego ocenie, były one... pozorne.
- Zgłaszały się (poza nielicznymi wyjątkami) osoby wyłącznie „wskazane”, to jest uzgodnione w określonych gremiach środowiska sędziowskiego. Nikt inny nie miał w zasadzie możliwości skutecznego ubiegania się o urząd sędziego w tym Sądzie, ponieważ obowiązująca wówczas ustawa o Sądzie Najwyższym powierzała Zgromadzeniu Ogólnemu Sędziów Sądu Najwyższego prawo wskazania, którzy ze zgłaszających się w konkursie kandydatów będą podlegali ocenie Krajowej Rady Sądownictwa. Osoby, które zgłosiły swoje aplikacje w konkursie, a nie zostały zaaprobowane przez sędziów Sądu Najwyższego, nie miały możliwości ani poddania swoich osiągnięć ocenie Krajowej Rady Sądownictwa, ani odwołania się od decyzji sędziów Sądu Najwyższego - opisał sędzia.
"Zasady wówczas ukształtowane naruszały standard otwartego dostępu do służby publicznej, zasady państwa prawnego i państwa demokratycznego" - dodał.
Jak zachowują się niektórzy sędziowie po tym, jak władzę w Polsce przejął Donald Tusk? O tym również postanowił napisać sędzia Szanciło w swoim uzasadnieniu.
Nie można też pominąć, że po zmianie władzy w Polsce w wyniku wyborów z 15 października 2023 r. niezwykle wzrosła aktywność niektórych sędziów Sądu Najwyższego, w tym wylosowanych w niniejszej sprawie (wspomniani już Weitz, Wróbel, Miąsik - przyp. red.), w zakresie przeprowadzania przez nich badania „prawidłowości powołania” sędziów sądów powszechnych, chociaż strony postępowań przed Sądem Najwyższym nie wnoszą praktycznie o przeprowadzanie takiego „badania”
"Jest to działanie, które ma oczywisty związek z aktualną sytuacją polityczną w kraju i ma – w ocenie Sądu Najwyższego – służyć wymuszeniu na władzy ustawodawczej i wykonawczej podjęcie działań zmierzających do odsunięcia od orzekania i tzw. weryfikacji (w tym niekonstytucyjnego usunięcia z urzędu pod pretekstem rzekomego braku niezależności) sędziów powołanych od 2018 r." - dodał.