To od działki Chmielna 70, sąsiadującej z Pałacem Kultury i Nauki, zaczęła się afera reprywatyzacyjna. W 2012 r. warszawski urząd miasta oddał bowiem nieruchomość wartą 160 mln zł m.in. w ręce Marzeny K., byłej urzędniczki resortu sprawiedliwości oraz jej brata – adwokata Roberta N. Jednak w latach 50. za tę działkę wypłacono już odszkodowanie. Beneficjentem był wówczas Martin Holger, obywatel Danii. W sprawie Chmielnej 70 miasto zareagowało dopiero cztery lata później. Dziś wobec Marzeny K. i Roberta N. prokuratura prowadzi postępowanie.
Przed wczorajszym posiedzeniem komisji weryfikacyjnej badającej dziką reprywatyzację Hanna Gronkiewicz-Waltz przekonywała, że o wypłaceniu odszkodowania Duńczykowi nic nie wiedziała. – Te informacje uzyskałam dopiero wtedy, gdy sprawą zainteresowała się prasa – przekonywała prezydent stolicy podczas konferencji prasowej. Winą za niesłuszną decyzję obarczyła Marcina Bajkę, byłego dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami, oraz Krzysztofa Śledziewskiego, urzędnika biura. – Oni wprowadzili mnie w błąd. Nie byłoby tematu Chmielnej 70, gdyby Krzysztof Śledziewski nie zataił dokumentów dających możliwość innego rozpatrzenia wniosku – dodała. Chodzi m.in. o umowy między Polską a Danią ws. reprywatyzacji. – Co Pan zrobił z tymi dokumentami? – pytał Patryk Jaki, przewodniczący komisji i minister sprawiedliwości. –Ten dokument przekazałem naczelnik Gertrudzie Jakubczyk-Furman. Ona przesłała go do 35 pracowników BGN. Był on więc powszechnie dostępny. Sprawą próbowałem również zainteresować Ministerstwo Finansów. Bez odzewu. Dlatego podpisaliśmy decyzję o zwrocie działki – zeznał świadek. Według niego, wbrew wielokrotnym zapewnieniom Hanny Gronkiewicz-Waltz, ratusz nie przeprowadził również audytu dotyczącego Chmielnej 70. – Mam dokument z września 2016 r., że takiego audytu nie przeprowadzono – tłumaczył Śledziewski.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Reklama