W piątek chwilę po godzinie 17 poseł Dariusz Matecki opuścił areszt. Polityk spędził tam dwa miesiące. Po wyjściu na wolność podkreślił, że przez cały ten czas przetrzymywany był w areszcie wydobywczym.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
- W czasach, w których żyjemy, słowo "państwo" i słowo "ojczyzna" trzeba rozdzielać. Bo państwo to jest Donald Tusk dzisiaj, a ojczyzna to ta wartość, która scala Polaków, którą mamy w sercach - to Polska
- mówił Dariusz Matecki na antenie Telewizji Republika, relacjonując, jak owo państwo Donalda Tuska działa w praktyce.
Poseł PiS opisywał, jak przebiegało zatrzymanie oraz pierwsze chwile po. Więcej w tekście: „To już nie są tylko media”. Matecki o wielkiej roli Republiki i Klubów "Gazety Polskiej"
Wskazał również, jak dużych zaniedbań dopuszczono się w stosunku niego, a konkretniej - do wykrytej jeszcze przed aresztowaniem choroby nowotworowej.
- Przewieziono mnie do celi szpitalnej aresztu śledczego w Radomiu, do tej samej celi, w której był Mariusz Kamiński wcześniej. W tej celi - podejrzewam, że to jest działanie prokuratury, będę o to dopytywał w interpelacjach poselskich, czyja to była decyzja - przez dwa miesiące, pomimo że poinformowałem, że tuż przed zatrzymaniem wykryto u mnie zmiany nowotworowe żołądka i nie tylko, przez te dwa miesiące zrobiono mi jedynie badania krwi. Czyli, niestety, nie zrobiono nic, pomimo tego, że informowałem o tym, że lekarz w Szczecinie mi mówił, że to jak najszybciej trzeba wyciąć, kompletnie nic przez dwa miesiące nie zrobiono. Podejrzewam, że to jest działanie wprost prokuratury, żeby mnie zgnębić
- powiedział, podkreślając, iż nie spodziewa się, aby to była decyzja lekarza, czy dyrektora aresztu - "to są ludzie, którzy wykonują polecenia".
- Mogła to być decyzja prokuratury, lub samego Adama Bodnara. Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że się dowiem
- dodał.
Matecki opowiadał również o wyjazdowych badaniach w szpitalu Radomiu, gdzie kilkunastu funkcjonariuszy, w tym czterech z długą bronią, prowadząc go w kajdankach przez szpital pełen pacjentów, przez korytarze, na których był tłok, rozpychało ludzi po ścianach.
- Coś dramatycznego. Byłem wystawiony w kajdankach specjalnie na widok ludzi, jadąc na badanie mocno ingerujące, po którym musiałem wracać na wózku. Podczas badania kajdanki mi zdjęto dopiero, kiedy lekarz powiedział, że należy je zdjąć. Podczas kolonoskopii, kiedy byłem uśpiony, czterech funkcjonariuszy z długą bronią było ze mną na sali. To chore!
- stwierdził.