Spóźniona interwencja
To, co Państwo obserwują w formie protestów różnych, mniej lub bardziej ważnych polityków UE, rzekomo w obronie standardów europejskich naruszanych w Warszawie, to po prostu bezczelna ingerencja niemi
Gdyby Berlin chciał zachować choć odrobinę wiarygodności i pokazać, że chodzi tu o coś więcej niż jego interesy, protestować powinien zdecydowanie wcześniej. Sygnały sprzeciwu powinny zacząć płynąć, kiedy tuż po wygranej Tuska chciano aresztować kierownictwo „Gazety Polskiej”. Kiedy do naszych domów wchodziła policja i pod byle pozorem robiła rewizje. Kiedy wyrzucano nas z publicznych mediów, bo mieliśmy odwagę zapytać o uczciwość smoleńskiego śledztwa. Kiedy używano służb specjalnych do grzebania w naszym osobistym życiu. Kiedy wydawca prorządowej gazety umawiał się z wysokim rangą urzędnikiem państwowym, jak założyć kaganiec dziennikarzom, którzy mieli odwagę przedstawić fakty podważające rosyjską wersję tragedii smoleńskiej. Kiedy bezczelnie wyprowadzano pieniądze pochodzące z państwowych instytucji na wspieranie jednej z partii rządzących. Kiedy wykorzystywano reklamy spółek skarbu państwa i urzędów do finansowania szczucia na opozycję oraz niszczenia niezależnych od rządu mediów. Kiedy w wyborach samorządowych dopuszczono się bezczelnej manipulacji, wypaczającej wynik. Kiedy Platforma Obywatelska i PSL łamiąc konstytucję, postanowiły obsadzić piętnastu na piętnastu sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Gdyby wtedy interweniowali, może dzisiaj warto byłoby ich słuchać. A tak ich bezczelność może budzić jedynie fatalne skojarzenia. Różnica jest taka, że dzisiaj potępia się tych, którzy nie podpisali politycznej volkslisty.