Całość odbywała się przy jednoczesnym mordowaniu polskiego kapitału, bo przecież wszystko nagle stało się nierentowne. W ułamku sekundy nie opłacało się produkować gwoździ, traktorów, nowych połączeń telefonicznych i nawet kultowe marki wódki sprzedano. Każda propozycja związana z podniesieniem głodowych płac minimalnych czy emerytur odbijała się od propagandowej ściany nafaszerowanej bredniami w gatunku „podniesienie kosztów pracy nie pozwoli na osiągnięcie celu inflacyjnego”. Kwitł jeden wielki, złodziejski proceder, oddawano za złotówkę polskie firmy z wyrobioną renomą i rynkiem. Czego nie zabiła PRL, to zniszczyła RP III i w pakiecie dostarczyła nowym właścicielom pracowników za miskę ryżu. Taki był główny punkt sławetnego planu Balcerowicza i Sachsa. Druga kradzież to wewnętrzne „prywatyzacje”, co pozwoliło zbudować gigantyczne majątki pospolitym złodziejom, najczęściej powiązanym z komunistyczną bezpieką. Beneficjenci owych złodziejskich operacji krzyczą dziś, że rozdawnictwo doprowadzi do Wenezueli. Bogu dziękować, Wenezuelę, która w Polsce funkcjonowała pod nazwą III RP, mamy już za sobą, teraz państwo oddaje Polakom to, co im zostało ukradzione.
Chcemy złodziejstwa, nie rozdawnictwa
Ideowa deklaracja tak zwanych liberałów, czytaj neomarksistów, zawarta w jednym tytułowym zdaniu, to jedyna reakcja na nowy program socjalny PiS. Rzecz jasna żaden europejski neomarksista nie odważył się w takiej formie zilustrować swojej bezsilności, ale oni niczego nie muszą mówić, żeby przyzwoity człowiek wiedział, co im się marzy. Przez blisko 25 lat, z małymi przerwami, był wdrażany wyłącznie jeden program, polegający na ekonomicznym zaszczuwaniu Polaków i zamianie narodu na tanią siłę roboczą dla zachodniego kapitału.