Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Wielkie szczucie

To, co robią Donald Tusk i reszta POstkomuny oraz najbardziej zaangażowane po ich stronie media, jest wprost nawoływaniem do stosowania przemocy.

Zaczęło się od wspólnych z politykami Platformy wulgarnych demonstracji tzw. strajku kobiet – tam brutalizacji języka towarzyszyły zapowiedzi i groźby użycia przemocy.

Wyglądało to trochę tak, jakby POstkomuna testowała, do czego może się posunąć, by Polacy to akceptowali. Jak wiemy, pani Lempart została odrzucona i jako kompletnie niewiarygodna i prymitywna postać straciła jakiekolwiek znaczenie. Ale tą samą metodą ten sam proces kontynuuje dziś Donald Tusk. Nie używa wprawdzie przekleństw publicznie, ale zupełnie otwarcie grozi i zapowiada użycie siły fizycznej, bezpośredniego „kryterium ulicznego”. 

W każdym wystąpieniu Donalda Tuska słychać właśnie testowanie granic – z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień lider PO przesuwa natężenie agresji. Czy wyborcy to kupią?

Czy pójdą za tym? Czy będą nienawidzić z taką gwałtownością, że zaakceptują przemoc? Zapowiedzi wyprowadzenia Adama Glapińskiego z siedziby Narodowego Banku Polskiego – w domyśle chyba przez jakieś bojówki Tuska – są właśnie tym: spodoba się taki obrazek wyborcom czy jeszcze nie są gotowi? Czy jeszcze trzeba ich przygotować, pozwolić na przyzwyczajenie się do takiej myśli, że siłowe przejmowanie stanowisk w państwie jest dopuszczalne? Wielu publicystów natychmiast oceniło ostatnie występy Donalda Tuska jako próby podpalenia kraju i wywołania wojny domowej. Trudno się z nimi nie zgodzić – jeśli spojrzy się na wpisy wyborców PO na portalach społecznościowych, agresję platformerskiej czerni w komentarzach, to widać, że działania te przynoszą efekty. Opłacana przez ludzi PO hejterska grupa „Sok z buraka” czy tak samo hejterskie wystąpienia Donalda Tuska mają ten sam motor, ta sama myśl jest u ich źródła. Grać na nienawiści i stopniowo przesuwać granice, do których można się posunąć, tak by wyborcy ją kupili.

Oznacza to nie tylko chęć takiej radykalizacji nastrojów, by już najmniejszej szansy nie było na jakieś wspólne płaszczyzny między Polakami o różnych poglądach politycznych. Chodzi nie tylko o to, że głęboka polaryzacja oparta na oślepiającej rozum nienawiści jest jedynym sposobem na utrzymanie poparcia przez PO. Chodzi być może też o to, że zrozumiano, iż normalną demokratyczną drogą totalna opozycja nie ma szans na wygranie wyborów. Że powinno nastąpić coś w rodzaju przewrotu, a w każdym razie takiego rozkołysania sytuacji w kraju, by wybory odbywały się w jakichś nadzwyczajnych, niespokojnych okolicznościach. W tym szczuciu i podnoszeniu poziomu radykalizacji nastrojów biorą udział oczywiście media POstkomuny. I – warto to wciąż powtarzać – w czołówce są te, które obecnie należą w znakomitej części do amerykańskiego kapitału. To musi być gorzka pigułka dla wszystkich tych, którzy upatrywali – jak kiedyś w latach 90. – w amerykańskim sojuszniku siłę wspierającą nad Wisłą republikańską wolność. Napiszę o tym paradoksie wprost i radykalnie: w mediach amerykański biznes wspiera dziś i lansuje środowiska ubeckie, komunistyczne i dbające o interesy niemiecko-rosyjskiej strefy wpływów oraz wydatnie wzmacnia polaryzację nastrojów społecznych.

A cel jest przecież jeden. Komisja Europejska – nie możemy mieć co do tego złudzeń – dąży do wymiany rządu w Polsce. Eurokraci mają już w takich działaniach doświadczenie: pośrednio za sprawą KE upadały przecież rządy we Włoszech czy w Grecji. Teraz najpewniej chcą – a to także leży w interesie Berlina – taką zmianę wymusić w Polsce. Właściwie wprost ogłosił to Donald Tusk. „W ciągu jednego dnia odblokujemy pieniądze z KPO” – zapowiedział. Nie wątpię, na tym właśnie polega ta gra. Blokada pieniędzy ma doprowadzić do głębokiego kryzysu w kraju, do jakichś niepokojów, które z kolei mają doprowadzić do upadku rządu. 

Walka z Adamem Glapińskim to także poniekąd zlecenie zewnętrzne. Prezes NBP od lat stanowczo sprzeciwia się przyjęciu przez Polskę euro i zapowiedział, że póki on będzie stał na czele banku centralnego, do rezygnacji ze złotówki nie dopuści. Szczucie na niego ma swoje źródło właśnie w tym – Niemcy nie mogą mieć złudzeń, że w ciągu najbliższych sześciu lat Polska rozpocznie procedurę przechodzenia na euro.

Wszystko to dzieje się niejako wprost – ani Tusk, ani Komisja Europejska, ani politycy niemieccy specjalnie nie ukrywają tego, o co im chodzi. Ale przecież nie tylko zabezpieczenie interesów Berlina jest jedynym motorem tej aktywności Tuska. Niezwykle charakterystyczne jest to, że w wystąpieniach lidera POstkomuny nie pojawia się prawie wcale agresja Rosji, barbarzyństwo jej działań i wątek wspierania, także militarnego, walczącej Ukrainy. Dbałość o to raczej nie jest przypadkowa – Tusk nie zamyka sobie drogi do relacji z Rosją taką – jak kiedyś mówił – jaką ona jest.

Jesteśmy w kluczowym momencie, chyba najbardziej od ’89 roku niebezpiecznym w naszej historii.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

Joanna Lichocka