W ciągu ostatnich dni portal Onet.pl opublikował kilka materiałów poświęconych sytuacji w jednym z podłódzkich punktów przedszkolnych, w którym mogło dochodzić do gwałtów i molestowania seksualnego dzieci. Jak podkreślono, w sądzie toczy się obecnie proces w tej sprawie.
Nieoczekiwanie umorzone zostało jednak śledztwo dotyczące niedopełnienia obowiązków przez dyrektorkę i opiekunki zatrudnione w przedszkolu. Zgodnie z przepisami nie mogły one popełnić takiego przestępstwa, bo nie są "funkcjonariuszami publicznymi", a tylko tych obejmują przepisy.
Prokuratura reaguje
Podjęcie stanowczych kroków w tej sprawie zapowiedziała dziś Prokuratura Krajowa - przekazał Onet.pl.
Nadzór nad sprawą prowadzoną dotąd przez śledczych z Łaska przejmie Prokuratura Regionalna w Łodzi. Zastępca Prokuratora Generalnego Krzysztof Sierak polecił zainicjować "natychmiastowe działania o charakterze administracyjnoprawnym i procesowym zmierzających do zawieszenia działalności przedszkola".
- Zastępca Prokuratora Generalnego polecił także Prokuraturze Okręgowej w Sieradzu przejąć do dalszego prowadzenia postępowanie dotyczące zarówno doprowadzenia małoletniego do obcowania płciowego, jak i przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez dyrektora i opiekunów przedszkola
- mówi Onetowi prok. Ewa Bialik z Prokuratury Krajowej.
Luka w prawie?
Komentując tę sprawę w rozmowie z portalem, minister w KPRM Michał Wójcik, który jest jednocześnie pełnomocnikiem rządu ds. praw człowieka, poinformował o zleceniu analizy dotyczącej statusu punktów przedszkolnych w Polsce.
- To prawda, że właściciele i osoby zatrudnione w tego typu prywatnych placówkach nie są funkcjonariuszami publicznymi
- dodał.
- Być może mamy lukę w prawie. Najpierw musi jednak zostać sporządzona szczegółowa analiza wyjaśniająca tę sprawę. Jeśli interwencja będzie konieczna, to na pewno zostanie podjęta - powiedział minister.
O komentarz do sprawy pytany był również wiceminister sprawiedliwości Michał Woś, który podkreślił, że "ważne jest, żeby wyjaśnić wszelkie wątpliwości". - Prawo musi stać po stronie najsłabszych. Instytucje państwa muszą wspierać tych, którzy są pokrzywdzeni, więc z pewnością ta sprawa wymaga wyjaśnienia - powiedział w rozmowie z Onetem.
Jak wynika z informacji przedstawionych przez media, w zeszłym roku sześcioletni podopieczny przedszkola wyznał, że był krzywdzony przez nastoletniego syna dyrektorki placówki. Ten miał wyprowadzać dziecko do pokoju, prezentować filmy pornograficzne i molestować. Później – w trakcie procesu sądowego – o molestowaniu zaczęły mówić także inne dzieci.
O sprawie jako pierwsi poinformowali dziennikarze programu "Uwaga TVN".