Pierwszy raz w historii defilada w Warszawie była o wiele bardziej imponująca niż parada organizowana w Moskwie. Dla władców Kremla „dzień pobiedy” zawsze był okazją do zademonstrowania imperialnych zapędów i stojącej za nimi, jak się okazało iluzorycznej, potęgi militarnej.
Dziś to w Rosji usłyszano stanowczy głos z Polski: wara wam od polskiej ziemi, nie próbujcie nawet myśleć o agresji zbrojnej, bo niezależnie od gwarancji płynących z obecności w NATO Polska jest rządzona przez formację zdeterminowaną w obronie suwerenności. Większość pokazanych w imponującej liczbie sprzętów wojskowych została zakupiona w ostatnich ośmiu latach, a sprzęt o rodowodzie sowieckim był reprezentowany przez zaledwie kilka eksponatów, które czekają na przekazanie walczącej Ukrainie.
Jedyne, co może stanowić źródło nadziei dla Moskali, to postawa totalnej opozycji, która zbojkotowała święto polskich żołnierzy i zajmowała się kolportowaniem kłamstw o polskim wojsku, wysyłając sygnał Moskwie: potrzebujemy waszej pomocy, a w zamian oferujemy powrót do polityki rozbrajania Polski i orła z czekolady. Ta część sceny politycznej rocznicę 15 sierpnia powinna obchodzić w Wyszkowie.