"Gazeta Wyborcza" ustami gen. Andrzeja Łosińskiego, byłego dowódcy 1. Śląskiej Brygady Rakietowej Obrony Przeciwlotniczej powątpiewa w zestrzelenie malezyjskiego samolotu przez żołnierzy Putina. - Na razie nie wiemy, co się stało. Nie wiemy nawet, czy samolot został na pewno zestrzelony. Jeśli rzeczywiście ktoś zestrzelił ten samolot, to byłby akt niebywałego terroryzmu – mówi pan generał pytany przez Andrzeja Wrońskiego.
- Nie wypowiadam się na temat, kto to zrobił, ale nie jest to możliwe przy pomocy takich zestawów jak stinger (przenośny, ręcznie odpalany, naprowadzany na podczerwień pocisk kierowany ziemia-powietrze), S2 czy igła. Tu wchodzą w grę tzw. zestawy rakietowe dalekiego zasięgu – wyjaśnia generał, i na pytanie o to czy łatwo można stwierdzić, kto odpalił rakietę mówi, że „stosunkowo trudno, bo w tym rejonie świata wszyscy korzystają z podobnego uzbrojenia”. Dziwnie brzmią też słowa generała: - Nie mogę też uwierzyć, że czegoś takiego mogliby dokonać żołnierze - obojętnie, z której strony.
Choć zachodnie media już wczoraj jednoznacznie pisały o tym, że to rosyjscy separatyści Putina stoją za zestrzeleniem samolotu, "Gazeta Wyborcza" - zamulała rzeczywistość (screen pochodzi z wczoraj z około godziny 23.00):

Tytuły na Zachodzie:

Fot. Twitter

Fot. Twitter

Fot. Twitter
ZOBACZ JAK DZIAŁA ROSYJSKA PROPAGANDA

 
                        
        
        
        
        
     
                         
                         
                         
             
             
             
             
             
             
            