Świat się przesuwa na prawo; Polska potrzebuje prezydenta, który rozumie zarówno konserwatywną, jak i liberalną wrażliwość - mówił w czwartek wieczorem minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Rozmowa w nielegalnej TVP to jeden wielki manifest sprzeciwu wobec kandydatury Rafała Trzaskowskiego. Szef MSZ dalej walczy o względy Donalda Tuska.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w ostatnim czasie niespecjalnie zajmuje się sprawami stolicy. Regularnie odbywa spotkania z sympatykami w całej Polsce, poruszając ogólnopolską i międzynarodową tematykę.
W czwartek wieczorem mieszkańców Lublina przekonywał, że „musimy być jak jedna pięść, dokładnie tak jak Trump”. Nie wiadomo, co miał na myśli Trzaskowski. Wiadomo zaś, że idea jednej pięści nie przypada do gustu Sikorskiemu.
Sikorski w ostatnich tygodniach wzmógł medialną aktywność. Z jego ust padają kolejne kontrowersyjne propozycje - wszystko po to, by opinia publiczna żywo się nim zajmowała.
Dziś wprost zakwestionował kandydaturę Trzaskowskiego, wskazując na zbyt lewicowy sznyt prezydenta stolicy.
"Wybory w Stanach Zjednoczonych są nowym elementem, bo pokazują, że idzie twardsza polityka i że świat się przesuwa na prawo. Potrzebny jest prezydent, który rozumie i wrażliwość konserwatywną i liberalną" - powiedział w nielegalnej TVP.
Dopytany, czy to właśnie on byłby takim prezydentem, odparł:
"bywało się na wojnach, pracowało się w konserwatywnym instytucie w Waszyngtonie, ma się też znajomych z tamtych czasów i relacje z wojskiem".
Dodał, że żyjemy w niespokojnych czasach - z wojną u naszych granic - dlatego doświadczenie międzynarodowe nowego prezydenta, szczególnie w dziedzinie bezpieczeństwa jest teraz bardzo przydatne.
Minister, pytany o relacje z premierem - także w kontekście swojej ewentualnej prezydentury - przypomniał, że współpracuje z Tuskiem od wielu lat.
"Byłem najdłużej urzędującym ministrem Donalda Tuska w obu jego poprzednich rządach i znowu jestem w jego rządzie. To chyba świadczy o tym, że mamy dobre standardy współpracy"
- wskazał.