Produkty spalania końcowego, jak woda czy dwutlenek węgla, są ulotne, ale produkty niepełnego spalania da się w większości zbadać, nawet po dłuższym okresie, bo nie wszystkie produkty powybuchowe występują w fazie gazowej. Można też zanalizować resztki nieprzereagowanego materiału wybuchowego. Są specjalne metody fizykochemiczne, które wskazują, czy wykryty trotyl jest trotylem świeżym, który nie wybuchł, czy też mamy do czynienia z pozostałościami powybuchowymi – rozmowa z Janem Bokszczaninem, prezesem Korporacji Wschód sp. z o.o., produkującej wysokiej klasy detektory wykrywające śladowe ilości materiałów wybuchowych.
Prokuratura kategorycznie stwierdziła, że użyte przez biegłych detektory „nie są wystarczające do potwierdzenia bądź wykluczenia obecności materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M 101.
Urządzenie MO2M należy do czterech czołowych urządzeń tego rodzaju i jest produkowane na licencji rosyjskiej. Jest to aparatura bardzo wysokiej czułości, skalibrowana wyłącznie na wykrywanie materiałów wybuchowych. Dlaczego prokuratura podważa jej skuteczność, nie mam pojęcia.
Czy tymi detektorami można zbadać zwłoki ofiar katastrofy na obecność materiałów wybuchowych?
Można. Trotyl się nie ulatnia, może utrzymywać się na szczątkach zwłok przez wiele lat. Nawet jeżeli ciało ulegnie rozkładowi, on pozostanie na resztkach zwłok, ubrań czy na wewnętrznej powierzchni trumny.
Czy trotyl się starzeje?
Owszem, trotyl, jak każdy związek organiczny, ulega utlenieniu. Są specjalne laboratoria, np. w Wojskowym Instytucie Techniki i Uzbrojenia, które badają wiek oraz stopień rozkładu materiałów wybuchowych w amunicji.
Kiedy dochodzi do eksplozji, część materiału wybuchowego ulega gwałtownej przemianie chemicznej, ale część nie wchodzi w reakcję. Czy detektorem można ustalić, czy ten trotyl eksplodował?
Nigdy przy wybuchu nie rozkłada się cały użyty trotyl. Aby zbadać detektorem użyty materiał, „wyłapuje się” te cząsteczki, które nie uległy rozkładowi. Aby natomiast wykryć substancje powybuchowe, należy pobrać próbki i poddać je analizie jakościowej. Na wyposażeniu Centralnego Biura Śledczego jest 17 urządzeń do takiego badania, czyli chromatografów, w tym przenośne, które mogły być zastosowane również na miejscu w Smoleńsku.
Podczas wybuchu trotylu, jak powiedzieli nam eksperci od terroryzmu, powstają trzy rodzaje związków: resztki nieprzereagowanego materiału wybuchowego, produkty spalania końcowego oraz produkty niepełnego spalania. Te związki – ich skład, proporcje – są charakterystyczne dla każdego materiału wybuchowego. Czy po upływie ponad 2,5 roku od katastrofy można zbadać, czy w tupolewie doszło do eksplozji?
Produkty spalania końcowego, jak woda czy dwutlenek węgla, są ulotne, ale produkty niepełnego spalania da się w większości zbadać, nawet po dłuższym okresie, bo nie wszystkie produkty powybuchowe występują w fazie gazowej. Można też, jak wspomniałem, zanalizować resztki nieprzereagowanego materiału wybuchowego.
W Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym mają być wykonane badania przesiewowe przywiezionych próbek. Czy na ich podstawie można potwierdzić bądź wykluczyć, że w Tu-154 nastąpiła eksplozja?
Można. Są specjalne metody fizykochemiczne, które wskazują, czy wykryty trotyl jest trotylem świeżym, który nie wybuchł, czy też mamy do czynienia z pozostałościami powybuchowymi.
Czy była teoretycznie możliwość naniesienia po katastrofie trotylu na części wraku? Pytamy o to, gdyż jak ustaliliśmy, zanim komisja wyjechała do Smoleńska, pół roku wcześniej Rosja kazała złożyć Polsce wnioski do zaakceptowania dotyczące personalnego składu ekspertów, którzy mają przyjechać, i wykazu aparatury, którą chcą zabrać do Rosji. Rosjanie wiedzieli więc, że urządzenia, którymi polscy biegli będą badali wrak, wykrywają materiały wybuchowe.
Istnieje możliwość naniesienia śladów trotylu. Na tym etapie nie wiemy, skąd trotyl znalazł się na częściach wraku i czy jego ślady są pozostałościami po ewentualnej eksplozji, czy np. znalazły się tam już po katastrofie.
Ale skoro według informacji „Rzeczpospolitej” jedno z urządzeń przekroczyło skalę, czy jest możliwe, by tak mała ilość materiału przeniesiona przez dotyk mogła spowodować taką reakcję detektora?
Być może była tam jakaś inna substancja, która „zatkała” urządzenie. Fachowiec dobrze przeszkolony widzi, jeśli urządzenie „wariuje”, że to sytuacja anormalna, i powtarza badanie kilkakrotnie. Nie wiemy, czy czynności ponowiono, czy wykonano kolejne badania tego miejsca z większej odległości, by upewnić się, czy nie doszło do „zatkania nosa” detektora.
A jeśli przedmiot przed badaniem zostałby umyty na przykład rozpuszczalnikiem nitro?
Jeżeli nastąpi to na chwilę przed badaniem i będzie duże nasycenie par rozpuszczalnika nitro, wówczas detektor się „zapcha”, czy mówiąc potocznie, „zwariuje”. A ponieważ to urządzenie pokazuje tylko materiały wybuchowe, może pokazać wtedy trotyl, nitroglicerynę lub inne materiały wybuchowe. Ważne jest więc, jakie były wszystkie wyniki badań kilkuset – jak określił ich liczbę prokurator Szeląg – zbadanych próbek, czy taka sytuacja z „zapchaniem” urządzenia była odosobniona, czy powtarzano badania i jaki był ich wynik. Poza tym rozpuszczalnik nitro szybko się ulatnia i już po kilkunastu minutach detektor nie będzie na jego pary reagował, ponieważ ich po prostu nie będzie.
Jak więc można zmyć ślady trotylu z wraku? Na przykład odpowiednim rozpuszczalnikiem?
Tak, można to zrobić.
Skutecznie?
Tak. Dam przykład. Gdy detektor „zapcha się” trotylem lub innym materiałem wybuchowym, bo na badanym przedmiocie będzie jego nadmierne stężenie, a operator nie jest doświadczony, używa się specjalnych płynów do wyczyszczenia tego urządzenia, tak by śladów trotylu w nim nie było. Produkowany przez nas detektor MO2M ma bardzo wysoką czułość, wykrywa jedną cząsteczkę materiału wybuchowego wśród 100 mld innych cząsteczek znajdujących się w atmosferze. Oczyszczenie tego urządzenia musi więc być skuteczne.
Czy da się wyczyścić tak dużą liczbę części wraku zgromadzonych pod wiatą w Smoleńsku, w tym wiele drobnych, a także ślady trotylu z foteli, wykładziny podłogowej itp.?
Jeżeli włoży się jakiś przedmiot do odpowiedniej substancji, która rozpuszcza materiał wybuchowy, i dobrze go kilka razy „wypierze”, można pozbyć się śladów materiału wybuchowego. Teoretycznie więc istnieje taka możliwość.
Treść całej rozmowy można przeczytać w najnowszym numerze "Gazety Polskiej"
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Leszek Misiak,Katarzyna Pawlak,Grzegorz Wierzchołowski