Jeżeli te sztandarowe części programu rządzącej koalicji nie będą realizowane, będzie to osłabiało chęć do udziału w głosowaniu, nie mówiąc już o poparciu – ocenił w rozmowie z portalem Niezależna.pl politolog, dr hab. Bartłomiej Biskup, komentując najnowszy sondaż poparcia partii politycznych, według którego koalicja 13 grudnia mogłaby utracić większość w Sejmie.
Według sondażu pracowni Opinia24 dla „Gazety Wyborczej" (z 7-9.10.2024 r.) największym poparciem wyborców - 35,3 proc. cieszy się Koalicja Obywatelska. Na drugim miejscu z niewielką stratą uplasował się PiS - 33,5 proc., a następnie Konfederacja z wynikiem 12,5 proc. Fatalny wynik, wskazujący na brak możliwości przekroczenia progu wyborczego dla koalicji uzyskała Trzecia Droga - 7,5 proc. oraz Lewica – 5,9 proc.
Wyniki te oznaczają, że KO mogłaby wprowadzić do Sejmu 185 posłów, Trzecia Droga 23, a Lewica zaledwie 10. Razem dawałoby to obecnie rządzącej koalicji 13 grudnia 218 mandatów. PiS natomiast posiadałby wg tego samego sondażu 188 posłów, a Konfederacja 54, co daje łącznie 242 mandaty.
Sondaż pokazał także znaczący spadek zainteresowania udziałem wyborców w głosowaniu – z 74,38 proc. przed rokiem do 54 proc. obecnie.
Komentując dla portalu Niezależna.pl wyniki sondażu, politolog, dr hab .Bartłomiej Biskup zaznaczył, że „pokazuje on stabilizację”. - Natomiast pokazuje też, że wysokie notowania Koalicji Obywatelskiej mają miejsce kosztem mniejszych partnerów – dodał.
- Przepływy elektoratu między partiami, to jest naturalne zjawisko, które w takich koalicjach występuje. I dla tych mniejszych zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że ten większy partner ich po prostu zje. I troszeczkę tak się dzieje, to znaczy ci mniejsi partnerzy pracują cały czas nad tym, żeby się jakoś wyróżnić, ale jednak premier i większość ministrów to politycy Platformy, w związku z tym to ona jest najsilniejszym koalicjantem, także wizerunkowo
Zwrócił uwagę, że dla koalicji rządzącej „może to oznaczać dalsze tarcia, dlatego, że te podmioty będą chciały za wszelką cenę zachować swoją tożsamość i zdecydowanie lepsze notowania niż teraz mają. W związku z tym będą chciały czymś zaistnieć”. - Nie zaistnieją na pewno tym, że będą się ze wszystkim w koalicji i z premierem zgadzać, tylko raczej muszą zaistnieć jakimiś innymi, swoimi pomysłami – dodał.
- Pytanie: czy to będzie dobrze skoordynowane wewnątrz koalicji czy nie? Czy te ich pomysły, ich zaistnienie będzie skonsultowane z tym większym partnerem, jakim jest Platforma, co mogłoby w dłuższej perspektywie stanowić o stabilności tej koalicji i ją konserwować?
Według niego, jeśli się tak nie stanie, „będzie to raczej postrzegane jako takie trochę machanie szabelką przez tego większego partnera, któremu będzie zależeć jednak na tym, żeby oni mieli mniej tych procentów, a nie więcej”. - Więc w naturalny sposób będzie to rodzić jakieś konflikty, jak teraz o składkę zdrowotną czy o kwotę wolną od podatku itd. – zauważył.
Pytany o znaczący spadek liczby wyborców deklarujących udział w wyborach, przyznał, że „jest to zjawisko naturalne”. - Bo ile można być mobilizowanym? Wszystkie partie usilnie pracują na to, żeby swoich wyborców mobilizować i w tym celu bazują w polityce na emocjach. Natomiast mieliśmy w ostatnim czasie maraton wyborczy i trudno oczekiwać, żeby wyborcy cały czas mieli być tak super zmobilizowani – wyjaśnił.
- Wcześniej część tych dodatkowo zmobilizowanych wyborców poszła do wyborów po to, żeby odsunąć PiS od władzy, wprowadzić obiecywane przez polityków dzisiaj rządzącej koalicji postulaty. Różne – i światopoglądowe i ekonomiczne różnego typu. I teraz rzeczywiście oni mogą być trochę mniej zmobilizowani, ale też m.in. dlatego, że te obietnice w części są jeszcze niezrealizowane, albo nie są realizowane w ogóle, albo gdzieś tam w trakcie realizacji. Ale też widać, że to nie będzie takie proste, że to jest rząd koalicyjny, co utrudnia rządzenie. I to nie jest tak, że „tutaj obiecamy, damy 100 konkretów i za 100 dni wszystko będzie inaczej”. Wyborcy to już widzą od jakiegoś czasu
Przypomniał, że „w przypadku PiS-u, który rządził dosyć długo, bo przez 8 lat”, zwracano uwagę na „sprawczość i na to, że wyborcy mogą się odwrócić, jeżeli obietnice nie są realizowane”. - Tego samego musi doświadczyć dzisiaj koalicja rządząca. Jeżeli chociażby te sztandarowe części programu rządzącej koalicji nie będą realizowane, będzie to osłabiało chęć do udziału w głosowaniu, nie mówiąc już o poparciu. Myślę, że to też ma znaczenie, jeśli chodzi o mobilizację – ocenił politolog.
Na pytanie o możliwy wpływ wyborów prezydenckich, w tym ich wyniku, na kształt polskiej sceny politycznej, odparł, że w jego ocenie „po wyborach prezydenckich jakoś specjalnie polska scena polityczna się nie zmieni”. - Bo ona też jest od dłuższego czasu w miarę stabilna. Natomiast liczą się dzisiaj te drobne procenciki. Takie zwycięstwo kandydata któregoś z dużych obozów jest dla niego zawsze naturalnym wzmocnieniem – tłumaczył.
- W przypadku partii parlamentarnych, jeżeli one są dosyć blisko, to oznacza wzmocnienie takiego obozu, partii, zwiększenie poparcia, Tak to się powinno przełożyć, bo każde wybory są jakimś nowym otwarciem, nową nadzieją. Jeżeli wygrałby kandydat prawicy, to to jest taki sygnał: „patrzcie, możemy wygrywać i z nadzieją patrzymy na wybory parlamentarne”. Jeżeli wygra kandydat Platformy, no to wtedy ta koalicja będzie dużo stabilniejsza i z nadzieją na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych Tak te mechanizmy działają
- podsumował prof. Bartłomiej Biskup.