Krajobraz po pierwszej bitwie
Wygląda na to, że Łukaszenka przegrał bitwę z Polską. Na granicy robi się spokojniej, a wielu imigrantów wraca do domów. Musimy jednak pamiętać, że była to jedna z pierwszych bitew nowego, światowego konfliktu.

Opozycja może sobie mówić, co chce, ale Polacy są wygranymi w potyczce z reżimem Łukaszenki. Sytuacja na granicy zaczyna się powoli uspokajać, nie ma wielkich szturmów. Wielu imigrantów wraca do domu, a nowi prawie nie napływają na Białoruś. Unia nałożyła na Łukaszenkę sankcje, a Polsce wszystkie kraje Zachodu udzieliły wsparcia, przynajmniej słownego. Opozycja próbuje coś jeszcze mówić o rzekomej złej opinii Polski w świecie. Ale opinia kilku dziennikarzy zachodnich mediów, nawet tych dużych, to jeszcze nie opinia świata. A wśród zwyczajnych ludzi, piszących w mediach społecznościowych, przeważa podziw dla Polski i niechęć do Łukaszenki. Możemy być więc zadowoleni. Ale musimy pamiętać, że za nami dopiero pierwsza bitwa w nowym, światowym konflikcie. A Polska leży dokładnie na linii frontu. Tak, jak to często bywało w historii.
Geopolityczny boks
W dzisiejszym podejściu świata zachodniego do kwestii szeroko pojmowanego bezpieczeństwa konflikt może wydawać się czymś strasznym. Ale przecież konflikt towarzyszył nam przez całą historię ludzkości. W ciągu wieków powstawały nowe mocarstwa, starzały się bądź upadały i były zastępowane przez nowe mocarstwa. Ze światem jest jak z boksem. Jest zawsze aktualny mistrz (albo kilku), ale ów mistrz się starzeje i prędzej czy później pojawia się młodszy bokser, który ten pas mistrzowski chce mu odebrać. Nie wszystkim młodym się to udaje, lecz w końcu pojawia się taki, co pokona starego mistrza. Przez większość historii ludzkości takie „przejmowanie mistrzostwa” odbywało się za sprawą wojen. Ale teraz żyjemy w innych czasach. Pojawienie się broni atomowej sprawiło, że wojna w starym stylu oznacza zbyt duże ryzyko zagłady ludzkości. Pojawiły się więc wojny zastępcze (proxy wars), tak jak ta w Syrii, czy wojny hybrydowe.
W tej chwili mamy do czynienia z kolejnym przesileniem geopolitycznym. USA, które było dominującym mocarstwem na świecie w ostatnich 30 latach, zaczyna słabnąć. Mistrz zaczął się starzeć. Pojawili się więc pretendenci do przejęcia tytułu światowego mocarstwa i jego pozycji. Wśród nich na czoło wysuwają się Chiny, które są już niemal tak silne jak Ameryka. Jest też Rosja Putina, jednak ten kraj jest zdecydowanie słabszy w porównaniu z USA i szybciej traci na znaczeniu niż Ameryka. Trudno ocenić, jaką rolę w harcach Moskwy odgrywa chęć rewanżu na Waszyngtonie za porażkę w 1989 r. Rosja może być po prostu sterowana przez Pekin i konflikt z nią może być… wojną zastępczą. Taką wojną zastępczą, o formule hybrydowej, był atak na sojusznika USA, czyli Polskę. Pierwszą bitwę udało się wygrać.
Polska scena konfliktu
Skoro już Polska została wciągnięta do globalnego konfliktu, to musimy go dobrze zrozumieć i wykorzystać, bo ze względu na położenie geograficzne nie uda nam się go uniknąć. Musimy zrozumieć przede wszystkim sytuację na Białorusi. Rosja chce pozbawić ten kraj samodzielności. Putin chce przywrócić ZSRS. Tak naprawdę Łukaszenka też tego zawsze chciał, ale na swoich warunkach i najlepiej ze sobą w roli głównej. Nie był w stanie sprzeciwić się Putinowi, lecz próbował utrzymać względną niezależność Białorusi. Teraz chyba jednak jest zmuszony porzucić swoje ambicje. Przy okazji okazało się, że Białorusini mają dość Łukaszenki. Rosja znalazła się zatem w sytuacji, że ich człowiek na Białorusi zaczyna tracić popularność, a zyskuje ją wspierana przez Polskę opozycja. Konieczne były zatem natychmiastowe działania, bo w niedługim czasie Moskwa mogłaby stracić Mińsk, tak jak straciła Kijów. Zaatakowano więc imigrantami.
Ku zaskoczeniu Putina i Łukaszenki wywołany przez nich kryzys imigracyjny nie zadziałał. Polska opozycja nie była w stanie ruszyć Polaków przeciwko obrońcom granicy. Stało się odwrotnie, większość naszych rodaków stanęła za polskimi mundurowymi, a przeciwko nielegalnym imigrantom i wspierającym ich celebrytom. Nie udało się też zmobilizować przeciwko Polsce Zachodu. Przeciwnie, mimo działań prorosyjskich dziennikarzy i działaczy społecznych zachodnia opinia publiczna, a za nią większość polityków, opowiedziała się po stronie Polski. Poparły nas nawet kraje, które dotychczas pomagały Łukaszence (jak Irak czy Turcja), blokując transfer migrantów. Teraz możemy więc przejść do kontrofensywy. Powinniśmy nie tylko zmobilizować Zachód do jak największego nacisku na Łukaszenkę (i Putina), lecz także zwrócić się do zwyczajnych Białorusinów, że Polska jest po ich stronie i chce im pomóc pozbyć się Łukaszenki, który sprowadza do ich kraju migrantów.
Nowa Rzeczpospolita
W trakcie bitwy wielkich mocarstw często pojawia się miejsce dla mniejszych krajów, które mają okazję stać się wielkimi graczami. Konflikt Persji i Bizancjum na początku średniowiecza pozwolił rozwinąć skrzydła Arabom, którzy zbudowali w VII w. imperium. Konflikt Francji z Habsburgami w XVIII w. umożliwił Prusom wybicie się na pozycję mocarstwa. Konflikt Niemiec z Wielką Brytanią w pierwszej połowie XX w. stał się okazją dla Stanów Zjednoczonych, by wejść na światową scenę jako supermocarstwo. Nie inaczej jest i teraz. Agresywna polityka słabej Rosji sprawia, że nie tylko może nam być łatwiej wypchnąć Moskwę z jest starych stref wpływu, lecz może się to stać przy aplauzie wielu narodów. Moskwa, starając się więc podporządkować Białoruś i Ukrainę, zraża do siebie większość świata, a przede wszystkim Ukraińców i Białorusinów. Nie tylko więc jesteśmy w stanie zmobilizować Zachód do „duszenia” Putina sankcjami, lecz także jesteśmy w stanie przekonać naszych wschodnich sąsiadów do odwrócenia się od Moskwy i zwrócenia w stronę Warszawy.
Polska jest na dobrej drodze do odbudowy I Rzeczpospolitej w postaci więzi i współpracy tworzących ją narodów. Nad Wisłą już są miliony Ukraińców i dziesiątki tysięcy Białorusinów, którzy u nas pracują, uczą się i zakładają biznesy. Część z nich wróci niedługo na Ukrainę i Białoruś, gdzie dzięki swemu doświadczeniu zdobytemu w odnoszącej sukcesy ekonomiczne Polsce będą mogli zastąpić starą, postsowiecką, pozostającą mentalnie blisko Rosji elitę. Nowe elity Ukrainy i Białorusi będą więc swobodnie mówić po polsku, będą miały sentyment do naszego kraju i będą chciały powiązać swoje ojczyzny z Warszawą. I Polska musi na to oczekiwanie odpowiedzieć. A Rosja? Rosja niezależnie od tego, kto wygra w konflikcie Chin z USA, musi stracić pozycję supermocarstwa. Tak jak straciła ją Francja po II wojnie światowej. Tak, jak straciła ją Austria w XX w. Tak, jak straciła ją Szwecja czy Polska w wieku XVIII. Po prostu czas Moskwy się skończył, a zaczął czas Warszawy.
Nasz czas
Polska powinna dziękować Bogu, że obecny konflikt ma mniej krwawy charakter niż poprzednie, i oby tak zostało. Reszta jest w naszych rękach. Utrata mocarstwowej pozycji Rosji daje nam przestrzeń do działania. Możemy zacząć wciągać pod nasz wpływ Białoruś i Ukrainę, a spotkamy się z mniejszym oporem Moskwy, a nawet z poparciem innych mocarstw, a przede wszystkim samych Ukraińców i Białorusinów. Możemy pójść nawet dalej niż 400 lat temu. Możemy odbudować nie tylko I RP, lecz także zjednoczyć cały region Międzymorza. USA i Chiny nam tylko przyklasną i będą chciały mieć nas po swojej stronie. Przecież USA pomagało nam uruchomić Trójmorze, a Chiny inicjatywę 17+1. Reszta należy jednak do nas. Czas na polską ofensywę.
Źródło: niezalezna.pl, Gazeta Polska Codziennie

