Wojewódzkiego oblano niedawno nieznaną substancją, jak twierdził: "żrącą". Miał mieć delikatne poparzenia okolic szyi i klatki piersiowej. Jak jednak dowiedział się portal niezalezna.pl - na koszulce, którą celebryta zostawił policji, nie znaleziono niczego szkodliwego. Były za to m.in. ślady kosmetyków.
W obronie Wojewódzkiego stanął natychmiast portal Tomasza Lisa natemat.pl. Jego redaktor naczelny napisał: "Żrący płyn, którym dziennikarz został oblany, mógł więc spokojnie spłynąć. Poza tym Kuba Wojewódzki miał rzeczywiście na sobie kurtkę, więc owego płynu do podkoszulka dużo nie dotarło. Gdy policja poprosiła o kurtkę, Kuba Wojewódzki umówił się, że przywiezie ją w poniedziałek. I tak, sprawdziłem, jest jutro umówiony w komendzie, gdzie toczy się śledztwo na przywiezienie kurtki. Dlaczego pan rzecznik [policji] o tym nie informuje?".
Jak dowiedział się jednak portal Gazeta.pl, mimo obietnic Wojewódzki... nie zgłosił się w umówionym terminie na policję. "W piątek wieczorem otrzymaliśmy od dziennikarza wyniki opinii lekarskiej. Dzisiaj miał dostarczyć nam swoją kurtkę, jednak jeszcze tego nie zrobił"- powiedział wczoraj wieczorem w rozmowie z portalowi Mariusz Mrozek, rzecznik KSP.
Reklama