Błędna polityka unijna wobec zmian klimatu, gazowy deal Niemiec z Rosją, drukowanie pieniędzy przez banki centralne powodują, że taniej już było. Szykujmy się do najdroższej zimy od dekad.
Walka z globalnym ociepleniem jest tematem, który jednoczy centrolewicę. Obecnie politycy z lewej strony prześcigają się w formowaniu coraz bardziej radykalnych pomysłów na ograniczanie emisji gazów cieplarnianych. Przedsiębiorcy i obywatele jak zwykle schodzą na dalszy plan.
„Fit for 55” będzie najbardziej kosztownym z ekologicznych pakietów, jakie wymyślono w Brukseli. Już do 2030 r. emisja dwutlenku węgla ma spaść o co najmniej 55 proc. względem 1990 r. Zmodyfikowany zostanie system handlu emisjami. Wejdą w życie cła węglowe na surowiec spoza UE, a udział odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym zwiększy się do 40 proc.
Do nowego systemu redukcji emisji wejdą nowe normy dla aut osobowych i dostawczych. Do tego stopnia, że wkrótce wejdzie w życie zakaz produkcji takich samochodów z silnikami spalinowymi. Auta staną się dobrem luksusowym. Europejscy biurokraci będą nas zachęcać, abyśmy wsiedli do transportu publicznego, ewentualnie skorzystali z wypożyczenia miejskiego roweru czy hulajnogi elektrycznej.
Nowy Europejski System Handlu Emisjami (ETS) obejmie też budownictwo i transport. To blisko 30 proc. emisji gazów cieplarnianych na Starym Kontynencie. Promowane będą budownictwo ekologiczne, domy pasywne oraz przechodzenie z kopciuchów i pieców gazowych na panele fotowoltaiczne. Ceny domów i mieszkań szybują w górę, wkrótce bowiem budowa domu będzie jeszcze droższa. Wszystko za sprawą nowych ceł na surowce: stal, żelazo, aluminium, cement czy nawozy. W ten sposób import ma drastycznie spaść, ale spadnie też eksport.
Dla polskiego przemysłu nowe przepisy będą oznaczały co najmniej 1,1 mld euro dodatkowych wydatków. Dużo mocniej niż firmy podwyżki odczuje przeciętny Kowalski. Wzrost kosztów transportu szacuje się na 50 proc., z kolei wydatki na energię wzrosną co najmniej o 100 proc. Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Fit for 55” będzie kosztował europejskie rodziny co najmniej 1,1 bln euro.
Co to oznacza w praktyce? O nowym samochodzie czy tanich podróżach lotniczych będzie sobie można tylko pomarzyć. Będzie to luksus zarezerwowany dla elit. Masy będzie się skłaniać, aby „współdzieliły”, „redukowały”, „pożyczały” w imię poprawności politycznej.
Dla odwrócenia uwagi od drożyzny biurokraci będą promowali tematy zastępcze, takie jak wojna kulturowa w imię ideologii gender, zmuszając takie kraje jak Polska do przyjmowania wszystkich rozwiązań prawnych na podstawie wyższości prawa unijnego nad krajowym.
Europosłanka Prawa i Sprawiedliwości Anna Zalewska zwróciła uwagę, że już dziś w ubóstwie energetycznym żyje 50 mln obywateli UE i ta liczba będzie się zwiększać. Szczególnie niebezpieczne są też nowe przepisy, np. wspólny podatek energetyczny dla wszystkich krajów Unii. Czy furtki dla ekologów, aby łatwiej mogli blokować inwestycje strategiczne.
Milcząca akceptacja Stanów Zjednoczonych dla finiszu niemiecko-rosyjskiego Nord Streamu 2 stworzyła impuls do drastycznego skoku cen gazu w Europie. Jeśli dodamy do tego wzmożony popyt na rynkach międzynarodowych, przepis na drożyznę mamy w zasadzie gotowy. Dodatkowo Rosja zamroziła przesył surowca przed zimą, aby wymusić szybszą certyfikację drugiej odnogi Gazociągu Północnego.
Polska wciąż jest uzależniona od gazu z Rosji. Zanim zacznie działać Baltic Pipe, skąd popłynie gaz z Norwegii i zwiększymy import z USA, minie jeszcze kilka lat. Teraz musimy się przyzwyczaić, że za błękitne paliwo będziemy płacić coraz więcej i więcej. W Urzędzie Regulacji Energetyki leży już wniosek ze strony PGNiG o zatwierdzenie podwyżki cen paliw. Jak dotkliwa ona będzie dla konsumentów? Na pewno dwucyfrowa.
Wzrosną także opłaty za energię elektryczną. Polityka klimatyczna UE i przymusowe zamykanie kopalń są dla nas zabójcze w sytuacji, gdy praktycznie całą energię uzyskujemy ze spalania węgla kamiennego. Jeszcze niedawno mogliśmy się cieszyć niezależnością energetyczną, stosunkowo niskimi cenami i byliśmy obok Danii najmniej uzależnionym od importu energii państwem Unii Europejskiej. Teraz, gdy skapitulowaliśmy przed Brukselą, ceny będą rosły coraz szybciej.
Na Towarowej Giełdzie Energii ceny prądu wzrosły już o 55 proc., a to nie koniec zwyżek. Rosną zarówno ceny węgla, jak i ceny praw do emisji CO2. Dlatego podwyżka rachunków za prąd jest nieunikniona. Tutaj również można spodziewać się wzrostu cen o kilkadziesiąt procent.
Odczuje to cała gospodarka. Gdy rosną ceny energii – w górę idą ceny wszystkiego. Wzrosną koszty funkcjonowania przedsiębiorstw, a spadnie PKB. Nie pozostanie to bez wpływu na inflację, która przyspieszy. Jeśli inflacja osiągnie poziom dwucyfrowy, będzie to fatalna informacja dla wszystkich uczestników rynku. Mimo podwyżek płac spadną dochody realne, zmniejszą się oszczędności, bo coraz więcej będziemy wydawać na codzienne życie. Według różnorakich symulacji przeciętna polska rodzina, która zużywa 1800 kWh rocznie, zapłaci średni miesięczny rachunek w wysokości 130 zł.
Drożyzna jest też elementem wojny hybrydowej, którą Rosja prowadzi z krajami Trójmorza. Można też postawić tezę, że trzecią stroną tej potyczki są Niemcy. Kreml gra na szybkie usankcjonowanie swojej polityki surowcowej i chce długotrwałego uzależnienia Europy od swoich dostaw. Wówczas będzie mógł karać niepokorne kraje, takie jak Ukraina, Polska czy państwa bałtyckie, ograniczaniem dostaw surowców, Zachodowi zaś pokazując, jak wiele korzyści osiąga dzięki uległej współpracy.
Warto zauważyć, że równolegle odbywa się atak na Polskę w Parlamencie Europejskim, który nie byłby możliwy, gdyby nie przyzwolenie Niemiec. Ostatnie dni to dobrze pokazują. Przede wszystkim toczy się kampania podkreślająca, że prawo unijne jest nadrzędne wobec konstytucji. Dlatego PE przyjął rezolucję, aby „małżeństwa” homoseksualne i związki partnerskie były uznawane we wszystkich krajach UE. Równolegle gminy, które przyjęły deklaracje niechętne LGBT, mają być pozbawiane funduszy europejskich. To ewidentny szantaż i atak na wartości.
Kolejnym elementem jest debata o wolności mediów i stanie praworządności w naszym kraju. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová skrytykowała Polskę za przyjętą ustawę o repolonizacji mediów, która ma być sprzeczna z unijnymi wartościami. W podobnym tonie wypowiedziała się, nie po raz pierwszy, o reformie sądownictwa. Sankcją mają być przyszłe kary finansowe nałożone przez TSUE.
W końcu UE zapowiedziała wstrzymanie środków dla Polski w ramach Funduszu Odbudowy. Eurodeputowani apelują, aby Komisja Europejska i Rada Europy zatwierdziły Krajowy Plan Odbudowy tylko pod warunkiem wdrożenia wszelkich orzeczeń TSUE, co oznaczałoby zahamowanie zmian w wymiarze sprawiedliwości.
Okazuje się więc, że Polska znów atakowana jest z dwóch stron, a Rosja ma silnych i lojalnych sojuszników w Unii Europejskiej.
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)