Same nazwiska sędziów związanych ze sprawą zdecydowanej większości wyborców nic nie mówiły. Wprawdzie treść plotek wykopanych z internetowych i telefonicznych komunikatorów to była klasyka magla, nieślubne dzieci, konkubiny, portale randkowe, czyli coś, o czym mówi się w każdym miasteczku i na wsi, ale nigdy w kategoriach „obrony konstytucji” czy „standardów demokracji”. Brzydko definiowany „przeciętny Polak” zrozumiał z tego tyle, że jedni drugim, za przeproszeniem, tyłek obrabiają. Dorabianie grubej aksjologii prawniczej i ustrojowej do typowej paplaniny kto z kim śpi, musiało się skończyć kompromitacją ośrodków propagandowych. Afery „tych na górze” interesują Polaków wyłącznie wówczas, gdy krzywdzą tych na dole. Jest to praktycznie jedyny przypadek, który pozwala gwałtownie obniżyć notowania jednej partii i pompować notowania drugiej.
Ale i to nie dzieje się samoistnie, potrzebne są jeszcze mocne kontrasty. W 2007 r. PO wygrała z PiS, bo wcześniej nie rządziła i mogło wciskać elektoratowi dowolny kit. W 2015 r. PiS wygrał z PO, bo PO rządziła. Gdy naród zobaczył, jak rządziła PO, a teraz widzi PO w roli obrońców standardów, to nic poza kupą śmiechu ugrać nie mogą.