Za dwa lata „Gazeta Polska” świętować będzie dwusetne urodziny. Powstała w grudniu 1826 roku. Cztery lata po swoich narodzinach, gdy wybuchło Powstanie Listopadowe, stała się jedną z najważniejszych ówczesnych polskich gazet – opowiadając się, za pomocą pióra i druku, po stronie wolności. Od grudnia 1830 roku, aż po porażkę w wojnie z Rosją w roku 1831, pełniła rolę narodowego organu więcej niźli tylko prasowego: była głosem wolnych Polaków, który docierał do czytających ją rodaków. Czas Powstania, to także zatem czas walki o jakość i sens Wolnego Słowa, które spełnia funkcje nie tylko informacyjne, ale też krzepi serca, wychowuje, uczy postaw, piętnuje zło i zdradę, wreszcie staje po stronie Dobra niezależnie od grożących za to konsekwencji. Ta wczesna, powstańcza, historia „Gazety Polskiej” to nie tylko piękne dziedzictwo, ale też swego rodzaju honorowe zobowiązanie. W końcu „noblesse oblige”, a tygodnik, wolna prasa i wolne media są tak bardzo potrzebne dzisiaj, gdy przychodzi nam żyć w świecie fałszu i manipulacji.
5 grudnia 1830 roku dziennik „Gazeta Polska” ukazał się po kilkudniowej przerwie. Powód był wiadomy – 29 listopada wybuchło w Warszawie powstanie. Redakcja zamieściła więc na samym początku numeru, tuż pod winietą, informację dla czytelników: „Wypadki o których w dzisiejszym numerze gazety Polskiej, udzielamy czytelnikom pożądaną wiadomość, zrządziły opóźnienie wyjścia pisma naszego aż do dnia dzisiejszego. Nie zaniedbaniu lub innej jakiej tej podobnej przyczynie, ale rzeczywistej niemożności przypisać trzeba kilkudniową przerwę, którą wynagrodzić będzie staraniem naszem”. W numerze można odnaleźć zarówno opis wypadków listopadowej nocy i działań podchorążych pod wodzą Piotra Wysockiego, jak i reakcje Rady Administracyjnej, która swoją odezwę wydała nie tylko w imieniu swoim, ale też niejako cara Mikołaja. Władca rosyjski rozkazał czasowo wstrzymać się od działań swoim wojskom „gdyż rozdwojone umysły Polaków, Polacy sami skojarzyć powinni”. Naród zaś czuł przecież, że oto wulkan wrze i wybucha, że za chwilę wypadki potoczą się z ogromną siłą.
Na pierwszej stronie owego grudniowego numeru widniał tekst „Wiadomości” zaczynający się od słów: „Dnia 29 z.m. podnieśli broń Polacy, nie przeciwko prawej władzy, nie przeciwko instytucjom według których mieli być rządzeni, ale przeciwko nadużyciom i uciemiężeniom jakich się, wbrew tymże instytucjom z pogardą wszelkich praw, ciągle dopuszczano. Była to rewolucja prawna, godna Polaków. Zniszczywszy w jednej chwili obrzydłe jarzmo ucisku, zdzierstwa i przewrotności, zmieniła niesłychaną siłą całą postać kraju i świetną zabłysła przyszłością. Chwała wam, chwała i dzięki waleczni wojownicy! Cześć wieczna tobie, szlachetna młodzieży, przyszła nadziejo nasza! Jakże się cieszyć muszą, jakże unosić duchy Zamojskich, Batorych, Żółkiewskich, Tarnowskich, Czarnieckich, Kościuszków, Poniatowskich i tylu innych wielkich Polaków (…) Walczymy za wolność, całość, mowę i byt narodowy, słowem za ojczyznę (…)”. Ten manifest wyznaczał niejako kierunek myślenia redakcji, która uznawała, że kwestia walki o wolność i niepodległość ma walor świętości dla Polaków – „Święta jest nasza sprawa, święty zapał”. Już na pierwszym etapie działania pisma, gdy redaktorami byli (w latach 1827-1829) Ksawery Bronikowski oraz Maurycy Mochnacki jasno wytyczony został kierunek – który pomimo różnych „wiatrów” kołyszących czasem łodzią redakcyjną – pozostawał zawsze bliski romantycznemu, demokratycznemu, republikańskiemu duchowi. W sporze Romantyków z Klasykami (czy obozem konserwatywnym i arystokratycznym) „Gazeta Polska” już za czasów jej kształtowania przez pióro Mochnackiego była tam, gdzie najżywiej biło serce polskości, była blisko polskiego ludu walczącego o wolność w każdym wymiarze. W tym także wolność druku, prasy, wolność słowa po prostu. Pisała więc także „Gazeta Polska” o ucisku Moskali, o więzieniach, kazamatach, śledztwach i procesach, zajmując się choćby żywo losem uwięzionych członków Towarzystwa Patriotycznego.
W momencie wybuchu Powstania Listopadowego pismem kierował Tomasz Gębka, będący jednocześnie kierownikiem biura w Izbie Obrachunkowej. Współpracownikami gazety byli Józef Woliński, Jan Nepomucen Janowski i ks. Kazimierz Pułaski. W styczniu na obsadę komitetu redakcyjnego wpływ miało Towarzystwo Patriotyczne, powołując oprócz wspomnianej trójki Kazimierza Wójcickiego. „Gazeta Polska” spełniała niezmiernie ważną rolę informacyjną, stając się nie tylko swego rodzaju kroniką powstania, ale też gazetą pretendującą do funkcji quasi urzędowej (wydawano specjalne dodatki dla wojska, drukowano stenogramy wypowiedzi sejmowych), a także stanowiła źródło informacji ze świata czy wiadomości kulturalnych. Jednak jej osią, sensem i celem było towarzyszenie Polakom w trudnych chwilach wojny i rewolucji. Także w sytuacji, w której dochodziło do konfliktów wewnętrznych, w których pismo stawało po stronie ludu i republikańskich wartości, wiążąc się ideowo z Towarzystwem Patriotycznym. Oto w styczniu doszło do detronizacji przez polski sejm cara rosyjskiego (do 25 stycznia 1831 roku Mikołaj I był formalnie królem polskim). W numerze, który ukazał się następnego dnia znalazły się informacje o akcie detronizacyjnym: „Izby połączone wyrzekły dnia wczorajszego jednomyślnie, usunięcie rodziny Romanowów od tronu polskiego”. Pojawiła się też cytowana odezwa feldmarszałka Iwana Dybicza do Polaków, nawołującego do posłuszeństwa i lojalności, oraz do tego, by nie sprzeciwiać się wkraczającemu wojsku rosyjskiemu. Były też tam groźby – że kto by z bronią był schwytany oddany będzie „całej surowości praw”, czyli pod sąd wojenny, zaś „główni podżegacze śmiercią, inni zaś wygnaniem karani będą”. Dalej zaś następował piękny opis manifestacji i pochodu patriotycznego na cześć pięciu dekabrystów powieszonych w 1826 roku: Pestla, Murawiewa, Bestużewa, Rylejewa i Kachowskiego, czyli ofiar tegoż właśnie cara Mikołaja. Gazeta opisała dokładną trasę „pochodu żałobnego” i zaznaczyła, że symboliczną „trumnę niosła młodzież akademicka pospołu z oficerami wszelkiej broni”. Kończyła się ta relacja ważnym skazaniem (w jakiejś mierze programowym, jeśli chodzi o „Gazetę Polską”): „Trzeba przyznać, że nie można było powziąć trafniejszego i więcej politycznego pomysłu, jakim był obrzęd niniejszy i cześć oddana przez niego apostołom tej samej sprawy za którą my teraz walczymy. Niech wiedzą Rosjanie, że nie z nimi ale z despotyzmem, który ich gnębi prowadzimy wojnę”.
Cały artykuł Tomasza Łysiaka można przeczytać w tygodniku GP.