Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Żołnierze spacerują po granicy jako żywe tarcze. Roman Polko o skandalicznym traktowaniu wojskowych

Żołnierz miał do wyboru dwa rozwiązania: zasłonić dziurę własną piersią, co niestety tragicznie się skończyło. Drugie rozwiązanie, które pewnie odrzucił, to po prostu użyć broni, tak jak był szkolony. Wiedział też, że jeśli tak zrobi, prawdopodobnie będzie to skutkować tym, że na oczach rodziny i najbliższych kolegów z jednostki będzie skuty w kajdanki, zhańbiony – tak o śmierci polskiego żołnierza Mateusza Sitka, szeregowego 1 Brygady Pancernej, mówi "Gazecie Polskiej Codziennie" gen. Roman Polko.

Roman Polko
Roman Polko
Tomasz Hamrat - Gazeta Polska

Żołnierze wykonujący swoje obowiązki wyprowadzani są w kajdankach, chwilę później słyszą zarzuty. Dwa miesiące później ginie ich kolega. Jak Pan Generał ocenia sytuację na ­polsko-białoruskiej granicy?

Problem pojawił się trzy lata temu. Podjęto sensowne działanie – postawiono tam zaporę, wysłano żołnierzy, ale uważałem, że są to jednak działania doraźne. Jeżeli coś nie trwa dni czy miesiące, a latami, to trzeba pójść dalej. Na każdą broń znajdzie się sposób. Jeżeli Alaksander Łukaszenka wespół z Władimirem Putinem kontynuują ten proceder, trzeba iść dalej. Jest wiele światowych rozwiązań – dwa płoty i pośrodku szosa, wieżyczki i drony obserwacyjne, systemy zakłóceń elektronicznych, siły szybkiego reagowania.

Kieruję pytanie do komendanta głównego Straży Granicznej: co pan zrobił do tego czasu?! Czy liczy pan na innych, a do tego jeszcze będzie ich pan cenzurował, filmował i wysyłał akty oskarżenia, bo nie działają zgodnie z procedurami Straży Granicznej? Niestety, widzę, że wierchuszka Straży Granicznej, która odpowiada za obronę granicy, zatrzymała się na poziomie biurokraty, który pilnuje procedur i gdy ma problem, woła wojsko czy policję. Teraz kilka słów z punktu widzenia wojskowego. Rozumiem, że dowódca wojskowy został poproszony, by pod zaporę wysłać ludzi, ale wojsko to jest broń ostateczna. Doraźnie mogą podjąć czynności, ale dalej trzeba to jakoś poukładać. Jeśli Straż Graniczna nie daje sobie rady, w pierwszej kolejności powinna zbudować w swoich strukturach oddziały prewencji, które prowadziłyby odpowiedź na atak białoruskich pograniczników. Ci już dawno przekształcili się w agresorów, którzy wspierają ten przemyt, broń demograficzną. Oczekuję przejawu jakiejkolwiek inicjatywy. Wojsko oczywiście może być na miejscu obecne, ale jako siły natychmiastowego reagowania. W rejonie granicy wojsko ma swoje bazy, jednostki aeromobilne, jednostki dysponujące rozmaitym uzbrojeniem. Tym jednak musi dowodzić dowódca wojskowy, by ten potencjał wykorzystać. 

Co ma zrobić żołnierz, gdy migranci napierają na mur?

Żołnierz jest uczony zabijania, likwidacji agresora. Jeśli wprowadzamy wojsko na granicę, bo nie radzą sobie inne służby, dla agresorów i bandytów oznacza to jednoznacznie „nie ma zmiłuj się”. Każde niepodporządkowanie się działaniom wojska oznacza, że padną strzały. I to nie tylko ostrzegawcze, ale później również w kierunku celów. Szczerze mówiąc, oczekiwałem takiego działania już wtedy, kiedy białoruscy pogranicznicy oślepiali laserami naszych żołnierzy. Pytałem wtedy, dlaczego snajperzy nie strzelają do tych laserów, nie likwidują tego, co było atakiem na nasze wojsko. W przeciwnym wypadku tzw. migranci przyzwyczają się do tego, że wojsko nie może strzelać. I to ich rozzuchwaliło, a cały proceder przybrał na sile. 

Potencjał wojskowy na granicy da się wykorzystać w obecnym stanie prawnym?

Wojsko ma inne zadania. To, które latami strzeże granicy, traci swoje podstawowe zdolności do obrony ojczyzny i działań bojowych. Czołgi stoją w magazynach, a żołnierze w tym czasie spacerują po granicy jak żywe tarcze. W działaniach prewencyjnych trzeba być wyposażonym tak jak policja. I faktycznie można doraźnie wyposażyć wojsko w tarcze, pałki, broń niezabijającą. Ale jako środek tymczasowy, łata, którą się potem zastąpi siłami zdolnymi do reagowania. W wielu państwach przyjęto rozwiązanie, które moim zdaniem jest najbardziej sensowne. Mowa o powołaniu wewnątrz Straży Granicznej oddziałów prewencji, przygotowanych do tego, by profesjonalnie zwalczać incydenty na granicy. Jeśli udałoby się ten kanał graniczny zamknąć, takie siły mogłyby zostać zagospodarowane przez policję czy nawet przez wojsko. 
Jeśli chodzi o wojsko: w związku z tym, że liczyliśmy się z działaniami o charakterze dywersyjnym (obecność Grupy Wagnera), w tamtym rejonie powinni znajdować się specjalsi. Ale nie stojący jako tarcze, tylko rozlokowani w bazach, gdzie na bieżąco prowadziliby rozpoznanie specjalne i na tej podstawie podejmowaliby konkretne działania. 

Żołnierzy się karze zarzutami za owe „konkretne działania”. 

Żołnierzy potraktowano w sposób skandaliczny. Użycie broni jest ostatecznością. Jak ma się zachować żołnierz, którego jedyną bronią, jaką dostał, jest broń ostateczna – karabinek automatyczny? Zawsze absurdalne wydawały się wskazówki, że „najpierw kolba, później strzał”. Jeśli dopuści się kogoś na odległość kolby, to można dostać nożem między żebra i sprawa jest załatwiona – nie będzie już czasu na strzał.

Problem użycia wojsk w czasie pokoju ciągnie się od wielu lat. Jako dowódca GROM zmagałem się z tym, jakie są możliwości użycia jednostki na wypadek terroryzmu w Polsce. No i okazało się, że nie ma takiej możliwości, bo musiałby dowodzić nami policjant czy strażnik graniczny, a żołnierz – gdyby użył broni – zrobiłby to na własną odpowiedzialność. Rozwiązania prawne muszą być w końcu zrealizowane.

Żołnierz ugodzony nożem nie użył broni, bo miał świadomość konsekwencji, jakie ponieśli jego koledzy dwa miesiące wcześniej?

Śp. żołnierz Mateusz Sitek miał do wyboru dwa rozwiązania: zasłonić dziurę własną piersią, co niestety tragicznie się skończyło. Drugie rozwiązanie, które pewnie odrzucił, to po prostu użyć broni, tak jak był szkolony. Wiedział też, że jak tak zrobi, prawdopodobnie będzie to skutkować tym, że na oczach rodziny, najbliższych będzie skuty w kajdanki, zhańbiony. I cokolwiek by się stało w ciągu kolejnych lat, ten obrazek w oczach najbliższych by pozostał: bandyty, którego Żandarmeria Wojskowa poniża w sposób nieodwracalny.

Jakie konsekwencje wyciągnąć na przyszłość?

Trzeba sięgnąć do zdarzenia, które miało miejsce przed dwoma miesiącami. Spowodowało ono, że żołnierze wyposażeni w karabinki automatyczne bali się ich skutecznie użyć. Wojskowi są delegowani do Straży Granicznej, a więc oczekiwałbym wyciągnięcia konsekwencji od dowódcy tej instytucji. To on organizuje te działania, on odpowiada za bezpieczeństwo tych żołnierzy. Protestuję przeciw traktowaniu ich jak ciał obcych, które będą wystawiane na pierwszy ogień jak żywe tarcze.

Jeśli dowódca wojskowy widzi, że coś takiego dzieje się wobec jego podwładnych, nie może biernie się przyglądać, że robią z nich durni. Powinien wyraźnie powiedzieć, że nie zgadza się na takie traktowanie jego żołnierzy. Kiedy dowodziłem jednostką GROM, moich żołnierzy również próbowano wykorzystywać jako elementy rożnego rodzaju kampanii politycznych. Wielokrotnie zdarzało mi się powiedzieć „nie”.

Wojsko na granicy jest rozwiązaniem doraźnym oraz bronią ostateczną. Jeżeli wojsko wciąż będzie tam działało, kogo wyślemy, gdy zagrożą nam zwarte oddziały, mocniej uzbrojone, usiłujące dokonać agresji na kawałki polskiej ziemi?

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

#Roman Polko #granica #Mateusz Sitek #wojsko #armia

Aleksander Mimier