Ołówek Ditty Lutz (3)
Seminarium duchowne zaczęło działać w Pelplinie w roku 1829. Przeniesiono je z Chełmna, pięć lat po tym, jak osada nad Wierzycą została wyznaczona na nową stolicę diecezji.
Jak piszą autorzy współczesnego przewodnika po Pelplinie, „w sąsiedztwie dawnej kaplicy nowicjatu […] wzniesiono prostokątny neogotycki gmach główny ze strzelistymi ostrołukowymi oknami. […] Nad południowym i wschodnim krużgankiem, gdzie wcześniej znajdowało się dormitorium mnichów, nadbudowano dwa piętra”. Po upływie stu dziesięciu lat w głównym budynku seminaryjnym ulokowana została siedziba gestapo.
Ksiądz i esesman
3 września, kiedy miasto zajęły niemieckie oddziały, seminarium stało puste. No – niemal puste. Pozostał w nim kierownik diecezjalnej uczelni.
Z artykułu Antoniego Liedtkego, opublikowanego dwa lata po zakończeniu wojny na łamach włocławskiego miesięcznika „Ateneum Kapłańskie”, dowiaduję się, że ks. rektor Józef Roskwitalski urodził się 24 kwietnia 1893 r. Kiedy Niemcy zajęli Pelplin, miał więc czterdzieści sześć lat, znajdował się u szczytu swoich życiowych możliwości. Siedem lat wcześniej obronił na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie pracę doktorską z dziedziny teologii. „Nadzwyczaj uzdolniony – czytam u Liedtkego – będący umysłem ścisłym, lubujący się w logice i matematyce, a przy tym bardzo życiowy i pracowity, zdobył przez wytrwałe studium prywatne nieprzeciętne wiadomości ze wszystkich dziedzin nauki. Dla [jego] wysokiej kultury duchowej szanowali go i cenili koledzy świeccy, podziwiali uczniowie, a dla katechetów był prawdziwym autorytetem. […] W swoich studiach zajmował się szczególnie zagadnieniami z dziedziny psychologii w zastosowaniu do nauczania religii”. Podobno przed wybuchem wojny kończył pracę nad podręcznikiem katechetyki i pedagogiki. Rękopis książki przepadł, podobnie jak jej autor.
Antoni Liedtke wymienia jeszcze tytuły najważniejszych artykułów opublikowanych przez ks. Roskwitalskiego. Z listy tej wypisuję trzy najbardziej znaczące: „Szkoła przeżycia w nauce religii” („Miesięcznik Diecezji Chełmińskiej”, 1933), „Metoda fenomenologiczna” („Miesięcznik Katechetyczno-Wychowawczy”, 1934), „Nowe prądy pedagogiczne wobec zasad katolickich” („Miesięcznik Katechetyczno-Wychowawczy”, 1935). Nową „pedagogikę” przez przeszło pięć lat wojennych Niemcy będą stosowali przede wszystkich wobec obywateli II Rzeczypospolitej, nieustannie konfrontując ją z zasadami katolickimi. Ksiądz rektor Józef Roskwitalski zaświadczy własnym męczeństwem o tym, że wiara i religia wymagają niekiedy ofiary z życia, że w sytuacjach skrajnych niemożliwe bywa pogodzenie własnego biologicznego trwania z wiernością zasadom wiary i religii chrześcijańskiej.
Na początku września 1939 r. jeszcze nie wie, co go czeka. Jest zapewne trochę wystraszony i trochę zniecierpliwiony, gdy do drzwi jego pokoju na pierwszym piętrze stuka co jakiś czas Oberleutnant SS Helmut Richter. Ów nadprogramowy lokator pelplińskiego seminarium opowiada, jak to przez dwa lata był alumnem w Niemczech i próbuje, zapewne nieporadnie, dyskutować na tematy teologiczne.
To musiały być męczące i sztuczne rozmowy. Zresztą w pewnym momencie się urwały, a gdy kapłan nie przyjął propozycji objęcia któregoś z probostw na Pomorzu, został poproszony o przeniesienie się z seminarium do kurii, gdzie wciąż mieszkali katedralni kanonicy.
Do pracy
Fakt, że hitlerowskie władze okupacyjne wybrały na swoją siedzibę budynek diecezjalnej uczelni, nie dziwi. Seminarium położone jest w samym centrum miasta, ale oddzielone od ulicy Mestwina wschodnią częścią katedralnej bryły i obszernym podwórcem. Przestrzeń obsadzona drzewami, z rozległym klombem i podjazdem, staje się oto naturalnym buforem między rządzącymi a rządzonymi. U wejścia na plac Niemcy postawią jeszcze budkę wartowniczą. Wartownię i przechadzającego się przed nią uzbrojonego osobnika o marsowym spojrzeniu mijać będzie każdego ranka Ditta Lutz, od pierwszych dni września dzieląca swój czas między dom i seminarium.
Widzę ją, jak wychodzi z kamienicy przy Rynku i nieśpiesznym krokiem rusza w dół. Ulica wiedzie ze wschodu na zachód, jest wcześnie, dziewczyna ma za sobą jasną tarczę słoneczną, wychylającą się zza charakterystycznego budynku z wieżyczką, w którym do końca sierpnia działało wydawnictwo „Pielgrzym”. Od katedry i placu Mariackiego dzieli ją minuta, może dwie minuty spokojnego marszu. Jest już na wysokości kościoła Bożego Ciała. Wartownik salutuje, na jego wąskich wargach wykwita uśmiech. „Heil Hitler” – odpowiada Fräulein Lutz i skręca w alejkę, która urywa się gdzieś tam, w głębi, na wysokości pomnika teologów. (Niebawem przedstawiciele nowej władzy dojdą do wniosku, że monument trzeba zdemontować, jest bowiem jednym z ważniejszych znaków polskości Pelplina; dziś jednak, kiedy Ditta Lutz zbliża się do budynku seminarium, nikt jeszcze nie myśli, by pozbyć się pomników, są sprawy ważniejsze – najpierw należy zająć się ludźmi, poradzić z sobie z polskim żywiołem, zrealizować dyrektywę gauleitera Alberta Forstera dotyczącą „ujęcia i internowania polskich przywódców i intelektualistów, do których zalicza się szczególnie nauczycieli, duchownych, wszystkich ludzi z akademickim wykształceniem oraz ewentualnie kupców”).
Obok pomnika osiemnastolatka przyśpiesza kroku, wydaje się jej bowiem, że betonowe postaci patrzą na nią z wyrzutem. Czy potrafi wśród nich rozpoznać św. Hieronima i Piotra Skargę, św. Augustyna i Jakuba Wujka? Zapewne nie. Chrystus siedzący na tronie ma twarz zwróconą w jej stronę, Ditta przemyka chyłkiem. Już, już może czuć się bezpieczna – znika w cieniu drzew, chwilę później zamykają się za nią wysokie dębowe wrota seminarium.
Wybór i los
Nie potrafię myśleć o młodszej córce Ottona Lutza z sympatią. Powiecie: nic dziwnego, przecież to postać w najwyższym stopniu antypatyczna, donosicielka i zbrodniarka.
A gdyby nie było Führera i Republika Weimarska by nie upadła? Gdyby, dajmy na to, w 1908 r. Adolfa Hitlera przyjęto w poczet studentów wiedeńskiej Akademie der bildenden Künste? Albo gdyby na froncie Wielkiej Wojny, gdzieś między okopami, odnalazła go zbłąkana kula? Czy Ditta Lutz biegłaby wczesnym wrześniowym rankiem do seminarium duchownego w Pelplinie? Czy miałaby szansę natknąć się w korytarzu seminaryjnym na Helmuta Richtera lub na jego zastępcę Gustawa Hogenfelda, tego samego, który odpowiadał za urządzone tu naprędce więzienie dla miejscowej polskiej elity? Może nawet – chyba coś takiego da się pomyśleć – Ditta zakochałaby się w jakimś polskim chłopaku (na przykład, w synu Teodora Pruszaka, restauratora i wiceburmistrza Pelplina, bo w tym świecie alternatywnym Pruszak miałby trzech synów, nie trzy córki), a ów chłopak zechciałby ją pojąć za żonę? Wszakże wypadki tego rodzaju wydarzają się w każdym czasie i w każdym miejscu na świecie. Do pelplińskiej katedry zanieśliby wszystkie swoje niemowlęta, a dziadkowie polscy i dziadkowie niemieccy pochylaliby się nad rozwrzeszczanymi kołyskami i w dwóch językach błogosławiliby te polsko-niemieckie dzieci.
Słowa „pelplińska jesień” nie znaczyłyby nic ponad to, co znaczyły przed wybuchem II wojny światowej. Nie wertowałbym wydanej w roku 1971 książki Alojzego Męclewskiego, bo książka ta nigdy by nie została wydana. I, oczywiście, nie natrafiłbym nigdzie na informację o ołówku Ditty, nie miałbym powodu wiedzieć, że gdy Oberleutnant Richter przeglądał papiery któregoś z aresztantów, dziewczyna tłukła rysikiem w biurko, że był to umówiony znak, nieznosząca sprzeciwu sugestia do-tycząca dalszych losów przesłuchiwanego.
Zresztą nawet w określonych warunkach politycznych Margarete Lutz nie musiała stać się „tą” Dittą. Mogła siedzieć w domu, pomagać w kuchni, zajmować się sprawami, którymi zwykły się zajmować osiemnastoletnie dziewczęta. Ołówek, ten ołówek, spoczywałby w szufladzie.
Ale historia, jej ostateczny kształt i sens – zależą również od indywidualnych wyborów postaci tak nieistotnych jak mało urodziwe córki restauratorów i hotelarzy z prowincjonalnych miast. A także od ich ołówków.
 
                     
                         
                         
                         
             
             
             
             
             
             
            