W roku 1912 ukazała drukiem książka znakomitego historyka dr. Mariana Kukiela „Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej” – stanowiąca swego rodzaju hołd dla pokolenia Polaków walczących o wolność przy boku Napoleona. Upływała właśnie setna rocznica od wojny z Rosją, smutno zakończonej „wojny polskiej”, a przecież jej efektem mogłaby być już wtedy niepodległość. Dwa lata później Kukiel miał współtworzyć Legiony, które rozpoczynały wymarszem Pierwszej Kadrowej z krakowskich Oleandrów bój o niepodległą. To nie przypadek, iż formacje wojskowe tworzone z inicjatywy Piłsudskiego w Galicji, przyjęły w sierpniu 1914 r. miano Legionów. Nawiązywało ono bezpośrednio do formacji utworzonej w północnych Włoszech w 1797 r. pod dowództwem Jana Henryka Dąbrowskiego przy francuskiej Armii Włoskiej dowodzonej przez młodziutkiego generała Napoleona Bonaparte. Pieśń Legionów Polskich we Włoszech, zwana Mazurkiem Dąbrowskiego, śpiewana przez kolejne pokolenia w trakcie zrywów narodowowyzwoleńczych stała się po odzyskaniu Niepodległości naszym hymnem. Teraz, gdy obchodzimy stulecie odzyskania suwerenności, warto przypomnieć zarówno czyn Polaków tworzących polskie wojsko pod koniec wieku XVIII w Italii, jak i postać samego dowódcy, Jana Henryka Dąbrowskiego – szczególnie, iż niedawno, 6 czerwca minęła dwusetna rocznica jego śmierci.
Naprawione błędy
Jan Henryk Dąbrowski pochodził z domu, w którym mieszały się dwie tradycje – polska i niemiecka (po matce), co miało zaowocować świetną mieszanką genów i sposobu wychowania: młody Jan miał łączyć to, co najlepsze z rycerskiej, pełnej namiętności duszy polskiej z niemiecką dokładnością i obowiązkowością. Po służbie w armii saskiej trafił w 1792 r. do polskiego wojska akurat w chwili wojny z Rosją. Służył w brygadzie Madalińskiego i z racji zupełnego niezorientowania się w sprawach polskich (tak to tłumaczy Marian Kukiel) przystąpił do Targowicy. A że jeszcze rozbiorowy Sejm Grodzieński dał mu przydział do Komisji Wojskowej Koronnej, to gdy wybuchła insurekcja, wzięto go w poczet zdrajców i jedynie interwencji przyjaciół zawdzięczał, że nie skończyło się to dla niego źle. Jednak dalsze służba i poświęcenie dla sprawy narodowej nie tylko całkowicie zmyły hańbę targowicką, ale w dodatku świadczą o tym, iż pochopne decyzje z roku 1792 musiały wynikać z niezrozumienia stosunków polskich. Dąbrowski dowodził słynną obroną Powązek 28 sierpnia, a po wyprawie do Wielkopolski został awansowany na stopień generała-porucznika. Już w chwili upadku insurekcji myślał o wyprowadzeniu wojska polskiego na południe, drogą między Częstochową a Krakowem, by później, na uchodźstwie stworzyć polską armię. Rzesze polskich żołnierzy rzeczywiście wydostawały się z kraju i udawały we wszystkich możliwych kierunkach: od Francji przez Włochy aż po Turcję.
Zjednać Napoleona
Dąbrowski zaczął zabiegać o utworzenie polskich sił przy francuskiej Armii Włoskiej i udało mu się to, pomimo początkowej niechęci Napoleona (zresztą czternaście lat młodszego od naszego generała). Na ów negatywny zrazu stosunek mógł mieć wpływ nieprzychylny Dąbrowskiemu adiutant Bonapartego Józef Sułkowski (myślał o generale, jak o „rojaliście” i zapewne miał w pamięci nieszczęsne przystąpienie do Targowicy). Z drugiej strony sam Sułkowski marzył przecież o wolnej Polsce. Pisał – „Pragnę powrócić do Polski z bronią w ręku. Trzeba mi więc nabyć sławy wojskowej, abym mógł zemścić się za ucisk ojczyzny mojej”. W każdym razie Dąbrowskiemu udało się zjednać Napoleona, być może dzięki wpływowi francuskich przyjaciół. Choćby generała Klébera, który w 1796 r. tak pisał do Henryka: „Pamiętaj generale, że winieneś przyjaźni, którą umiałeś we mnie rozbudzić, częste wieści o sobie i o wszystkiem, co tyczy się ciebie i twej ojczyzny. Gdyby ona miała dźwignąć się z upadku, a potrzebny byłby wam człowiek zdatny do rąbania pałaszem, to przywołajcie mnie do siebie; gdziekolwiek by to było, szczęśliwy będę przyczyniając się choćby pośrednio do przywrócenia wolności narodowi, tak bardzo zasługującemu na to, aby wolnością się cieszył”. Do tego patrioci polscy, m.in. Michał Ogiński, naciskali na Bonapartego, by utworzył polskie wojsko. Napoleon odparł Sułkowskiemu: „Słuchaj Sułkowski, cóż mam mu odrzec? Cóż mogę mu obiecać? Odpisz swemu rodakowi, że kocham Polaków i że wysoko sobie ich cenię; że podział Polski jest aktem niesprawiedliwości, który nie może się utrzymać; że po zakończeniu wojny włoskiej pójdę sam osobiście na czele Francuzów, aby zmusić Rosję do przywrócenia niepodległości Polsce; lecz powiedz mu także, że Polacy nie powinni polegać na obcej pomocy; że powinni sami się zbroić, niepokoić Rosję, utrzymywać komunikację z wnętrzem kraju. Wszystkie piękne słowa, które będą ich łudzić, do niczego nie doprowadzą. Znam język dyplomatyczny i niedołęstwo Turków. Naród zdławiony przez sąsiadów, może powstać tylko z bronią w ręku”. Piękne słowa przyszłego cesarza brzmią właściwie jak program walki narodowowyzwoleńczej, którą w istocie będą prowadzić Polacy przez ponad wiek jeszcze.
Ludzie wolni są braćmi
9 stycznia 1797 r. Jan Henryk Dąbrowski podpisał umowę z rządem Republiki Lombardzkiej. Według tych ustaleń polskie Legiony miały mieć mundury i odznaki wzorowane na polskich. Polska miała być organizacja oddziałów. Konwencja przyjmowała, że „lud lombardzki z przyjemnością widzieć będzie epolety o barwach narodowych Lombardyi z napisem „Gli uomini liberi sono fratelli” („Ludzie wolni są braćmi”). Punkt 6 tejże umowy brzmiał: „Lud lombardzki oświadcza, że uważać będzie zawsze Polaków, uzbrojonych ku obronie wolności, za prawdziwych braci, nie zaś obce wojska; Administracja Generalna przyznaje im przeto prawa rzeczywistych obywateli Lombardii (…)”. Następnego dnia w Mediolanie, na placu przed katedrą, Dąbrowski odczytał przed zgromadzonymi żołnierzami polskimi przepiękną odezwę, w które mówił m.in.: „Wierny Ojczyźnie mojej do ostatniego momentu walczyłem za jej wolność pod nieśmiertelnym Kościuszką. Upadła ona pod przemocą i nie zostaje nam jak pocieszając wspomnienie, żeśmy krew przelewali za ziemię przodków naszych, żeśmy widzieli nasze chorągwie zwycięskie pod Dubienką, Racławicami, Warszawą, Wilnem. Polacy, nadzieja powstaje. Francja zwycięża. Ona się bije za sprawę narodów. Starajmy się osłabić jej nieprzyjaciół. Francja pozwala nam schronienia. Czekając lepszych losów naszych, idźmy pod jej chorągwie. Te są oznakiem honoru i zwycięstwa (…)”. Tak zaczęła się napoleońska epopeja polskich Legionów.
Najdzielniejsi z dzielnych
Pod sztandary Dąbrowskiego zgłaszali się tłumnie ochotnicy. W maju 1797 r. było ich około 7 tysięcy, ale liczba ta ciągle rosła. Przy pracach organizacyjnych brali udział m.in.: Karol Kniaziewicz, Józef Wybicki i Antoni Amilkar Kosiński. Powstały dwie Legie, każda składała się z trzech batalionów. Dowódcą pierwszej został gen. Józef Wielhorski, drugiej gen. Franciszek Rymkiewicz. Jak pisze Marian Kukiel w wojsku polskim zapanowały nowe, nieznane dotychczas reguły – pomimo utrzymywanej dobrej dyscypliny, uważano by nie znęcać się nad żołnierzem, nawet jeśli ten wymaga ukarania. Zwracano się do siebie – „obywatelu” lub „bracie”. Każdy miał możliwość awansu, analfabetów uczono czytania i pisania. Warto dodać iż Piłsudski, studiujący uważnie dzieje polskich Legionów pod Napoleonem, wprowadził do swoich Legionów tradycje sprzed ponad wieku: również mówiono do siebie „obywatelu”, umożliwiano awans każdemu, robiono kursy pisania i czytania, a także polskiej historii. W 1797 r. zaczął się długi, trwający ponad dziesięć lat, okres walk Polaków u boku Napoleona , który wniósł do naszych dziejów blask i chwałę. To my byliśmy „najdzielniejsi z dzielnych”. To wtedy powstawały legendy o odwadze, wierności i lojalności Polaków. Kiedy armia francuska wycofywała się przez zamarzającą Berezynę, odwrót osłaniali nasi rodacy. Już w pierwszym okresie bojów we Włoszech, po walkach z Austriakami i Neapolitańczykami, po wejściu do Rzymu i po słynnej bitwie pod Arcole, w trakcie której Napoleon biegł ze sztandarem przez most, zaś kule w cudowny sposób go omijały, doszło do powstania najważniejszej polskiej pieśni „Mazurka Dąbrowskiego”. Melodia zrodził się „w duszy tułacza-artysty Michała Ogińskiego”. Słowa napisał Wybicki. „W pięciu krótkich, czterowierszowych zwrotkach – pisał Kukiel – mówiła pieśń o pochodzie przez Wisłę i Wartę, o powrocie niegdyś Czarnieckiego do Poznania, o Bonapartem, który nauczył Polaków zwycięstwa; przenosiła duszę utęsknioną do kraju, między rodaków, którzy nasłuchują bicia tarabanów, a wreszcie, w akordzie końcowym, przyzywała ubóstwionego Naczelnika, który z niewoli rosyjskiej uwolniony, ale w duszy niosąc ranę śmiertelną przysięgi wymuszonej przez imperatora, na drugą wtedy dążył półkulę. Nad pieśnią dominowały słowa refrenu: komenda związana z imieniem wodza. Marsz – marsz! – komenda do ataku. Imię wodza – Dąbrowski”.