We wtorek po południu zbierze się ścisłe kierownictwo PiS, które ma m.in. analizować wyniki niedzielnych wyborów do PE - przekazali mediom politycy ugrupowania. Zdaniem rozmówców Polskiej Agencji Prasowej, PiS potrzebuje reorganizacji przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.
Zgodnie z wynikami podanymi przez Państwową Komisję Wyborczą w niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego najwięcej głosów uzyskała Koalicja Obywatelska, zdobywając 37,06 proc. poparcia, co dało jej 21 mandatów. Zaraz po niej uplasowało się Prawo i Sprawiedliwość z 36,16 proc. głosów (20 mandatów). Trzecie miejsce zajęła Konfederacja, uzyskując 12,08 proc. (6 mandatów), Trzecia Droga - 6,91 proc. (3 mandaty), zaś Lewica uzyskała 6,3 proc. głosów (3 mandaty).
Politycy PiS, z którymi rozmawiała PAP podkreślali, że w poniedziałek nastroje w partii były lepsze, niż podczas wieczoru wyborczego. "Poprawiliśmy wynik względem wyborów samorządowych i parlamentarnych. Nasz plan minimum to było 19 mandatów, a zdobyliśmy ich 20. Do pełni szczęścia brakowało tylko wyprzedzenia PO" - stwierdził jeden z polityków z Nowogrodzkiej.
"Tak jak przewidywaliśmy - wynik względem exit poll się spłaszczył, ale jednak szkoda tego jednego mandatu" - mówił inny z działaczy PiS.
Wyniki wyborów, zarówno krajowe jak i indywidualne, będzie wkrótce analizować ścisłe kierownictwo PiS. "Kierownictwo zbierze się we wtorek po południu" - poinformowało jedno ze źródeł.
Politycy PiS zaznaczają jednak, że nie należy spodziewać się rozliczeń, bo jak przyznają, o ile krótkoterminowo wynik jest bolesny, gdyż po raz pierwszy od 10 lat przegrali z PO, to długoterminowo przesunięcia elektoratów wewnątrz koalicji rządzącej jest dla PiS korzystne. "Spowoduje bardzo duży ferment po tamtej stronie" - ocenił jeden z polityków PiS.
Rozmówcy zwracają jednak uwagę, że w ugrupowaniu powinno dojść do reorganizacji przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. W niedzielnych wyborach spora pula mandatów przypadła politykom PiS młodszego pokolenia, którzy wyprzedzili dotychczasowych europosłów, nawet tych startujących z pierwszych miejsc na listach, których wsparł szef partii Jarosław Kaczyński.
"Widać wyraźnie, że miejsce na liście, czy jakieś dawniejsze zasługi nie działają. Trzeba było mocno pracować w kampanii, a niestety nie wszyscy to robili" - ocenił jeden z polityków PiS. "Partia zawsze musi się dostosowywać do zmieniających się okoliczności, a młodzi zdobyli mandaty" - dodał.
Inny z działaczy PiS stwierdził natomiast, że to kolejne wybory po parlamentarnych, gdzie już bardzo dobitnie widać, jak rozjeżdża się wizja centrali z wizją wyborców, którzy nie chcą głosować na kandydatów, którzy nie stanowią wartości dodanej.
Jeśli chcemy wygrywać, to nie można wystawiać takich list, że od razu w mediach społecznościowych pojawiają się komentarze 'czy wy upadliście na głowę'. Pytanie czy wyciągniemy z tego lekcję, czy też nadal będziemy robić to, co robimy, a wyborcy będą głosować na Konfederację
- powiedział jeden z posłów PiS.
Inny z parlamentarzystów PiS dodał, że niedzielne wyniki w partii pokazują, że PiS musi znowu wrócić "do gry szerokimi skrzydłami". "Wyborcy już nie chcą tylko twardego przekazu, ale też atrakcyjnie opowiedzianej historii o prawicowych wartościach" - ocenił.
U posłów ugrupowania pojawia się nadzieja, że wyniki eurowyborów uświadomią kierownictwu partii, że należy nagradzać za rzeczywiste efekty pracy, a nie bierność. "Wtedy jest nadzieja na powrót do władzy" - powiedziało jedno ze źródeł w partii.
Jednocześnie zdecydowanie krytyczne głosy pojawiają się w związku z "promocją" Jacka Kurskiego. Choć startował z drugiego miejsca na Mazowszu, to uzyskał dopiero szósty wynik i nie zdobył mandatu. Rozmówca PAP zwracał uwagę, że Kurski ostatniego dnia kampanii wyborczej pojawił się w Sejmie przy ogłaszaniu finału zbiórki podpisów pod akcją Stóp podwyżkom. "To jakiś absurd. Jego wizerunek tylko mobilizuje naszych przeciwników i zniechęca naszych wyborców, co widać po jego indywidualnych wynikach" - ocenił jeden z posłów.