Sprawa „Starucha” – śledztwo, które zakończyło się kompromitacją
Kilkanaście lat temu prokurator Piotr Woźniak nadzorował śledztwo przeciwko Piotrowi Staruchowiczowi, pseud. "Staruch", kibicowi Legii Warszawa, jednemu z liderów protestów kibicowskich przeciwko rządowi Donalda Tuska. Sprawa od początku miała wyraźny kontekst polityczno-medialny – walka z tzw. „kibolami” była wówczas jednym z kluczowych elementów narracji rządu. Ci odpowiadali wprost - "Donald, matole, twój rząd obalą 'kibole'".
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
Podstawą zarzutów wobec Staruchowicza były niemal wyłącznie zeznania świadka koronnego – Marka H., pseudonim „Hanior”, handlarza narkotykami i recydywisty. Prokurator Woźniak publicznie podkreślał wiarygodność tego świadka, przekonując w mediach, że jego relacje zostały potwierdzone innymi dowodami oraz zeznaniami innych osób.
Z czasem okazało się jednak, że w aktach sprawy brakowało kluczowych dowodów: nie było nagrań z monitoringu, potwierdzeń logowań telefonów ani zeznań rzekomego kuriera narkotyków. Gdy te braki wyszły na jaw, prokurator Woźniak tłumaczył je specyfiką przestępczych transakcji, co nie przekonało ani opinii publicznej, ani co najważniejsze – finalnie – sądów.
Prawomocne uniewinnienia i miażdżące oceny
W 2016 i 2017 roku Piotr Staruchowicz został prawomocnie uniewinniony ze wszystkich zarzutów. Sąd wprost wskazywał na konieczność wyjątkowo wnikliwego badania zeznań świadków koronnych, podkreślając, że w tej sprawie nie spełniły one standardów wymaganych do skazania.
Uniewinnienie „Starucha” było szeroko komentowane w mediach głównego nurtu. Pojawiały się określenia wprost mówiące o kompromitacji prokuratury. Dziennikarze pytali, kto ponosi odpowiedzialność za wielomiesięczny areszt i zniszczone życie człowieka, wobec którego nie przedstawiono wiarygodnych dowodów winy. Nawet publicyści, którzy wcześniej krytycznie odnosili się do środowisk kibicowskich, zaczęli pisać o pomówieniach i systemowym nadużyciu instytucji świadka koronnego.
Analogiczne wątpliwości pojawiały się także w innej głośnej sprawie – kibica Legii Maćka Dobrowolskiego – gdzie również wykorzystywano zeznania tego samego świadka, uznawanego przez prokuratora Woźniaka za wiarygodnego, mimo ich absurdalności.
Sprawom tym towarzyszyła intensywna kampania medialna, w której osoby objęte śledztwami były przedstawiane jako winne jeszcze przed wyrokami sądów. W obronie Piotra Staruchowicza publicznie występowali m.in. redaktor Tomasz Sakiewicz, piłkarz Artur Boruc oraz przedstawiciele środowisk akademickich i sportowych. Ojciec „Starucha”, dziennikarz Wojciech Staruchowicz, pisał otwarty list do Adama Michnika, zarzucając „Gazecie Wyborczej” odejście od elementarnych standardów rzetelności.
Z perspektywy czasu wiele z tych zarzutów znalazło potwierdzenie w wyrokach sądowych.
Nowe śledztwa, stare schematy?
Po zmianie władzy i objęciu funkcji prokuratora generalnego wówczas przez Adama Bodnara, Piotr Woźniak znalazł się w składzie zespołu śledczego zajmującego się sprawami dotyczącymi Funduszu Sprawiedliwości oraz środowiska skupionego wokół byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Według informacji medialnych Woźniak miał odgrywać w tym zespole kluczową rolę merytoryczną.
Publicyści i prawnicy zaczęli wskazywać na uderzające podobieństwa między dawnymi sprawami a obecnymi działaniami prokuratury: ponowne oparcie narracji na zeznaniach tzw. „małego świadka koronnego”, brak przedstawienia opinii publicznej twardych dowodów oraz działania oceniane jako nadmiernie represyjne. Krytykę wzbudziło m.in. włamanie do domu Zbigniewa Ziobry w czasie, gdy przebywał on w szpitalu.
W tym kontekście pełnomocnicy Zbigniewa Ziobry zapowiedzieli dziś złożenie wniosku o wyłączenie prokuratora Piotra Woźniaka z prowadzonych spraw. Obrona wskazywała na poważne wątpliwości co do jego bezstronności, podnosząc zarówno jego wcześniejsze działania zakończone prawomocnymi uniewinnieniami, jak i obecne powiązania z zespołami śledczymi powołanymi przez nową władzę.
Dla obrońców Ziobry historia zatoczyła koło: ten sam prokurator, te same metody i – jak twierdzili – ten sam cel polityczny. Jedno jest jednak pewne: nazwisko Piotra Woźniaka już wcześniej stało się symbolem śledztw, które zakończyły się jedną z największych kompromitacji prokuratury ostatnich lat. Czy i tym razem finał okaże się podobny jak w sprawie „Starucha”?