Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

Chaos w Wojskowej Służbie Zdrowia. „Czas skończyć z grą pozorów” – ostrzega gen. Gielerak

Służba medyczna w wojsku nie ma wiele wspólnego z wyobrażeniami przeciętnego Polaka. Lekarze, zamiast wykonywać swoje obowiązki, obciążani są papierkową robotą. Zamiast systematycznych szkoleń jest biurokracja, która zabija u medyków poczucie własnej wiedzy i przygotowanie do działania na polu walki. Większość negatywnie ocenia perspektywę kariery lekarskiej w wojsku. Kryzys kadrowy się pogłębia – ok. 600 etatów lekarskich jest nieobsadzonych. Do tego panuje organizacyjny chaos w zakresie zwierzchnictwa jednej decyzji nad drugą. Wszystkie te czynniki paraliżują Wojskową Służbę Zdrowia – jeden z filarów bezpieczeństwa państwa.

Lekarz ma leczyć. Musi mieć do tego odpowiednie kompetencje, doświadczenie, przejawiać zdolność do radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach. Systematycznie się szkolić, doskonaląc umiejętności i przystosowując je do ewoluujących wyzwań współczesności. Mówiąc o służbie medycznej w wojsku, wszystkie te wymagania trzeba podnieść co najmniej do kwadratu. Jak mówi klasyk, to „oczywista oczywistość”. Jednak, żeby lekarz skutecznie wykonywał swoje obowiązki, musi mieć do tego odpowiednie warunki. Nie chodzi o te natury materialnej, choć one też są ważne, ale przede wszystkim organizacyjne. Czy służbie cywilnej, czy wojskowej, nie wróży to zbyt dobrze, jeżeli lekarz tonie w papierach, zamiast wykonywać obowiązki zgodnie z wykształceniem czy specjalizacją. Gdy czas spędzony w administracyjnym chaosie zabiera ten, który mógłby zostać spożytkowany na ćwiczenia i pogłębianie wiedzy. Wreszcie, gdy nie wie, kogo ma się słuchać, bo jedna decyzja czy rozkaz wypycha drugą. Wszystko to sprawia, że chętnych do służby medycznej w wojsku jest coraz mniej. 

Reklama

Wypaleni już na starcie

Wojskowa Służba Zdrowia w Polsce boryka się z kryzysem kadrowym i organizacyjnym, co zagraża bezpieczeństwu narodowemu i wymaga pilnych reform – alarmuje w swojej najnowszej publikacji na portalu portalobronny.se.pl. gen. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie (WIM), jeden z największych autorytetów w dziedzinie medycyny wojskowej. Przytacza przy tym konkretne dane. Aż 45 proc. lekarzy-oficerów wskazuje na nadmiar swoich obowiązków, właśnie w kontekście dodatkowych zadań administracyjnych. Mówiąc kolokwialnie – zamiast leczyć, medycy są delegowani do przekładania przysłowiowych kartek. „To obniża efektywność systemu, wydłuża ścieżki decyzyjne i zniechęca do pozostawania w służbie” – ostrzega autor raportu. 

Ponadto 56 proc. lekarzy wojskowych negatywnie ocenia perspektywy kariery w strukturach wojska, podczas gdy zaledwie 10 proc. postrzega je pozytywnie. Co szczególnie alarmujące, aż 38 proc. oficerów korpusu medycznego przyznaje, że czują się niewystarczająco przygotowani do prowadzenia działań ratunkowych w warunkach pola walki, co oznacza, że niemal dwóch na pięciu lekarzy kwestionuje własną gotowość operacyjną.

Wszystkie te czynniki przekładają się na zainteresowanie służbą medyczną. System funkcjonuje przy obsadzie zaledwie ok. 800 z 1400 przewidzianych etatów lekarskich, co stanowi niespełna 60 proc. nominalnej zdolności operacyjnej. Istniejąca luka kadrowa – już dziś krytyczna – w perspektywie planowanego zwiększenia liczebności Sił Zbrojnych RP do 300 tys. żołnierzy przekształci się w systemową katastrofę.

Przy obecnym współczynniku obsady na jednego lekarza wojskowego przypadnie ponad 360 żołnierzy – ponad trzykrotnie więcej niż rekomendują standardy NATO.
 

Dominującym źródłem frustracji pozostaje nieadekwatny do posiadanych kompetencji medycznych zakres obowiązków służbowych – wskazuje na niego 44 proc. respondentów. Lekarze specjaliści są systematycznie angażowani w zadania administracyjne i organizacyjne niezwiązane z praktyką kliniczną, co prowadzi do regresu kompetencji zawodowych. Drugim istotnym czynnikiem destabilizującym, wskazywanym przez 22 proc. ankietowanych, jest strukturalna niemożność pogodzenia wymogów służby wojskowej z utrzymaniem ciągłości rozwoju zawodowego. Konieczność utrzymania gotowości operacyjnej w praktyce często wyklucza dodatkowe zatrudnienie w placówkach medycznych (...) W ciągu dwóch lat potrafi odejść większość spośród nowo przyjętych do służby lekarzy (...) W efekcie coraz więcej z nich odchodzi do cywila, gdzie lepsza organizacja pracy, szersze perspektywy rozwoju i dużo lepsze, bardziej konkurencyjne warunki finansowe pozwalają w pełni wykorzystać potencjał zawodowy, czego od dawna brakuje w strukturach armii.

– podkreśla gen. Gielerak.

Niwelowanie braków

Co ciekawe, niedobór kadr to nie tylko problem w Polsce. Boryka się z nim wiele krajów NATO, podobnie jak z odpływem wykwalifikowanych jednostek z sektora wojskowego do służby cywilnej. By temu zaradzić, wprowadzono zestaw środków jak m.in. dodatki motywacyjne, elastyczne formy służby i zatrudnienia czy jasno określone ścieżki rozwoju zawodowego. 

Coraz częściej państwa NATO sięgają również po personel cywilny w celu uzupełniania braków kadrowych. Holandia, Kanada i Wielka Brytania wypracowały hybrydowe modele zatrudnienia, w których lekarze-oficerowie na co dzień pracują w szpitalach cywilnych, pozostając w dyspozycji wojska podczas ćwiczeń i misji. „Powszechnie stosowana jest także rotacja między jednostkami wojskowymi a szpitalami – lekarze z jednostek liniowych spędzają rocznie 2-3 miesiące w placówkach klinicznych, aby utrzymać niezbędne umiejętności praktyczne” – wskazuje dyrektor WIM. 
 

Kogo potrzebujemy?

Zdaniem gen. Gieleraka, szczególnie widoczny jest brak specjalistów zdolnych do wykonywania zaawansowanych procedur medycznych pod ekstremalną presją czasu i w warunkach permanentnego zagrożenia. Kluczowa jest również ich biegłość w wykorzystywaniu najnowocześniejszych technologii ratownictwa taktycznego oraz przygotowanie mentalne i psychologiczne. 

Należy pamiętać, że system wojskowej służby zdrowia potrzebuje nie tylko odpowiedniej liczby specjalistów w kluczowych dla armii dziedzinach medycyny, ale także sprawnie funkcjonujących zespołów ewakuacji medycznej oraz doświadczonych ratowników i personelu pielęgniarskiego wyspecjalizowanego w intensywnej terapii.

– wskazuje ekspert.

Rozproszenie kompetencji

Skuteczne zarządzanie wojskową służbą medyczną jest też blokowane przez wadliwy system organizacji. Jak podkreśla gen. Gielerak, „personel medyczny pozostaje rozproszony między różnymi rodzajami wojsk, funkcjonując w ramach odrębnych struktur dowodzenia. Wyzwolona w ten sposób dwoistość podporządkowania wywołuje systemowy paradoks: lekarze służący w jednostkach liniowych podlegają bezpośrednio ich dowódcom, podczas gdy infrastruktura szpitalna, kształcenie, badania i rozwój, właściwe inspekcje medyczne pozostają w gestii Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia”.

Równie problematyczny okazuje się drugi wymiar – perspektywa jednostek operacyjnych i struktur logistycznych, dla których poważnym problemem jest brak merytorycznego wsparcia ze strony Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia. Deficyt ten dotyczy obszarów kluczowych dla rozwoju nowoczesnej medycyny pola walki – od wdrażania międzynarodowych standardów ratownictwa taktycznego po integrację zaawansowanych systemów diagnostycznych. Bez takiego zaplecza Dowództwo Generalne i Inspektorat Wsparcia Rodzajów Sił Zbrojnych nie są w stanie odpowiedzialnie formułować ani skutecznie wdrażać strategii rozwoju medycyny pola walki zgodnej ze współczesnymi doktrynami NATO.

– uważa autor raportu.

Dlatego jedyną realną drogą wyjścia z tego systemowego kolapsu jest utworzenie zintegrowanego dowództwa medycznego – autonomicznej struktury skupiającej pełnię zasobów kadrowych, infrastrukturalnych i szkoleniowych WSZdr pod jednolitym kierownictwem. Wyłącznie tego rodzaju architektura organizacyjna, wzorowana na sprawdzonych modelach francuskim i niemieckim, umożliwi zasadniczą przebudowę logiki działania systemu: przywrócenie równowagi między zakresem odpowiedzialności a realnymi kompetencjami decyzyjnymi, eliminację destrukcyjnego rozproszenia zasobów oraz – co najistotniejsze – przekształcenie polskiej medycyny wojskowej z reaktywnej służby pomocniczej w proaktywny, strategiczny komponent potencjału obronnego państwa, zdolny sprostać wymogom konfliktów XXI w.

– dodaje.

Konieczne zmiany

Kryzys Wojskowej Służby Zdrowia ma przede wszystkim charakter systemowy i strategiczny – nie można go ani redukować, ani deprecjonować, sprowadzając jego istotę jedynie do problemów kadrowych czy socjalno-bytowych roszczeń jednej grupy zawodowej.

Punktem wyjścia do przeprowadzenia efektywnych zmian musi być uznanie, że obecny model funkcjonowania WSZdr w Siłach Zbrojnych RP jest niewydolny i wymaga zasadniczej przebudowy. 

Jako obszary interwencji, gen. Gierelak wskazuje na: 

  • Utworzenie wyodrębnionego Komponentu Medycznego SZ RP
  • Poprawę warunków służby jako inwestycję w bezpieczeństwo medyczne armii
  • Strategiczne partnerstwo cywilno-wojskowe
  • Kompetencyjny model rozwoju lekarza wojskowego
  • Ścieżki rozwoju dla pielęgniarek i ratowników medycznych
Czas więc skończyć z grą pozorów – czas na jedno dowództwo medyczne, jedną doktrynę, jedną odpowiedzialność – warunek bezpieczeństwa, odporności strategicznej państwa i przetrwania narodu.

– kończy ekspert. 

 

Źródło: niezalezna.pl, portalobronny.se.pl
Reklama