"Wcześniej moja obecność na terenach objętych powodzią zakłócałaby proces ratowania mienia i życia ludzkiego" - ocenił w piątek prezydent Andrzej Duda w Głuchołazach. Tłumaczył, że od pierwszych godzin kryzysu powodziowego na miejscu byli obecni przedstawiciele rządu, którzy koordynowali pracę służb.
Andrzej Duda odniósł się do zarzutów, że powinien był pojechać na tereny dotknięte klęską żywiołową już w pierwszych dniach powodzi.
Prezydent zaznaczył, że jego wizyta kilka dni wcześniej zakłócałaby "proces ratowania mienia i życia ludzkiego", ponieważ policja i straż pożarna miałaby obowiązek pilnowania bezpieczeństwa prezydenta.
Podkreślił, że od początku kryzysu na miejscu był premier wraz z ministrami, którzy odpowiadają bezpośrednio za pracę służb. "Prezydent konstytucyjnie jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej, jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, ale swoje zwierzchnictwo wykonuje poprzez ministra obrony narodowej" - tłumaczył. Jak dodał, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz był cały czas na posterunku, podobnie jak szef BBN Jacek Siewiera.
Dzisiaj czeka nas ciężka i niezwykle kosztowna praca związana z tutaj przywróceniem ludziom normalnego życia i tutaj jestem dzisiaj ja po to, by tego doglądnąć z jednej strony, po to, by też przyjąć zobowiązania, które zostaną zrealizowane, po to, by też wysłuchać, co mieszkańcy mają do powiedzenia na ten temat
- dodał prezydent.
💬 Chciałem tu być i pomóc, ale obostrzenia związane z moją funkcją są takie, że ta obecność tylko zakłócałaby proces ratowania życia i mienia.
— Kasia Pawlak-Mucha (@KatarzynaPawlak) September 20, 2024
Moj przedstawiciel był obecny na miejscu, @JacekSiewiera jest nie tylko żołnierzem, ale także lekarzem.
💬 Wiecie Państwo, co by było,… pic.twitter.com/ZoFlnRJc7I