Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Bartosz Bartczak,
14.04.2021 18:00

Warszawski świt

Napięcia polityczne, z jakimi mamy do czynienia obecnie na świecie, mogą być dla Polski szansą. Nie mamy wpływu na działania mocarstw, mamy za to wpływ na naszą reakcję na te działania.

Rosja zaczęła gromadzić na granicy z Ukrainą swoje wojska. Wszyscy zadają sobie pytania: czy Rosjanie wejdą do Donbasu, a być może i na całą Ukrainę? A może to wszystko jest tylko grą Władimira Putina, testującego nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych? Trzeba jednak pamiętać, że Rosja jest upadającym mocarstwem, a takie często bywają nieprzewidywalne. Nie można wykluczyć, że Moskwa będzie próbowała ratować swoje wpływy agresją. Zwłaszcza że tylko Ukraińcy wyszli z rosyjskiej strefy wpływów, ale coraz bardziej dojrzewają do tego też Białorusini. W przyszłości Rosja jawi się więc jako państwo duże obszarowo, ale politycznie i gospodarczo średnio ważne. Czy jednak Rosjanie zaakceptują taką rolę, czy będą próbowali zachować pozycję mocarstwa? W usadzaniu Moskwy na właściwym torze może pomóc Polska. I nie chodzi wcale o konfrontację militarną.

Rozpad ziem ruskich

Sensem istnienia Rosji, która wyewoluowała z księstwa moskiewskiego, było „zbieranie ziem ruskich”. Moskwa chciała zjednoczyć pod swoją władzą wszystkie ziemie należące kiedyś do Rusi Kijowskiej. Cel ten został ostatecznie osiągnięty, kiedy Związek Sowiecki zajął w 1945 r. Lwów.

Jednak szczytowy punkt ekspansji Rosji był jednocześnie początkiem jej końca, Lwów pozostawał pod jej władzą zaledwie 46 lat. W 1991 r. Rosja straciła nie tylko Lwów, lecz także Kijów, Odessę, Donieck, Mińsk czy Witebsk. Rosjanie wrócili do granic z XVII w. Nic dziwnego, że od 30 lat próbują odwrócić koło historii. Raz po raz próbują na nowo włączyć do swojego państwa dane ziemie. Ale nie udaje się to ani z coraz bardziej oddalającą się Ukrainą, ani nawet z mocno uzależnioną od Moskwy Białorusią. Historii po prostu cofnąć się nie da, a upadłe mocarstwa rzadko się podnoszą.

Utrata Ukrainy, która ostatecznie dokonała się w 2014 r., była dla Moskwy nawet większą klęską polityczną niż upadek Związku Sowieckiego. Ukraina, gdzie do niedawna połowa obywateli tęskniła za wspólnym państwem z Rosjanami, stała się krajem, w którym większość obywateli uważa Rosję za największego wroga. A najgorsze dla Rosjan jest to, że nie idzie im w tej wojnie. Z szumnych zapowiedzi zajęcia Odessy, Charkowa, a nawet Kijowa, pozostało zajęcie Krymu i połowy Donbasu. Ponadto pozycja Federacji Rosyjskiej w geopolitycznej grze też się nie poprawia. Gospodarka Kremla, uzależniona od eksportu surowców niczym kraj Trzeciego Świata, jest w coraz gorszym stanie. Politycznie Moskwa jest coraz bardziej uzależniona od Chin. Do tego wszystkiego Rosja może stanąć wkrótce przed kolejnym wyzwaniem – emancypacją Białorusi, gdzie postawiła wszystkie karty na znienawidzonego dyktatora.

Nowa unia lubelska

Aby w przeszłości Moskwie udało się „zebranie ziem ruskich”, potrzebne było osłabienie I Rzeczypospolitej, w skład której wchodziły ziemie dzisiejszej Białorusi i Ukrainy. Teraz sytuacja się odwróciła. To osłabienie Moskwy powoduje, że coraz większą rolę nad Dnieprem zaczyna odgrywać Polska. Polacy od odzyskania niezależności w 1989 r. nieustannie prowadzą politykę wzmacniającą dążenia niepodległościowe, demokratyczne i prozachodnie na Ukrainie i Białorusi. Polskie wsparcie otrzymały zarówno kolejne rewolucje w Kijowie, jak i białoruskie społeczeństwo obywatelskie sprzeciwiające się autorytaryzmowi. Polska stara się też intensyfikować swoje działania na polu społeczno-ekonomicznym. Otwarcie rynku pracy na Ukraińców po 2014 r. nie tylko uratowało ukraińską gospodarkę (polską także), lecz sprawiło także, że Warszawa zastąpiła Moskwę jako ekonomiczny punkt orientacyjny dla Ukrainy.

Polska ma dzisiaj naprawdę dobre podstawy do szerokiego działania na obszarze dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Możemy otworzyć nasze uczelnie i nasz rynek pracy dla Białorusinów. Podkopie to i tak słabą już na Białorusi wiarę w sensowność unii gospodarczej z rozwijającą się coraz wolniej Rosją. Możemy zaproponować Ukrainie umowę gospodarczą, która pozwoli wzajemnie otworzyć się na firmy z naszych krajów. Pomoże to wzmocnić i tak już silne polsko-ukraińskie powiązania gospodarcze i dać Ukrainie impuls do tak jej potrzebnego wzrostu gospodarczego.

Możemy też zaproponować Białorusi i Ukrainie współpracę z Inicjatywą Trójmorza, co pozwoliłoby na ominięcie problemów dla integracji Ukrainy z UE, piętrzonych przez zachodnioeuropejskich przyjaciół Putina. Szybko rozwijająca się Polska ma o wiele więcej możliwości wzmacniania swoich wpływów nad Dnieprem niż słabnąca Rosja.

Polski marsz na wschód

Rywalizacja polsko-rosyjska nad Dnieprem wpisuje się w geopolitykę. Osłabienie Rosji oznacza istotne utrudnienie budowy jakiegokolwiek antyamerykańskiego bloku politycznego w Euroazji. Każda więc geopolityczna porażka Moskwy jest na wagę złota dla Stanów Zjednoczonych. Na świecie obecnie toczy się zacięta rywalizacja o światową dominację. Pozycję Ameryki pragną podważyć Chiny i właśnie Rosja.
Jednocześnie Moskwa coraz bardziej uzależnia się od Pekinu. Rozgrywka z Rosją więc jest poniekąd rozgrywką z Chinami. A jako że Moskwa jest słabszym partnerem w duecie z Pekinem, łatwiej ją pokonać. Tym bardziej Rosja może stać się celem Waszyngtonu – jako kraj po prostu słaby, uzależniony od cen surowców, a jednocześnie agresywny i nieobliczalny. Najłatwiej osłabić Rosję, wypychając ją z dawnej strefy wpływów. Utrata Ukrainy i Białorusi oznacza dla Rosjan nie tylko utratę korzyści ekonomicznych z uzależnienia od siebie tych dwóch krajów, lecz także znalezienie się w trudnej sytuacji strategicznej, związanej z położeniem ważnych ośrodków przemysłowych Rosji blisko granic państwowych.

Jednak Ukraina i Białoruś, odcinając się od Rosji, potrzebują nowego partnera gospodarczego. Kraje takie jak Francja i Niemcy, mające własne interesy z Rosją, nie wydają się zainteresowane wciąganiem Ukrainy i Białorusi do współpracy. Co innego Polska. Nasz kraj ma bardzo silne historyczne więzy ze wschodnimi sąsiadami, Białorusini i Ukraińcy są bliscy kulturowo Polakom. Poza tym Ukraina i Białoruś są krajami z dużym potencjałem wzrostu gospodarczego, z czego mogłyby skorzystać polskie firmy. Polacy mogliby się więc podjąć wypychania Rosjan znad Dniepru i tym samym osłabienia Moskwy w wielkiej rozgrywce światowej.

Nasz czas

Skuteczne zaangażowanie na Białorusi i Ukrainie wymagałoby przede wszystkim od Polaków zmiany mentalności. Chodzi o to, żebyśmy przestali widzieć się jako naród słaby, który musi szukać opieki narodów silniejszych, a zaczęli uważać się za silnych, którzy mogą oferować współpracę narodom nieco słabszym. Polacy muszą zacząć myśleć o tym, jak nasz kraj ma się stać mocarstwem, bo takie kraje mogą najlepiej dbać o swoje interesy. A mocarstwami często stawały się państwa początkowo niezbyt silne, ale za to ambitne. Polska dzisiaj nie jest wprawdzie wyjątkowo silna, ma za to olbrzymi potencjał, na którym możemy zbudować naprawdę silny kraj. Zwłaszcza, jeśli zdecydowalibyśmy się odważniej „ruszyć nad Dniepr”.
Kiedy pod koniec średniowiecza nasi przodkowie postanowili zawrzeć unię z Litwą i ruszyć na wschód, był to początek najlepszego okresu w historii Polski. Pokonaliśmy wtedy zakon krzyżacki, zbudowaliśmy nowoczesny jak na tamte czasy ustrój, wprowadziliśmy dobrobyt na polskie ziemie. Nasza koniunktura skończyła się wraz ze wzmocnieniem Rosji, która zabierała po kawałku nasze terytoria wschodnie. Ale czas mocnej Rosji właśnie się kończy. Granice państwowe Rosji wróciły do tych z XVII w. Czas, żeby cofnąć też granice strefy wpływów Moskwy, a naszą strefę wpływów zacząć wreszcie budować.

 

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane