Pamiętają Państwo? W 1989 r. w „Dzienniku Telewizyjnym” TVP aktorka Joanna Szczepkowska stwierdziła: „4 czerwca skończył się w Polsce komunizm!”. Tylko czy na pewno? Przed 2015 r. dzień ten rządowa koalicja PO-PSL, razem z prezydentem Bronisławem Komorowskim, wciskała nam jako najważniejsze polskie święto. Teraz starają się robić to samo.
Czy w tym przypadku racji nie ma jeden z towarzyszy? Konkretnie Włodzimierz Czarzasty: „Wyście się z nami, k…wa, przy okrągłym stole i 4 czerwca 1989 roku do-ga-da-li!”. Ten sam Czarzasty, który w 2019 r. na konwencji komunistów w Katowicach wychwalał PRL i dziękował okupacyjnej armii bolszewickiej za „wyzwolenie”. Wyzwolili was – komunistów, Polaków zniewolili.
Czym jest zatem 1989 r.? To pseudoświęto wynikające z kontraktu pseudoelit, dogadania się ówczesnych komunistów z byłymi komunistami przy okrągłym stole. Dlatego trudno się dziwić, że ci uzurpatorzy całkowicie odrzucili dorobek II Rzeczypospolitej, wyrzucili do kosza rząd londyński i konstytucję kwietniową.
Okrągłostołowe „elity”, zamiast odwołania się do legalnej, obowiązującej niezmiennie konstytucji kwietniowej, wybrały kontynuowanie konstytucji, na której osobiście poprawki nanosił Józef Stalin. Bo dzisiejsza konstytucja tzw. III RP – tak zażarcie broniona przez ludzi chorujących wciąż na homo sovieticus – jest kontynuacją stalinowskiej ustawy z 1952 r. Cieniem na porządku prawnym Polski po 1989 r. położyło się również to, że urzędujący na podstawie tej samej konstytucji z 1935 r., legalny prezydent II Rzeczypospolitej na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski nie został pierwszym prezydentem III Rzeczypospolitej. 22 grudnia 1990 r. prezydent Kaczorowski dokonał tylko symbolicznego gestu: przekazał insygnia prawowitej, konstytucyjnej władzy nowo wybranemu prezydentowi Lechowi Wałęsie. Były to: chorągiew RP, pieczęć Kancelarii Prezydenta, oryginał konstytucji z 1935 r. oraz Order Orła Białego. Wielka uroczystość na Zamku Królewskim w Warszawie. Wielka, ale z biegiem lat coraz bardziej ukrywana. Bo Wałęsie ani reszcie okrągłostołowców nie zależało, aby wracać do jakiejś przedwojennej Polski, jej prawodawstwa i tradycji. Chcieli budować PRL-bis.
A powinno być zupełnie inaczej. Należało najpierw przywrócić obowiązującą niezmiennie od dziesięcioleci konstytucję kwietniową z 1935 r. W miejsce konstytucji stalinowskiej napisanej w Moskwie i ogłoszonej przez komunistów, nigdy niewybranych przez Polaków w żadnych wyborach. Bo czy nielegalna, uzurpatorska władza może stanowić legalne prawo?
I druga fundamentalna sprawa. Po przywróceniu polskiego – zamiast komunistycznego – prawa automatycznie władzami Polski stawał się rząd RP na uchodźstwie i prezydent. Ta władza, która funkcjonowała po 17 września 1939 r. najpierw w Rumunii, potem we Francji, a wreszcie przetrwała dekady w Wielkiej Brytanii, zachowała ciągłość II RP – prawdziwie niepodległego państwa polskiego. W przeciwieństwie do tzw. Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, która była sowiecką kolonią, całkowicie zależną od Moskwy. A przynajmniej należało Polaków z Londynu: prezydenta, ministrów, przedstawicieli partii politycznych – prawowitych reprezentantów Rzeczypospolitej (w przeciwieństwie do komunistów) – zaprosić do współrządzenia. Niestety, z Polską Piłsudskiego, Dmowskiego, Paderewskiego, Daszyńskiego, a potem Kaczorowskiego, Sabbata, Andersa – wolną Polską wolnych Polaków przy okrągłym stole wygrała Polska „ludowa” funkcjonariuszy, agentów i poddanych Kremla: Bieruta, Gomułki, Jaruzelskiego, Kiszczaka i Urbana. Ten stan w wielu aspektach – przez brak powszechnej dekomunizacji – trwa do dziś.
W jaki sposób Rzeczpospolita po 1989 r. się odrodziła, można od lat oglądać w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Tam w 2019 r. wedle pomysłu Władysława Frasyniuka słowa „We free people!” skandował… Aleksander Kwaśniewski. Kwaśniewskiego, przyjmowanego w ECS jako obrońcę konstytucji i wszelkich swobód, obszernie cytowała Wyborcza.pl. Najlepsze z tej przemowy było to: „Widzimy, że pewni ludzie chcą końca demokracji i powrotu do rządów silnej ręki. W Europie są partie przeciwników demokracji, wspierane przez putinowską Rosję. Trzeba więc twardo walczyć o wartości fundamentalne – wolność, demokrację, wolny rynek, państwo prawa, szacunek dla odrębności, do niedyskryminowania kogokolwiek”. Komunista demokratą. Zwolennik Breżniewa i Gorbaczowa przeciwnikiem Putina. Odwracanie pojęć. A realizatorem rządów silnej ręki miało i ma być PiS, jak się można spodziewać, gorsze od PZPR.
Wyborcza.pl/Trójmiasto zwróciła też uwagę na przemówienie nawróconego na okrągły stół Bronisława Komorowskiego: „Wybory 4 czerwca i powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego to była mądrość, która doprowadziła do gigantycznej reformy kraju”. Były prezydent zapomniał dodać, że w ramach tej mądrości komuniści – za zgodą Solidarności – zmienili w trakcie głosowania reguły gry: zmienili ordynację wyborczą, pozwalając dostać się do kontraktowego Sejmu komunistom z listy krajowej. Zapomniał też dodać, że prezydentem wkrótce został twórca stanu wojennego: towarzysz Wojciech Jaruzelski. To już nie tylko mądrość, ale czystej wody mądrość etapu. „Po spotkaniu prezydentów odbyła się też krótka debata z udziałem wybitnych działaczy opozycji w czasach PRL” – podkreślała Wyborcza.pl/Trójmiasto. Ci „wybitni” to m.in.: Władysław Frasyniuk, Henryk Wujec, Małgorzata Niezabitowska. A gdzie – można spytać – Andrzej Gwiazda czy Krzysztof Wyszkowski?
Na koniec zabłysnął jeden z „wybitnych”: „Kwaśniewski, za karę, że ty się uczyłeś angielskiego, kiedy ja siedziałem w więzieniu, wykrzycz to po angielsku: »My, wolni ludzie!«” – zawołał Władysław Frasyniuk, po czym Kwaśniewski wykrzyczał: „We free people!”
Przepraszam, w gąszczu cytowanych wypowiedzi zapomniałbym o nobliście Lechu Wałęsie: „Mamy np. mniejszości seksualne, dlaczego nie miałyby mieć swojej partii?”. Cóż ten temat ma wspólnego z rocznicą prawie wolnych wyborów? I w końcu rekapitulacja prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz: „Polska rewolucja bez rozlewu krwi to wielki powód do dumy i radości, której nie możemy dać sobie odebrać”. A kto chce prezydentom i prezydentkom odebrać ich święto? Dulkiewicz dodawała: „Musimy dziś też pamiętać, że mogło być inaczej”.
Prezydent Gdańska chyba nie odwoływała się do historii, bo niespecjalnie się nią przejmuje, pamiętając śmietnik na Westerplatte. Może zamarzyła o szybkim odejściu od umów okrągłego stołu po klęsce komunistów w koncesjonowanych wyborach czerwcowych 1989 r.? Rozpisaniu wyborów w pełni wolnych, demokratycznych? Jednak nie. Z kontekstu wypowiedzi Dulkiewicz i innych zgromadzonych w ECS można było wywnioskować, że straszyli wizją rozwiązania siłowego. Tylko historycy (ci niekomunistyczni) takiego wariantu nie traktują poważnie.
W rocznicę 4 czerwca 1989 r. zabłysnęła też (post)komunistyczna „Polityka”. Na portalu tygodnika tekst pod znamiennym tytułem „Jak TVP przykrywa i zohydza rocznicę 4 czerwca” napisała Anna Dąbrowska. Zdaniem redaktor jednym z pomysłów telewizyjnych „Wiadomości” na przykrycie 4 czerwca „był materiał o wmurowaniu kamienia węgielnego pod pomnik premiera Jana Olszewskiego przed KPRM”. Autorka zapomniała, że 4 czerwca to jeszcze jedna polska rocznica. Przecież 4 czerwca 1992 r. komuna obaliła rząd Jana Olszewskiego. Ale mecenas nigdy nie był bohaterem dla „Polityki” czy „Wyborczej”. Bo Olszewski próbował odejść od układów okrągłego stołu i walczyć z grubą kreską Mazowieckiego. Przeprowadzał dekomunizację i lustrację, rozpoczął starania o wejście Polski do NATO i wyrzucenie z ojczyzny okupacyjnych sowieckich wojsk. Nie zgodził się na tworzenie spółek polsko-rosyjskich w dawnych bazach wroga. Tego wszystkiego komuna mu nie darowała, zawiązując spisek znany jako nocna zmiana.
I jeszcze raz „Polityka”, która na 30. rocznicę przypomniała rozmowę z 2008 r. Jacka Żakowskiego z Tadeuszem Mazowieckim. „Więc kiedy był prawdziwy przełom?” – pytał publicysta. „Powstanie mojego rządu było przełomem” – odpowiadał Mazowiecki, ale zaraz asekurował się: „Nie od razu mieliśmy kontrolę nad MSW i wojskiem. To się działo stopniowo”. To już nie była asekuracja, ale zaklinanie rzeczywistości. Bowiem w tym „przełomowym” rządzie rządzili Kiszczak i Siwicki pod nadzorem Jaruzelskiego. Na koniec Żakowski pytał, a właściwie stwierdzał: „Bo Radio Maryja jest odpowiedzią na jakiś ból w społecznej rzeczywistości. Podobnie jak Lepper, Giertych, PiS, Rokita, projekt IV RP. Zygmunt Bauman ma na klientelę tych zjawisk trafne i mocne określenie: »ludzie śmiecie« – niechciane produkty uboczne nowej rzeczywistości”. Widać, w jakim kierunku poszedł ten prawie wolny okrągłostołowy świat.
Polecamy wtorkowy numer #GPC! 📰🗞️ Znajdziesz w nim rzetelne informacje, pogłębione analizy, interesujące artykuły i o wiele więcej… Czytaj od 00:00 » https://t.co/1HYRtWjbz8 pic.twitter.com/STnwo6Douq
— GP Codziennie (@GPCodziennie) June 3, 2024