Gazeta Polska: Suwerenna Polska jednoczy się z PiS, więcej młodych twarzy na froncie Czytaj więcej!

Przemysł pogardy wrócił. Joanna Lichocka o ataku na prezydenta Andrzeja Dudę

Donald Tusk postanowił traktować prezydenta brutalnie i próbuje ośmieszać go na każdym kroku. Niestety, sam Andrzej Duda nieco mu w tym pomaga - pisze Joanna Lichocka w "Gazecie Polskiej".

Andrzej Duda, Donald Tusk
Andrzej Duda, Donald Tusk
Zbyszek Kaczmarek - Gazeta Polska

Nowa wersja przemysłu pogardy wobec Prezydenta Rzeczpospolitej rozkręca się pełną parą. Oczywiście Andrzej Duda przez ponad 8 lat pełnienia swej funkcji nigdy nie był ulubieńcem POstkomuny i jej funkcjonariuszy medialnych. Ale natężenie ataków było zmienne i były momenty względnej ciszy lub łagodzenia krytyki. Działo się to zwykle wtedy, gdy prezydent zachowywał się w zgodzie z oczekiwaniami byłej totalnej opozycji a dziś totalnie niepraworządnej większości parlamentarnej. Gdy wetował ustawy przedstawiane przez większość sejmową poprzednich dwóch kadencji sejmu, bywał nawet „Prezydentem Rzeczpospolitej” w narracji propagandzistów Platformy. 

Dziś bez względu na to, co robi, prezydent Andrzej Duda staje się podmiotem bezpardonowego ataku, drwin i pogardy niemal w takim samym stopniu, jak niegdyś stosowano ten podły arsenał wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I dzieje się tak, mimo że obecny prezydent wydaje się działać znacznie łagodniej, niż zapewne działałby jego niegdysiejszy pracodawca i patron, gdyby żył i był głową państwa. Prezydent nadzwyczajnie łagodnie potraktował premiera Donalda Tuska zaraz po tym, gdy w Pałacu Prezydenckim zatrzymano dwóch posłów: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.

Spotkanie obu polityków – nazajutrz po tych wydarzeniach – było długie, z uśmiechem i spokojną wymianą poglądów. Prezydent mógł potraktować premiera otwarcie opowiadającego się za łamaniem prawa (stosowaniem zapisów ustaw „tak jak my to rozumiemy” a nie tak jak faktycznie one znaczą) znacznie bardziej stanowczo – niemniej zdecydował się na próbę poprawnego układania relacji w ramach współpracy a nie starcia z rządową większością. Prezydent wysyłał także pojednawcze sygnały w sprawie mediów publicznych – zwrócił się do koalicji rządzącej o projekt ustawy i nie wykluczył, że podpisze go w kształcie zaproponowanym przez obóz postkomunistyczny, a jednocześnie publicznie krytykował dotychczasowy sposób funkcjonowania TVP. Andrzej Duda także publicznie odcina się od obozu Zjednoczonej Prawicy – podkreśla, że nie ma najlepszych relacji z prezesem Prawa i Sprawiedliwości i zrównuje Jarosława Kaczyńskiego w sposobie działania jako lidera partii z Donaldem Tuskiem. To wszystko powinno się POstkomunie podobać – wciąż jest wyciągnięta ręka do rozmów na temat kształtu kohabitacji i wynika to zarówno z charakteru prezydenta, który podkreślać lubi, że nie jest i nigdy nie był radykalny w swoich poglądach i posunięciach, jak i zapewne z jakichś nieznanych jeszcze opinii publicznej planów na przyszłość, które być może zależą także od poparcia premiera Donalda Tuska.

Nic to jednak nie zmienia. Prezydent na razie niewiele wygrał – przy ogromnej sympatii do niego większości Polaków, którzy na niego głosowali, jawi się im jako polityk niewspółmiernie mniej skuteczny niż bezceremonialnie łamiący prawo politycy rządzącego obozu. I równie bezceremonialnie przez nich atakowany.   

Najbardziej skandaliczne działania przeciw autorytetowi prezydenta to oczywiście zatrzymanie i uprowadzenie posłów z Pałacu Prezydenckiego pod nieobecność Andrzeja Dudy. Ale co pan prezydent mówi kilka tygodni potem? Że trzeba było przyjść do niego i powiedzieć, że policja ma polecenie zatrzymania parlamentarzystów, wtedy on sam poprosiłby posłów, by wyszli z pałacu, by można było ich zatrzymać… 

Jednak bez względu na czasem mało czytelną taktykę Pałacu Prezydenckiego, trzeba jasno i mocno powiedzieć – nie ma i nie może być zgody na drwiny z głowy państwa i przemysł pogardy realizowany przez polityków i funkcjonariuszy medialnych POstkomuny wobec prezydenta. Nie warto tych mnożących się ostatnio szyderstw z prezydenta powtarzać – jest ich sporo, uderzają prostactwem i właśnie bezbrzeżną pogardą. Przytoczę jeden – najgłupiej ostatnio wystąpił z takim atakiem platformerski poseł Michał Szczerba, komentując planowaną oficjalną wizytę Andrzeja Dudy w Afryce: „Mam nadzieję, że w Tanzanii niczego nie palnie, bo będzie wstyd na całą dżunglę”. Polityk POstkomuny usunął po kilku godzinach wpis na portalu społecznościowym, ale nie dlatego, że był on mówiąc delikatnie nieuprzejmy wobec przywódcy państwa polskiego, ale z obawy o zarzuty o… rasizm.       

Trzeba powiedzieć sobie jasno – prezydent staje się głównym celem ataku, który ma go złamać i podporządkować woli Donalda Tuska. Przemysłowi pogardy towarzyszą przecież groźby formułowane przez pomniejszych zagończyków POstkomuny o skróceniu kadencji prezydenta i stawianiu go przed Trybunałem Stanu za rzekome łamanie konstytucji. Większość koalicyjna traktuje kijem bejsbolowym porządek prawny i demokratyczny w Polsce. Ten sam kij – na razie w sensie metaforycznym – pokazuje prezydentowi, bo widzi w nim główną przeszkodę do przejęcia w pełni niczym nie kontrolowanej władzy. Na spotkaniach i demonstracjach wolnych Polaków, które w tych tygodniach odbywają się w całej Polsce, nie wolno więc zapominać o obronie także urzędu i osoby prezydenta.      

 



Źródło: Gazeta Polska

 

Joanna Lichocka