Przeciwnie, będzie się nadal staczać, i to już widać. Obietnicę Macrona, że katedra zostanie odbudowana w pięć lat, za realny plan może uznać pani Macronowa i na tym koniec.
Bujdą jest i to, że cała Francja płakała. Wystarczyło wejść na fora internetowe, aby zobaczyć, że od pierwszego dymu, zanim pojawił się ogień, bardzo wielu wpadło w euforię i nie byli to wyłącznie „afrykańscy inżynierowie”. Góra tydzień i o Notre Dame zapomną prawie wszyscy, łącznie z nielicznymi francuskimi katolikami. Mam poważne wątpliwości, czy w ogóle dojdzie do odbudowy, a już na pewno nie odbuduje się chrześcijaństwo we Francji. Sprawy zaszły za daleko, fundamenty moralne burzy się w okamgnieniu i tak łatwo z degrengolady podnieść się nie da. Szczególnie jest to trudne, gdy mówimy o całym narodzie i państwie lub raczej o tym, co z niego zostało. Najbardziej symboliczne w tym wszystkim jest to, że obraz zniszczonej, wypalonej katedry jest obrazem stanu duchu i umysłu całej Francji. Z wielką przyjemnością odszczekam każdy przecinek, obawiam się jednak, że jeśli ktoś cudownym zbiegiem okoliczności przeczyta ten felieton za 10 lat, to wszystko będzie w nim prawdziwe i aktualne.