Kijów może czuć się zwycięzcą po zakończonym szczycie NATO w Waszyngtonie. Ukraińcy dostali 43 mld dol. ze 100 mld pomocy, o którą wnosili. Mogą liczyć także na nowe systemy obrony przeciwlotniczej i samoloty F-16. Potwierdzono także ich aspiracje do członkostwa w Sojuszu.
Tymczasem Polska nie ma się czym pochwalić. Rakiety średniego i dalekiego zasięgu trafią tradycyjnie do Niemiec. To nasuwa jak najgorsze skojarzenia z czasów zimnej wojny. Wówczas nasz kraj traktowany był jak poligon, ewentualnie pole bitewne. Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz nie potrafił wskazać, co osiągnęliśmy w USA. Plany wspólnych zakupów uzbrojenia, górnolotne deklaracje czy postulat o konieczności zwiększenia wydatków wojskowych były znane jeszcze przed szczytem. Wygląda więc na to, że nie dało się dużo ugrać, bo Ukraina zaabsorbowała całą uwagę. Może i tak nasi sąsiedzi nie dostali wszystkiego, co chcieli, ale wyjeżdżali z USA zadowoleni. Dla Polski natomiast, ze względu na ustalenia, było to najsłabsze sojusznicze spotkanie od lat.