Każda sytuacja, która wymaga intelektualnie czegoś więcej niż tępego powtarzania formułek o faszyzmie, nazizmie i dyktaturze Kaczyńskiego, po prostu ich przerasta. Zostaje więc im tylko prowokowanie awantury. Szczególnie kuriozalna okazała się „wymiana zdań” między posłanką Filiks a prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Kaczyński punktował jej ignorancję raz po raz, zaś polityczka PO coraz bardziej wyglądała, jakby miała dostać ataku apopleksji.
Kompromitacja była tak duża, że przyznała to nawet grupa dziennikarzy mediów Platformy. Trudno jednak, niezależnie od naszej opinii na temat Tuska, uwierzyć, by premier „uśmiechniętej koalicji” nie miał świadomości, na jak żenująco niskim poziomie intelektualnym są politycy jego ugrupowania, którzy zostali desygnowani do zasiadania w platformianych komisjach śledczych. Szczególnie gdy muszą się zmierzyć z kimś takim jak Kaczyński. Dlaczego więc się na to zdecydował? Odpowiedź wydaje się prosta. Tusk ma pełną świadomość, że te tzw. komisje śledcze niczego specjalnego nie wykryją. Nie zależy mu więc na tym, żeby zasiadali w nich ludzie jakkolwiek kompetentni. Woli klownów, którzy będą robić z siebie idiotów. W ten sposób bowiem ogniskuje debatę publiczną na bezsensownych awanturach, głupawych zaczepkach czy nieudolnych prowokacjach, które następnie podchwytują jego media i międlą w nieskończoność, otumaniając swoich wyborców. Jest to po prostu kolejny element, za pomocą którego podbija w Polsce diapazon histerii i bełkotu, odwracając uwagę od rzeczywistości i kolejnych porażek bądź wręcz zdrad, które codziennie stają się udziałem tego rządu. Tusk wie jedno – jeśli chce rządzić Polską, musi z naszego kraju uczynić cyrk – taki sam jak te „komisje śledcze”.
Nie daj się okłamywać, nie wierz oszustom".
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) May 31, 2024
ZOBACZ SPOT ⤵️https://t.co/M4v9hNyzNE