Całkiem ciekawie rozwija się sytuacja pozycji politycznej Donalda Tuska. Wydaje się, że z dużym opóźnieniem, ale jednak, do obozu POstkomuny dociera świadomość, że ta postać już ich nie zaprowadzi do żadnego zwycięstwa. Nie ma jeźdźca, nie ma białego konia.
Pierwszym, niezwykle poważnym sygnałem słabości lidera PO była odmowa spotkania się z nim przez prezydenta USA Joego Bidena. Poszedł komunikat od administracji prezydenta USA – nie nazbyt miły dla PO – że podczas wizyty w Polsce amerykański prezydent nie zobaczy się z Tuskiem, gdyż ten nie ma „mandatu demokratycznego ani nie pełni funkcji publicznej”. Szef Europejskiej Partii Ludowej i lider podobno kluczowej partii opozycyjnej! To musiało być w otoczeniu Tuska odebrane jako siarczysty policzek, zwłaszcza że stało się publiczne – o spotkanie lidera PO zabiegali ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński oraz były ambasador Daniel Fried. Zapewne nie bez udziału polityków PO zrobiło się na tyle głośno wokół tej sprawy, że wiedza na ten temat (zwykle umawianie kalendarza spotkań ma charakter tajny) dotarła do kilku redakcji. Zamiast Donalda Tuska obok Bidena pokazał się Rafał Trzaskowski i to on reprezentował opozycję. Podobnie stało się podczas wizyty w Polsce szefowej Komisji Europejskiej Ursuli van der Leyen. I w tym wypadku Donald Tusk nie znalazł miejsca w programie – na ewentualne selfie może panią komisarz łapać na korytarzach w Brukseli, ale podczas jej oficjalnej wizyty w Warszawie – nie. Czy ta zastanawiająca jednomyślność Bidena i van der Leyen w sprawie Tuska ma związek z przetasowaniami wewnętrznymi w obozie postkomuny?
Czy może te przetasowania wiążą się ze zmianami w polityce europejskiej, w której zarówno wpływy Moskwy, jak Berlina gwałtownie pikują? A może też z wynikami postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej? Prezydent Zełenski w wystąpieniu w polskim Sejmie pierwszy powiedział to, co jest jasne. Dał bowiem do zrozumienia, że to nie była zwykła katastrofa, pamiętamy co się stało i jak było z wyjaśnianiem śmierci polskiego prezydenta. Inni milczą, ale być może Zełenski powiedział to, co oczywiste – wszyscy wszystko wiedzą, że o żadnym „wypadku lotniczym” nie może być mowy. Rola Donalda Tuska w uniemożliwieniu rzetelnego wyjaśnienia śmierci polskiej elity jest bezsporna – oddanie śledztwa Rosji i uwiarygodnianie kłamstw Kremla to sfera faktów, nie spekulacji. W dobie wojny z rosyjskim imperium, gdy gwałtownemu przewartościowaniu ulega polityka europejska i amerykańska obozu demokratów, pokazywanie się z Donaldem Tuskiem może być traktowane jako obciążenie.
Fakt, że ktoś przestawił wajchę, widać także wyraźnie w polityce krajowej. Świetnym tego przykładem było wystąpienie Donalda Tuska na Radzie Krajowej PO kilka dni przed świętami. Wierni widzowie TVN musieli przeżyć szok, gdy wystąpienie ich lidera nagle zostało przerwane, aby wpuścić na antenę konferencję prasową wiceministra finansów na temat zmian podatkowych. Decyzja merytorycznie rozsądna – lepiej słuchać konkretów o łagodzeniu obciążeń fiskalnych niż populistycznych tez przebrzmiałego polityka – ale na forach internetowych zagotowało się z oburzenia. TVN potem odtworzył w całości to wystąpienie, ale kiedyś takie zlekceważenie Tuska byłoby niemożliwe. Medialna wajcha w sprawie Tuska przestawiona jest także chyba w „Gazecie Wyborczej”. Jak wiadomo, na tej Radzie PO Tusk przedstawił szereg propozycji, o które „walczyć” mają parlamentarzyści Platformy. Gdy je prezentował, trudno było odczytać entuzjazm z twarzy siedzących w pierwszym rzędzie Trzaskowskiego i Budki. Ale zupełny brak entuzjazmu zaprezentowała „Wyborcza”. „Tusk uległ pokusie populizmu. Politycy PO, nie idźcie tą drogą” – napisał Witold Gadomski, dawny kolega Tuska i poseł KLD, a dziś jeden z najważniejszych autorów ekonomicznych tej gazety. Koniec świata salonu: Tusk populista, który dąży do zwiększenia inflacji i jeszcze większego długu – to ogłoszono w „Wyborczej”.
Miło jest przyglądać się temu kąsaniu Tuska przez jego własnych towarzyszy. Elektorat PO pewnie jeszcze za tym nie nadąża, ale delikatne znaki końca ery Tuska już mu są wysyłane. Koniec ery Merkel oznaczać może zmierzch kariery politycznej jej lokaja. Choć przyznam też, że Tuskowi można chyba jednak spokojnie kibicować. Odchodzić z polityki wyraźnie sam nie chce, obciążeniem wizerunkowym i politycznym dla opozycji jest niewątpliwym – zatem warto chyba trzymać za niego kciuki. Niech jeszcze powalczy z towarzyszami, to mogą być ładne igrzyska.