W tym szaleństwie nie ma metody
Zacznę z grubej rury! Czy Donald Trump jest ruskim agentem?! Według teorii prawicowych publicystów, jest wręcz modelowym, co więcej – wypełnia kryteria przypisane do „Covidioty”.
Autor nie dodał jeszcze swojego opisu.
Zacznę z grubej rury! Czy Donald Trump jest ruskim agentem?! Według teorii prawicowych publicystów, jest wręcz modelowym, co więcej – wypełnia kryteria przypisane do „Covidioty”.
Żyjemy w takich czasach, że jeden test, o ile to jest test i cokolwiek konkretnego wskazuje, potrafił postawić na głowie cały dorobek naukowy ludzkości. Od ponad pół roku ludzie na świecie przestali umierać na konkretne choroby, a te odwieczne procesy zastąpił wynik pozytywny lub negatywny oraz choroby współistniejące.
Nie zmieniam swojej oceny rekonstrukcji rządu i jeszcze gorzej oceniam pomysł, aby Jarosław Kaczyński pełnił funkcję komisarza do spraw pilnowania konkretnych ministerstw, bo de facto do tego się to wszystko sprowadza. Jednak przy całym krytycyzmie dla rządu z coraz większą sympatią patrzę na ministra Przemysława Czarnka.
Z coraz większym niesmakiem i żalem – bo nie estetyka, ale pryncypia są tu najważniejsze – obserwuję bezrefleksyjną postawę „niepokornych” mediów, które są gotowe firmować każdą głupotę w wykonaniu PiS.
Czy nie pomyliłem nazwiska z imieniem lub odwrotnie? Nie, wszystko w porządku, to celowa figura retoryczna, może mało oryginalna, ale za takie też uznaję zachowanie Zbigniewa Bońka.
Jest takie powiedzenie, które szuka odpowiedzi na pytanie: czy śmiać się, czy płakać? Wybieram śmiech, żeby się nie popłakać. Nie ma co ukrywać, że w ostatnim czasie PiS i cała koalicja nie mają dobrej passy, za to zaliczają coraz gorsze polityczne i wizerunkowe wpadki.
Jestem na tyle stary i jednocześnie na tyle młody, żeby pamiętać, jak w czasach licealnych siedziało się do później nocy i czekało na transmisję meczów NBA. Widziałem sporo porywających pojedynków z czasów koszykarskich legend: Michael Jordan, Magic Johnson, Scottie Pippen, Ewing i mógłbym tak długo, z pamięci.
Nikt już się nie interesuje wielkim wybuchem w Libanie, teraz zajmujemy się wolnością i demokracją na Białorusi. Pytanie tytułowe powtórzę jeszcze raz, bo mam wrażenie, że jest ono fundamentalne. Czy wiemy, co robimy?
Zacznę od prywaty, nigdy dotąd tego nie robiłem, ale czasy i wydarzenia są wyjątkowe, a przyszłość rysuje się jeszcze „ciekawiej”. Popełniłem powieść „Pokój”, opis teraźniejszości, który formą i treścią może przypominać fantastykę, ale wyłącznie wówczas, gdy się fałszywie odczyta prosty kod powieści.
Powszechnie znany jest mój stosunek do teatru światowego, który reżyserują cwaniacy, politycy i bankierzy, czyli ci, co zawsze. Wykreowanie demonicznego wirusa z pospolitej infekcji dróg oddechowych, która stała się „chorobą bezobjawową”, to jest szczytowe osiągnięcie inżynierii społecznej.
Nieładnie cieszyć się z cudzego nieszczęścia i ponoć takie zachowanie wraca rykoszetem, ale nie z nieszczęścia, tylko ze wstępnej sprawiedliwości chciałbym się ucieszyć. Być może jest to radość przedwczesna, bo aresztowanie Sławomira Nowaka, póki co jest nieprawomocne, jednak i to robi wrażenie. Jeśli postanowienie sądu pierwszej instancji się utrzyma, to będzie dopiero prawdziwa radość. Z czego właściwie się cieszę?
Po piętnastu latach pisania w Internecie uodporniłem się na domorosłe analizy i huraoptymistyczne recepty. Nie inaczej zareagowałem na rzekomą kompromitację Andrzeja Dudy i administracji państwowej.
Jakie życie jest dowcipne, złośliwe i w wielu przypadkach przewidywalne, przekonał się ostatnio Władysław Kosiniak-Kamysz, kandydat PSL-Kukiz na prezydenta RP. Start Kosiniak-Kamysz miał brawurowy i dokładnie na starcie przylgnął do niego pseudonim „Tygrysek”.
Pierwszy! Znałem wszystkie pytania na pamięć, mało tego, znam je od lat, nie od środy 17 czerwca 2020 roku. Prawda, że to znamienne, zwłaszcza dla stanu ducha sztabu Rafała Trzaskowskiego, że zamiast rytualnych okrzyków: „wygraliśmy”, „zaoraliśmy”, „zmiażdżyliśmy”, usłyszeliśmy szereg zarzutów dotyczących formuły debaty i samej TVP.
W czasach PRL-u prawdziwym świętem był dzień, w którym telewizja puściła western albo bajkę Disneya. I tak przez połowę życie patrzyłem na USA. Szarzyzna i toporność PRL-u przygniatały, na tym tle wszystko co amerykańskie robiło olbrzymie wrażanie, do tego stopnia, że młodzi ludzie kolekcjonowali puszki po Coca-Coli i opakowania po gumie „Donald”.
Wszystko w ostatnim czasie jest dziwne, to i wybory mamy dziwne do tego stopnia, że w pierwszej próbie w ogóle ich nie mieliśmy. Nienaturalne okoliczności i atmosfera sprawiły, że wiele proporcji się zachwiało. Tak też było z notowaniami kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i kandydata PiS Andrzeja Dudy. Oboje uzyskiwali wyniki, jakich nikt się nie spodziewał, i słusznie.
Kto śledzi debatę publiczną i aktywność osób publicznych w internecie, ten już wie, o czym będzie mowa. Kto nie wie, temu pośpiesznie wyjaśniam. Jeden z żartownisiów opublikował na portalu Twitter szereg przepisów, które rzekomo złamał prezydent Andrzej Duda, powołując I prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Manowską.
Przez ponad dwa miesiące byłem wrogiem publicznym numer jeden, od lewa do prawa, a prawdę mówiąc, od prawa zdecydowanie bardziej. Tak się dzieje zawsze, gdy w bieżącym klimacie ktoś usiłuje wyprzedzić fakty i opowiedzieć o przyszłości. Konsekwentnie uprzedzałem, że wejść w atmosferę grozy, i to takiej na poziomie Armagedonu, będzie łatwo, ale wyjść znacznie trudnej.
Jednym z powodów, jeśli nie jedynym, dla którego PiS w 2007 roku popełnił szereg błędów politycznych, skutkujących utratą władzy na 8 lat, był brak krytycznej oceny ze strony własnego środowiska. Prawica niemal od zawsze zmaga się z syndromem oblężonej twierdzy, co oczywiście ma swoje uzasadnienie, bo ułożona przy Okrągłym Stole „nowa normalność” praktycznie nie dawała szans nikomu, kto się z tego porozumienia wyłamał.
Dokładnie to trzydzieści jeden lat minęło od „obalenia komunizmu” i oto doczekaliśmy się doniosłego aktu. Sędzia Kamil Zaradkiewicz pełniący obowiązki prezesa Sądu Najwyższego wydał zarządzenie, w którym nakazuje zdjęcie portretów prezesów SN pełniących swoje funkcje w okresie od 1945 do 1989 roku. Przypominają się wszystkie stare dowcipy i sceny z filmów komediowych nakręconych w czasach PRL.