Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Kultura i Historia

Na stos rzuciliśmy… – Marsz Pierwszej Brygady

Mógł być polskim hymnem narodowym. Dla wielu Polaków miał i ma nadal rangę „drugiego hymnu”, stając w równym szeregu z „Rotą”. „Marsz Pierwszej Brygady” powstawał w czasie bojów o niepodległość i niósł za sobą znaczenia i treści drogie nie tylko dla pokolenia legionowego, ale także dla całej przedwojennej Polski. Pieśń odwoływała się bowiem do tego, co było najważniejsze: mówiła o rezygnacji z własnych spraw dla dobra ojczyzny, rzuceniu życia „na stos”. Historia jej powstania sięga samych początków czynu legionowego i przenosi nas do roku 1914.

Jakież emocje towarzyszyły młodym strzelcom przekraczającym granicę austriacko-rosyjską 6 sierpnia 1914 roku… Trudno to sobie nawet wyobrazić. Wywracając słupy graniczne wkraczali na teren zaboru rosyjskiego, by wzniecić powstanie. Liczyli, że rzucona przez nich iskra spowoduje patriotyczny pożar. Tak się jednak nie stało, a wielu z nich idąc łykało łzy żalu i złości, widząc nie tylko zamykane okiennice, ale też obojętność w oczach patrzących na maszerujące kompanie ludzi. Matka, która woła szybko dziecko do domu, by to nie oglądało „szaleńców” idących się bić o Polskę – taki obraz musiał boleć szczególnie. I bolał. Także twórców pieśni „My, Pierwsza Brygada”.

Marsz Kielecki nr 10

Dzieje tej najpiękniejszej i najbardziej znanej legionowej pieśni (a było ich przecież wiele) to jednocześnie historia niestrudzonej walki o wolność, już od pierwszych doświadczeń na ziemi kieleckiej. Najpierw była melodia, dopiero potem kształtował się tekst – jeszcze w okopach, jeszcze w czasie walk, a potem wreszcie nabierający ostatecznych kształtów w roku 1917, gdy słowa zebrał i ułożył Andrzej Hałaciński – to on był autorem pierwszych trzech, najbardziej kanonicznych zwrotek. Twórcą melodii z kolei był Andrzej Brzuchal-Sikorski. Pochodził Brzuchal („Sikorski” to jego pseudonim) z zamojszczyzny. W jego rodzinie ujawniały się różne artystyczne talenty – siostra Franciszka Bakuniakowa była poetka ludową, a Andrzej wraz z bratem Józefem grał w Zamościu w Orkiestrze Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego. W roku 1905, wtedy gdy Polską targały rewolucyjne wichry, został kapelmistrzem kieleckiej orkiestry strażackiej. I w tejże funkcji zastajemy go, gdy w sierpniu do Kielc wkraczają strzelcy Piłsudskiego. Na początku przez granicę szły kompanie – z nich najsłynniejszą była oczywiście kadrówka. Sformowano z owych kompanii pięć batalionów, a nazwiska ich dowódców były znane – przynajmniej przed wojną – prawie każdemu: Żegota-Januszajtis, Norwid-Neugebauer, Śmigły-Rydz, Wyrwa-Furgalski, Karaszewicz-Tokarzewski… Legionowe legendy!

Po niewielkich potyczkach i walkach o Kielce, miasto to stało się pierwszym miejscem pełniącym funkcję bazy organizacyjnej dla dalszych działań. Tutaj miał swoją kwaterę Komendant formujący zalążki polskiego wojska. Z pięciu batalionów powstał pierwszy pułk piechoty, zaś ułani Beliny stworzyli pierwszy oddział jazdy, pełniącej przede wszystkim rolę rozpoznawczą. Do szeregów strzeleckich dołącza wówczas także miejscowa grupa muzyków – członkowie Kieleckiej Straży Ogniowej, a wraz z nią Andrzej Brzuchal. Do repertuaru wchodzi wtedy Marsz Kielecki nr 10 – który zostanie przetworzony i zaaranżowany przez Brzuchala, by stać się pieśnią-hymnem I Brygady (sformowanej 19 grudnia 1914 roku).

Pod jej wrażeniem poszliśmy do ataku

Zygmunt Pomarański, strzelec 3 plutonu I Kompanii Kadrowej, późniejszy członek POW i bohater wojny polsko-bolszewickiej, tak zapamiętał chwilę, w której po raz pierwszy usłyszał marsz: „Przed bitwą pod Łowczówkiem, na parę dni przed świętami Bożego Narodzenia 1914 roku, orkiestra nasza z ochotników, kieleckich strażaków sformowana zagrała nam Marsza, który wówczas nie był jeszcze znany. Melodia sprawiła na nas wrażenie olbrzymie, nie mieliśmy jeszcze do niej słów, a mimo to przebrzmiewająca z niej moc tonów związana z realiami nadchodzącej bitwy, była nam bliska. Pod jej wrażeniem usłyszeliśmy rozkaz dowódcy batalionu por. Stanisława Burhardt-Bukackiego – >>bagnet na broń<< i pod jej wrażeniem poszliśmy do ataku”. Zimowa bitwa pod Łowczówkiem to jedna z najpiękniejszych kart dziejów legionowych. Pomarański, o czym warto wspomnieć przy okazji, w czasie II wojny światowej został przez Niemców zamordowany w KL Auschwitz. Porażają jego zdjęcia wykonane przez obozowego fotografa – spogląda na nich w oko obiektywu bez lęku i z dumą. Duma, odwaga, pogarda dla „szpiclów, katów, tchórzy” towarzyszyła legionistom od początku – formowani byli w duchu twardej, męskiej walki o wolność… Ta twardość połączona z romantycznym uniesieniem rycerzy idących w bój o Najjaśniejszą płyną do serc słuchaczy tej pięknej melodii…

„J…ł was pies!”

A Marsz I Brygady w istocie nazywano czasem przed wojną „Pieśnią Rycerzy Czynu”. W „Geniuszu Niepodległości” (Lwów 1933) taką znajduję zapisaną wersję pieśni:

„Legiony to – żebracza nuta

Legiony to – ofiarny stos

Legiony to – żołnierska buta

Legiony to – straceńców los!

My Pierwsza Brygada

Strzelecka Gromada!

Na stos – rzuciliśmy

Swój życia los –

Na stos – na stos.

 

O, ile mąk, ile cierpienia

O, ile krwi, przelanych łez!

Pomimo to – nie ma zwątpienia,

Dodawał sił – wędrówki kres.

My Pierwsza Brygada…

 

Krzyczeli, żeśmy stumanieni

Nie wierząc nam, że chcieć – to móc

Laliśmy krew osamotnieni

A z nami był nasz drogi Wódz!

My Pierwsza Brygada…

 

Inaczej się dziś zapatrują

I trafić chcą do naszych dusz

I mówią, że nas już szanują,

Lecz właśnie czas odwetu już!

My Pierwsza Brygada…

 

Nie chcemy już od was uznania

Ni waszych mów, ni waszych łez,

Skończyły się dni kołatania

Do waszych serc – do waszych kies…

My Pierwsza Brygada…

 

Dzisiaj już my – jednością silni

Tworzymy Polskę – przodków mit,

Że wy w tej pracy – nie dość pilni,

Zostanie wam potomnych wstyd!

My Pierwsza Brygada…

 

Grudzień 1918”

Ta przytoczona wersja (a zatem z czasu zupełnie jeszcze świeżej niepodległości) tchnie takim żalem, pełna jest takiego silnego wyrzutu wobec „was”. A dodać trzeba, że ponoć wersja śpiewana przez żołnierzy była ostrzejsza. Zamiast słów „do waszych kies…” był tam w oryginale wulgaryzm „j…ł was pies!”. Jakiż to był gorzki, silny głos zwrócony wobec tych wszystkich, którzy od aktywnej walki o sprawę polską się odwrócili. Często dosłownie zamykając – prawie przysłowiową – „okiennicę”.

Słowa pieśni, tworzone w szeregach legionowych, zostały spisane, ułożone w autorski sposób przez podpułkownika Andrzeja Hałacińskiego. Hałaciński był od 1910 roku członkiem Związku Walki Czynnej, potem towarzystwa „Sokół” i wreszcie Związku Strzeleckiego. W październiku 1914 roku otrzymał awans na podporucznika i dowódcę plutonu w Legionach. Walczył w szeregach 5 Pułku Piechoty, bił się m.in. pod Łowczówkiem. Za bitwę pod Kostiuchnówką otrzymał Virtuti Militari. Najpopularniejsza wersja historii tworzenia utworu mówi o tym, iż powstał on w czasie jazdy pociągiem, gdy to niepokornych i odmawiających złożenia wiernopoddańczej przysięgi Niemcom i Austriakom Królewiaków wysłano do obozów karnych w Szczypiornie i w Beniaminowie. Tymczasem musiały być ułożone już wcześniej. Wystarczy sięgnąć do wspomnień ułana Władysława Kęsika z 1 pułku ułanów Beliny-Prażmowskiego. Pułk stacjonował w lipcu 1914 roku w Ostrołęce. Ponieważ dowódca odmówił wysłania delegacji do Warszawy na ceremonię składania przysięgi Austriakom i Niemcom, toteż władze cywilne i wojskowe przyjechały na miejsce, do ostrołęckich koszar. Zjawił się delegat Tymczasowej Rady Stanu oraz „pułkownik Z.”, odczytano tekst przysięgi i, aby utrudnić odmowę, wymyślono pewien „trick”: „Za chwilę pada rozkaz, kto nie chce przysięgać, niechaj dwa kroki wystąpi naprzód. Cały pułk, jak na komendę, choć nikt jej nie podawał – wystąpił dwa kroki naprzód, pułkownik po prostu zzieleniał, delegat dostał drgawek. Na ten niesamowity widok, pułkownik, uważając, że rola jego jest już skończona, rzekł – to ja już tutaj nie mam co robić – wśród złowrogich okrzyków, skierowanych przez żołnierzy przeciwko delegatowi Tymczasowej Rady Stanu – odjechał”. W tejże chwili zaczęto śpiewać legionowe, komponowane świeżo pieśni. Zapisał Kęsik ważne zdanie: „Następnie, po odśpiewaniu: Brygady, Marsylianki i in. rozeszliśmy się do koszar”. A zatem Brygada, jak najbardziej była już znana i śpiewana.

Jaki świat zgotował nam los…

Potem nadszedł 20 lipca 1917 roku. Żołnierzy, za odmówienie złożenia przysięgi, miano wysłać do Szczypiorna, zaś oficerów do Beniaminowa. Przyszła chwila rozstania podkomendnych z oficerami. Kęsik notuje, co stało się chwilę później: „Po skończonych już pożegnaniach, wiara wymaszerowała na dworzec kolejowy w Ostrołęce przy dźwiękach orkiestry i pieśnią na ustach:

Legiony to są Termopile

Legiony to straceńców los.

Będziemy widzieć kwiaty na mogile,

Jaki świat zgotował nam los.

Pal diabli nasze życie.

Zobaczym się w błękicie.

Więc naprzód marsz.

Muzyka gra.

Oczywiście nie obyło się bez tego, aby po drodze jakiś Niemiec nie został odesłany do dentysty, a to z tego powodu, że naszym oficerom, odprowadzającym nas, nie chcieli oddawać honorów wojskowych”…

Kiedy na przełomie lat 1926/1927 dyskutowano nad wyborem narodowego hymnu pieśń Pierwszej Brygady była mocnym do niego kandydatem. Ostatecznie jednak wygrał Mazurek Dąbrowskiego. W latach trzydziestych XX wieku ustalono sądownie, że autorem pierwszych trzech zwrotek jest Hałaciński, kilku innych Tadeusz Biernacki. Andrzeja Hałacińskiego po agresji sowieckiej w 1939 roku osadzono w Kozielsku. Został zamordowany przez Sowietów 10 kwietnia w ramach ludobójczej akcji NKWD znanej pod nazwą „Zbrodni Katyńskiej”. I taki smutny epilog napisała niesprawiedliwa Historia jednemu z tych, którzy rzucili życie na stos. Z miłości do Tej Jednej. Z miłości do Polski.

Źródło: tygodnik GP