Znane polskie przysłowie „tonący brzytwy się chwyta” istnieje też w formie „tonący brzydko się chwyta”. Parafrazę tę można pociągnąć dalej, odnosząc ją już bezpośrednio do realiów uśmiechniętej Polski. Otóż Tusk KOD-u się chwyta.
Zmiana ta zachowuje wcześniejsze znaczenie tego aforyzmu, bowiem Tusk ma ostatnio wyjątkowo nieciekawy czas. Kolejne skandale, zaniechania i porażki uśmiechniętej władzy przekładają się na sondaże, wskazujące na topniejące poparcie dla partii premiera. Nie jest to oczywiście moment, w którym prawica może odtrąbić swój sukces i spocząć na laurach, niemniej możemy mówić już o trendzie spadkowym PO (zjawisko z zasady bardzo trudne do odwrócenia), co pokazało kilka niezależnych od siebie badań. Dodatkowo poparcie dla obecnej władzy, zważywszy na to, jak relatywnie krótko rządzi uśmiechnięty premier, jest zadziwiająco niskie. Wystarczy porównać to z wynikami sondażowymi, jakie osiągał w podobnym momencie PiS tak w czasie pierwszej, jak i drugiej kadencji. Co robi Tusk w obliczu takich problemów? Jedyne co potrafi (i w czym, co trzeba mu przyznać, jest mistrzem) – nakręca spór i nienawiść wewnątrz społeczeństwa. Tym należy tłumaczyć ostatni wzrost aktywności KOD-u oraz, chociaż ciężko w to uwierzyć, ich jeszcze większe zbydlęcenie. Nawet bowiem jak na standardy fanatyków Tuska ich ostatni występ pod Katedrą Wawelską, gdy wspomniane bydło na widok Małgorzaty Wassermann specjalnie puściło z megafonów nagranie ostatnich chwil pasażerów Tu-154 ze Smoleńska, jest czymś wyjątkowym w swoim ześwinieniu. W reakcji na ten koszmar rozmaici publicyści i politycy wezwali Tuska, żeby w końcu zareagował na barbarzyńskie zachowania swoich zwolenników i w ten sposób je ograniczył. Te postulaty są o tyle absurdalne, że on właśnie tego chce, zaś jego bojówki wypełniają tylko jego wolę. Więcej, możemy być pewni, że im bardziej będzie „tonął” nasz uśmiechnięty premier, tym więcej tego typu syfu i barbarzyństwa będziemy mieć w przestrzeni publicznej.