PO–PSL groźne dla państwa
Mimo że prezydent Bronisław Komorowski wierzy w stare, austriackie, koszarowe metody rozwiązywania problemów przez „lewatywę, która robi dobrze na głowę”, to wydaje się, że w wypadku obecnej r
Polska gospodarka, polskie państwo i jego instytucje, a tym bardziej obecny rząd premiera Donalda Tuska kompletnie nie są przygotowani na ewentualne dalsze zaostrzenie się konfliktu na Ukrainie. Rząd został zaskoczony rosyjskim embargiem na żywność, choć można było łatwo się domyśleć, że do niego dojdzie. Został też zaskoczony tym, że Polacy w szczycie letniego sezonu pojadą nad morze autostradą A1, a nawet tym, że prokuratura może wszcząć śledztwo przeciwko szefowi MSW, premierowi i prezesowi NBP. Najbliższe dni i tygodnie mogą się okazać przełomowe dla rynków. Indeksy giełdowe, ceny złota, frank szwajcarski, dolar mogą eksplodować i to nie tyle z powodu wypowiedzi szefa polskiego MSZ-etu Radosława Sikorskiego, mistrza megalomanii. W rządowych kręgach PO–PSL musi być naprawdę źle, skoro media ponownie lansują jako ludzi sumienia i etosu byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego czy znanego z wyczynów na lotnisku we Frankfurcie Jacka Protasiewicza. Mimo że prezydent Bronisław Komorowski wierzy w stare austriackie, koszarowe metody rozwiązywania problemów poprzez „lewatywę, która robi dobrze na głowę”, to wydaje się, że w wypadku obecnej rządowej ekipy nawet lewatywa ze żwiru i tłuczonego szkła nie dałaby żadnych pozytywnych efektów.
Jabłka, szczaw i mirabelki
Po ostatnich sankcjach sektorowych Zachodu i sankcjach odwetowych Rosji widać wyraźnie, że rosną zarówno ceny złota, szwajcarski frank i dolar, znacząco traci polska waluta i polska giełda, wyraźnie zaczyna też dołować polski eksport, transport i logistyka, spadają zamówienia dla przedsiębiorstw, w tym również te płynące z zagranicy. Spadają miesiąc do miesiąca sprzedaż detaliczna i produkcja przemysłowa. Tak zwane mityczne rynki wyraźnie boją się nadchodzących wydarzeń i ich konsekwencji. W momentach niespokojnych geopolitycznie bogaci uciekają do bezpiecznych przystani i pozbywają się walut oraz obligacji państw na obrzeżach eskalującego konfliktu, a takim obrzeżem jesteśmy właśnie my i niektóre kraje Europy Środkowo-Wschodniej. W tej sytuacji humorystyczna wydaje się rada na embargo warzywno-owocowe wobec Polski ministra rolnictwa Marka Sawickiego – byśmy jedli 3–4 jabłka więcej zamiast bananów i pomarańczy. To rada równie dobra jak dieta cud zalecana swego czasu przez posła PO Stefana Niesiołowskiego, by jeść szczaw i mirabelki. Ale Polacy tyle nie przejedzą, a i w portfelu mają coraz większe pustki.
Recesja u bram
Jeśli w najbliższych dniach dojdzie do eskalacji konfliktu na Ukrainie, może to spowodować największą przecenę na globalnych rynkach giełdowych i walutowych od wielu lat, co oczywiście nie ominie też polskiego rynku złotego i Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Tym bardziej że notowania spółek na wielu giełdach to prawdziwe nadmuchane balony, a duże polskie spółki skarbu państwa muszą tworzyć już dziś wielomiliardowe rezerwy i odpisy na nietrafione inwestycje oraz muszą liczyć się ze znacznie gorszymi wynikami pod koniec roku. Stopy procentowe na świecie w wielu krajach, będące już na ujemnym realnym poziomie, mogą raczej tylko rosnąć, a nie spadać. Choć w Polsce są wciąż jednymi z najwyższych realnych stóp procentowych i powinny być natychmiast obniżone. Włochy są ponownie w recesji, w Niemczech spada produkcja przemysłowa i słabnie eksport, w Portugalii i Bułgarii chwieje się system bankowy, a wojna handlowa Zachodu z Rosją dopiero się rozkręca.
Polska oczywiście nie jest w żadnej sferze przygotowana na zaostrzenie się konfliktu za naszą wschodnią granicą. Możemy być po raz kolejny zaskoczeni – dotyczy to nie tylko sfery finansowej, eksportu czy rynku bankowego oraz możliwości gwałtownej ucieczki zagranicznego kapitału i inwestorów, ale i zagrożeń ze strony spekulantów walutowych. Warto pamiętać, że kilka dużych banków działających w Polsce jest zaangażowanych finansowo w Rosji i na Ukrainie i musi się liczyć z poważnymi stratami finansowymi. Ta słabość dotyczy również, niestety naszej szeroko pojętej logistyki, transportu kolejowego, ochrony sanitarnej, ale również przygotowań i zaopatrzenia na wypadek gwałtownej migracji ludności z zachodniej Ukrainy. Dramatyczna w skutkach dla polskiej gospodarki może się okazać rozszerzająca się epidemia ASF, czyli afrykańskiego pomoru świń, którą na razie polski rząd bagatelizuje, a która może nas kosztować ponad 25 mld zł, jeśli wirus się rozprzestrzeni.
Gaz jeszcze droższy
Tymczasem wciąż nie jesteśmy niezależni energetycznie od Rosji. Polski Gazoport jest już prawie trzykrotnie droższy niż ten ukończony w Kłajpedzie na Litwie, jest też wielokrotnie dłużej budowany i ciągle opóźniany. Nie wiadomo tak naprawdę, kiedy będzie wreszcie gotowy. Rządząca zaś Polską koalicja PO–PSL nakłada właśnie kolejne, nowe podatki, tym razem od węglowodorów, na duże spółki skarbu państwa, co spowoduje wzrost cen gazu dla indywidualnych odbiorców i pogorszy wyniki finansowe tych spółek, o czym słusznie już dziś alarmuje senator Grzegorz Bierecki. Ciekawe, co będzie, jeżeli działania polskiego rządu wzmocni jeszcze podwyżka cen nośników energii, tuż przed zimą w wykonaniu na przykład Gazpromu. Warto też pamiętać, że Ukraińcy, Białorusini i Rosjanie robiący zakupy w sklepach i supermarketach przygranicznych generują dla polskiego handlu gigantyczną kwotę ok. 8,5 mld zł rocznie. Ograniczenie tej sytuacji ze względu na wojnę na Ukrainie przyniesie Polsce duże straty. Nie widać jednak, by rząd miał pomysł, jak spróbować zrekompensować je polskim handlowcom.
Autor jest głównym ekonomistą SKOK
Cały tekst w poniedziałkowej "Gazecie Polskiej Codziennie"