Opozycja zaczęła przejmowanie państwa, choć formalnie wciąż jest jeszcze opozycją. Proces ten odbywa się w stylu, jakiego można się było spodziewać. Może nawet trochę gorszym, ponieważ gdzieś zanikają przedwyborcze odcienie i do „silnych razem” starają się równać bardzo liczni politycy, niezależnie od partyjnych barw. Oczywiście nie zawsze i nie wszyscy, zatem poszukiwacze różnic i niuansów w łonie tworzącej się koalicji nie zostaną bez zajęcia.
Poza jednak tym naturalnym, choć dość brutalnym procesem - choćby w kontekście wyboru prezydium dwóch izb parlamentu - wydarzyły się jednak dwie rzeczy, które bardzo sympatyków PiS zdenerwowały. Nie do końca moim zdaniem potrzebnie, obie bowiem, choć z różnych powodów, mogą partii Jarosława Kaczyńskiego pomóc w bliższej i dalszej perspektywie. Mowa o stworzeniu samodzielnego koła Kukiz’15 w Sejmie X kadencji i głosowaniu Konfederacji w wyborach marszałka i wicemarszałków Sejmu.
Deklaracja Pawła Kukiza wywołała dość ciekawą reakcję po stronie przeciwników PiS – i mam wrażenie, że to ta reakcja, a nie bardziej uważna analiza faktów sprowokowała z kolei bardzo zły odbiór tego ruchu ze strony sympatyków Prawa i Sprawiedliwości. Media w nagłówkach ogłosiły w tonie raczej triumfalnym, że oto PiS już się sypie, traci trzech posłów itd. I choć już w opatrzonych tymi tytułami artykułach trudno było znaleźć informację o faktycznym i pełnym rozwodzie, to w pełni wystarczyło czytelnikom, by uznać, że „Kukiz znowu zdradził”. Co ciekawe, niechęć do muzyka jest tak duża, że kibice Donalda Tuska nie wykazali tym razem typowego dla siebie w takich sytuacjach entuzjazmu.
Niestety, narrację tę przyjęła też spora grupa wyborców kojarzonych z popieraniem PiS. Jako zwolennik współpracy PiS z Kukizem, moim zdaniem naturalnej i nieuchronnej od początku, jak też niepotrzebnie przez obie strony tak opóźnianej, szczęśliwie nie uległem złym emocjom. Zobaczyłem za to, że na zaprzysiężeniu posłów żadnej niechęci nie widać, a w głosowaniach żadnej zmiany frontu nie ma. Później doczytałem, czemu stało się tak, jak się stało i tym bardziej jestem pewien, że to dobry prognostyk. PiS w nowym Sejmie jako jeden klub byłoby całkiem samotne, a tak ma przynajmniej dodatkowe koło, które kiedyś być może przyciągnie znów do siebie tych kilka osób, które poszły gdzie indziej lub są dziś w partiach, które z Kukizem współpracowały, tudzież były współtworzone przez jego okazyjnych współpracowników, jak odpowiednio PSL i Konfederacja. Zawsze to też potencjalny chociaż jeden głos w mediach więcej, a może i jedno miejsce przy którymś z prezydialnych lub komisyjnych stołów.
Rok 2023 powinien pokazać, że zwłaszcza w warunkach opozycji nie trzeba iść jedną drogą, strategii może być kilka, dopóki cel jest – a w to wierzę – wspólny. Z kolei Konfederacja, głosując na Szymona Hołownię, straciła bardzo dużo z niedawnego uroku antysystemowości - dała PiS mocny argument za przedstawianiem tego ugrupowania jako Jobbiku AD 2023, czyli prawicy koncesjonowanej. A to krok w kierunku zarówno przejmowania jej elektoratu, jak i nawet niektórych polityków. Jeśli nie przez PiS, to… przez Kukiz’15.