Gdy bóbr z twojego najlepszego przyjaciela staje się twoim najgorszym wrogiem. Gdy to samo przydarza się wilkowi – wtedy najlepszym porównaniem do metod rządzenia w kraju przez ludzi, którzy w pięć sekund są w stanie odwrócić kota ogonem, byle nie powiedzieć prawdy, jest zabawa dzieci na podwórku.
Dzieci, jak wiadomo, lubią przebierać się za dorosłych i udawać kogoś, kim nie są: dozorcę, policjanta, lekarza. Tak jak one uwielbiają bawić się w dom, w cyrk, w szkołę, niektórzy dorośli lubią bawić się w państwo. Sztuka rządzenia po 13 grudnia ub.r. przypomina szampańską zabawę na podwórku. Ale zabawa ma swoje prawa, emocje biorą górę i po pewnym czasie często przeradza się w wielką kłótnię. Rozemocjonowane dziecko wpada do domu z okrzykiem: „Mamo, on mnie kopnął!”, „On mnie uderzył łopatką!”. Co wtedy? Okłady, plastry i słowa ukojenia. Ale w zabawie dorosłych w państwo, gdy ludzie w średnim wieku poprzebierani są za ministrów i urzędników, nie ma komu się poskarżyć. Co za szczęście, że są gryzonie i drapieżniki, im można wydać wojnę, je – wraz z opozycją – oskarżyć, że są zakałą i niszczycielami, przez nich ludzie cierpią, by podreperować zły nastrój, zmęczenie i brak pomysłów na dalszy ciąg. „Eureka! Znalazłem!” – może wykrzyknąć Donald Tusk za Archimedesem.