Jak już dziś pisaliśmy - Hanna Gronkiewicz-Waltz i minister Rafał Trzaskowski patrolowali Wisłę w obstawie... wojskowego helikoptera i komandosów w kominiarkach. Na pokaz zaproszono dziennikarzy.
Wykorzystanie żołnierzy i wojskowego sprzętu do przedwyborczej "ustawki" rozbawiło, ale i zbulwersowało wielu komentatorów.
Andrzej Pawlikowski, były szef BOR za rządów PiS, napisał na Twitterze do ministra obrony Tomasza Siemioniaka: "Żenujący spektakl... Że też wojsko godzi sie na cos takiego? Rozumiem - wybory - ale bez przesady".
Minister odpowiedział: "Błąd dowódcy, który prowadził ćwiczenia, że bez zgody przełożonych przystał na prośbę urzędników o pomoc". Zaraz potem jednak się "poprawił": "Z drugiej strony minister i prezydent miasta są odpowiedzialni za zarządzanie kryzysowe i współpraca z WP jest naturalna."
Przypomnijmy, że 2 maja 2013 r., w Dzień Flagi, w ramach akcji Orzeł Może (organizowanej przez Bronisława Komorowskiego, "Gazetę Wyborczą" i radiową "Trójkę") zrzucono na Warszawę, Kraków, Wrocław i Poznań 3 mln ulotek. Zrzutu dokonały za publiczne pieniądze wojskowe samoloty. Jak ustaliła "Gazeta Polska Codziennie" - zrzucenie broszur przez śmigłowce kosztowało aż 50 tys. zł! Szef BBN gen. Stanisław Koziej tłumaczył wówczas, że "działania te umożliwiły, w ramach szkolenia, zdobycie kolejnych, cennych doświadczeń taktycznych i organizacyjnych, zwłaszcza operowania w terenie zurbanizowanym".

Warszawskie stowarzyszenie Miasto Jest Nasze złożyło już do stołecznego ratusza wniosek o udostępnienie zestawienia pełnych kosztów akcji Hanny Gronkiewicz-Waltz.