Do niecodziennej sytuacji doszło w trakcie ustnego uzasadnienia orzeczenia wygłaszanego w ramach jednej ze spraw toczących się w Sądzie Najwyższym. Wszyscy trzej członkowie składu sędziowskiego wyjątkowo zabrali głos i w ostry sposób zaatakowali Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro. Sprawa, w której orzekał Sąd Najwyższy dotyczyła orzeczenia łódzkiego sądu ws. umorzenia postępowania wobec drukarza, który odmówił druku plakatów fundacji LGBT.
Postępowanie ws. pracownika łódzkiej drukarni, który odmówił druku plakatów fundacji LGBT, zostało wznowione w grudniu ubiegłego roku przez Sąd Apelacyjny w Łodzi. Sąd uchylił wówczas wcześniejsze wyroki, jakie usłyszał mężczyzna i umorzył postępowanie. Było to związane z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który w czerwcu 2019 r. uznał za niekonstytucyjny przepis będący podstawą ukarania pracownika drukarni. Chodzi o art. 138 Kodeksu wykroczeń, w którym mowa było o umyślnej odmowie świadczenia usług bez uzasadnionej przyczyny.
Izba Karna Sądu Najwyższego rozpoznawała apelację od tego wyroku wniesioną przez pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego - Fundacji LGBT Business Forum - na niekorzyść drukarza Adama J.
W apelacji wskazano na dwa zarzuty związane z obrazą przepisów postępowania mającą wpływ na treść wyroku. Pierwszy dotyczył rozpoznania sprawy w sądzie apelacyjnym przez sędziego, co do którego „istniały okoliczności wywołujące uzasadnione wątpliwości co do jego bezstronności”. Drugi odnosił się do składu sędziowskiego wydającego orzeczenie TK związane z tą sprawą. Zdaniem mec. Karoliny Gierdal reprezentującej fundację, była w nim osoba nieposiadająca statusu sędziego, powołana na stanowisko, które wcześniej zostało już obsadzone. Jak wskazała, chodzi o sędziego Mariusza Muszyńskiego.
Odnosząc się do pierwszego zarzutu, mec. Gierdal wskazywała, że w sprawie orzekał sędzia delegowany do sądu apelacyjnego, którego delegacja kończyła się krótko po wydaniu orzeczenia, a o tej decyduje Prokurator Generalny.
Prokurator Generalny, który wyraźnie mówił, jaki jest jego oczekiwany kierunek rozstrzygnięcia, jakie orzeczenie powinno tutaj zapaść. Czyli kariera zawodowa tego sędziego, utrzymanie tej delegacji zależało od osoby, która już powiedziała, jakiego chce rozstrzygnięcia.
- mówiła.
Pełnomocnik Adama J. mec. Bartosz Lewandowski przekonywał z kolei, że orzeczenie, które zapadło przed sądem apelacyjnym, sprowadzało się „tylko i wyłącznie do zastosowania orzeczenia TK”. Jego zdaniem też wyrok ten zasadniczo nie odnosił się do kwestii wolności religijnej, a zasad prawidłowej legislacji.
Sąd Najwyższy w zakresie dotyczącym wznowienia postępowania pozostawił apelację bez rozpoznania, a w pozostałym zakresie utrzymał wyrok łódzkiego sądu apelacyjnego. Orzeczenie SN jest prawomocne.
Do niecodziennej sytuacji doszło jednak w czasie trwającego 40 minut ustnego uzasadnienia orzeczenia. Głos wyjątkowo zabrali wszyscy trzej członkowie składu sędziowskiego, atakując Zbigniewa Ziobrę i sugerując, że ciężko uwierzyć w tej sprawie w bezstronność Prokuratora Generalnego.
Sędzia sprawozdawca Barbara Skoczkowska podkreślała, że orzeczenie, o którym mowa, zawiera dwa komponenty.
W pewnym zakresie są zaskarżalne, a w pewnym nie są zaskarżalne. Samo orzeczenie zapadające w tym postępowaniu głównym, wznowieniowym, nie jest zaskarżalne.
- podkreśliła.
Jak wskazała, po orzeczeniu TK sąd apelacyjny nie miał innego wyjścia niż doprowadzenie do wznowienia postępowania. Zaznaczała przy tym, że sędzia wydający orzeczenie dotyczące umorzenia był związany orzeczeniem wznowieniowym i podstawami tego wznowienia – którym był wyrok TK.
I dlatego nie miał również w zasadzie innego wyjścia jak umorzyć postępowanie. Nawet gdyby Sąd Najwyższy z pewnymi rzeczami nie zgadzał się, nie ma możliwości podważyć tego rodzaju rozstrzygnięcia
- powiedziała.
Przyznała co prawda, że SN nie ma także możliwości prawnych „badania okoliczności, które legły u podstaw decyzji sądu wznowieniowego”, jednak po chwili dodała:
Okoliczności wskazane w apelacji związane z rozpoznaniem sprawy przez sędziego sądu okręgowego delegowanego do orzekania w sądzie wyższej instancji (…), który rozpoczął kolejną delegację w tym sądzie dokładnie dwa dni po wydaniu wyroku w tej sprawie muszą rzeczywiście budzić uzasadnione wątpliwości co do jego bezstronności
- mówiła sędzia Barbara Skoczkowska.
Jej zdaniem zaskakiwać musi również decyzja Prokuratora Generalnego zwracającego się do TK o stwierdzenie niekonstytucyjności przepisu „akurat w momencie, kiedy doszło do orzekania, gdy chodzi o organizacje LGBT”.
Sędzia Skoczkowska zwracała przy tym uwagę, że nigdy nie podjęto działań legislacyjnych w celu usunięcia lub zmodyfikowania zaskarżonego przepisu i kontynuowała swoją tyradę wymierzoną w Zbigniewa Ziobrę:
To powinno mieć pierwszeństwo przed skierowaniem sprawy do TK. Ale SN zdaje sobie sprawę z tego, że szybkość działania TK w takich sprawach, jak równość pewność tego, jakie zostaną wydane orzeczenia, są pokusą nie do odrzucenia. Wydaje się, że usunięcie z systemu prawnego mechanizmu ochrony osób dyskryminowanych - a tym był właśnie art. 138 Kodeksu wykroczeń - osłabiło i tak niedoskonały system ochrony osób dyskryminowanych.
- podsumowała sędzia.
O tym, że nie istnieje środek prawny, który pozwalałby SN kontrolować prawidłowość orzeczenia wydanego przez Trybunał Konstytucyjny, mówił też sędzia Jerzy Grubba.
Orzeczenia TK, bez względu na to, jakim wadami są dotknięte, są niezaskarżalne.
- stwierdził.
Jako ostatni głos zabrał przewodniczący składu sędziowskiego Waldemar Płóciennik, którzy przekonywał, że sędziowie mają obowiązek reagowania na to, co dzieje się wokół. On także przyłączył się do ostrej krytyki pod adresem Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry.
Sami państwo oceńcie, czy dobre i sprawiedliwe było zaangażowanie ponadnormatywne Prokuratora Generalnego w tej jednej drobnej sprawie. Konsekwencją jest to, że nie mamy żadnej legislacji w tej mierze (...) Czy to jest dobre i słuszne, że kobieta na wózku wyrzucona ze sklepu musi szukać drogi cywilnej, bo Kodeks wykroczeń nie będzie reagował? Czy to jest dobre i słuszne, że niektóre orzeczenia TK zapadają w niezwykle krótkim czasie, a są sprawy, które trwają 3,5 roku bez żadnej decyzji?
- pytał sędzia Płóciennik.